Przegląd nowości

„Traviata”w Gdańsku

Opublikowano: środa, 10, październik 2018 21:35

Przyznaję, rzadko zdarza mi się bywać na szeregowym przedstawieniu, a nie dają się one w żaden sposób porównać z przedstawieniami premierowymi, gdzie wszystko ukierunkowane i dopracowane jest na to by reżyser i scenograf mogli zaistnieć, a artyści i dyrygent odnieść sukces. Z kolejnymi przedstawieniami różnie bywa, często niezbyt przypominają to co było na premierze. Tym razem wybrałem się do Opery Bałtyckiej w Gdańsku na szeregowy spektakl Traviaty Giuseppe Verdiego wyreżyserowany przez Karolinę Sofulak. Okazją do tego była zapowiedź występu kilku artystów, których wysoko cenię. Wyszedłem usatysfakcjonowany.

 

Traviata,Baltycka 1

 

Reżyserka wpisała swoją inscenizację w bliżej nieokreślony historycznie czas i miejsce (żadnych krynolin i tiurniur), eksponując zarazem historię miłosną, która może się zdarzyć zawsze i wszędzie. Zadbała też przy tym o dramaturgiczną zwartość inscenizacji i dynamikę akcji, tak w scenach ansamblowych jak i obu scenach zbiorowych z udziałem chóru. W sumie spektakl czytelny bez reżyserskich „pomysłów”, który ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Inscenizacja miała swoją premierę 5 marca 2011 roku. Przyjemność oglądania wydatnie podnosił dobrze dobrany zestaw solistów, którzy stworzonymi kreacjami wokalnymi sprawili, że słuchało się ich również z prawdziwą przyjemnością.


W obsadzie dominowała Karina Skrzeszewska, która partię Violetty wykonała z prawdziwą pasją i wokalnym mistrzostwem. Artystka daje przy tym prawdziwy, a zarazem subtelny, obraz kobiety, która bezgranicznie kocha i gotowa jest w imię tej miłości na każde poświęcenie. W sumie mamy tutaj do czynienia z kreacją subtelnie liryczną, a zarazem wstrząsającą siłą dramatycznego wyrazu. Wielkie barwa należą się Zbigniewowi Maciasowi za wykreowanie wyrazistego obrazu ojca Alfreda. Skupiony i oszczędny w każdym ruchu przekonywująco oddał dramat ojca Alfreda, zimnego dumnego arystokraty, który złą oceną wybranki syna, doprowadził do finałowej tragedii. 

 

Traviata,Baltycka 2

 

Jak zawsze w przypadku tego artysty można podziwiać piękne, wyrównane w każdym rejestrze, brzmienie głosu oraz nienaganne prowadzenie frazy. Wielki duet Violetty i ojca Alfreda w drugim akcie był w ich wykonaniu prawdziwym majstersztykiem. Podobał mi się również Łukasz Załęski w roli zakochanego Alfreda. Nieco nieporadny, nieco egzaltowany, ale bardzo w swoim ujęciu postaci prawdziwy. Udało mu się przy tym wydobyć z tej partii cały jej dramatyzm, nie popadając ani na chwilę w przerysowaną ekspresję.

 

Traviata,Baltycka 3

 

José Maria Florêncio prowadził orkiestrę w taki sposób by podkreślić urok verdiowskiej melodyki, dramatyczny puls i narastający w muzyce dramat. Muzyka ma pod jego batutą właściwą dynamikę oraz tę wspaniałą taneczną lekkość i śpiewność, pod którą czai się od samego początku dramat głównych bohaterów. I jeszcze mały kamyczek do ogródka. Szkoda, że w drukowanej książeczce programowej nie znalazły się niewielkie choćby notki biograficzne występujących solistów. Dotyczy to Kariny Skrzeszewskiej (Violetta), Karoliny Sikory (Flora) oraz Łukasza Załęskiego (Alfred). Jestem przekonany, że swoimi kreacjami szczerze sobie na to zasłużyli.

                                                                                 Adam Czopek