Przegląd nowości

Francuskie słoiki

Opublikowano: środa, 10, październik 2018 21:30

Tytuł filmu w Polsce jest mylący, bo Z perspektywy Paryża ma się nijak do tytułu oryginalnego Mes provinciales (moje prowincjałki, a może prowincjusze), który  jest nawiązaniem do utworu Les provinciales (Prowincjałki) Blaise’a Pascala. Książka Pascala i zawarte w niej myśli grają tutaj pewną rolę, ale to i tak nie uratuje filmu pod względem frekwencji.

 

Prowincjalki 1

 

Nawet niektórzy bywalcy kin studyjnych „nie wyrabiają” i powolutku opuszczają salę, zwłaszcza, że obraz cechuje się bardzo wolną narracją, jest czarno-biały, dość posępny, rzewny i refleksyjny, a dodatkowo muzyka w nim użyta zalicza się wyłącznie do tzw. klasyki. Wracając do tytułu polskiego, nie chodzi tutaj o perspektywę Paryżan, ale właśnie odwrotnie, o wejście w świat francuskiej stolicy kulturalnej przez ludzi z prowincji, a więc mówiąc po naszemu przez „słoiki”. Są to młodzi ludzie, którzy do Paryża przyjeżdżają na studia, wynajmują jakieś skromne mieszkania, często na spółkę z inną osobą i zaczynają korzystać z życia. Nic specjalnego się nie dzieje, bardziej istotne od prac studenckich wydają się wieczorne imprezy, na których młodzi adepci różnych sztuk dyskutują między sobą na bardzo poważne tematy, są pełni wiary we własne siły, ale ta wiara co jakiś czas rozwiewa się z pierwszymi niepowodzeniami i wtedy przychodzi kompletna niewiara, depresja, beznadzieja.


Wszystko to opowiedziane w ciągu 137 minut, czyli przez ponad dwie godziny. Główny bohater Etienne studiuje reżyserię filmową na Sorbonie, ale jego własne próby artystyczne z trudem usiłują się wykluć ze skorupki wyobraźni. Etienne, który ma dosyć wyrafinowany gust – słucha głównie muzyki Bacha – mierzy bardzo wysoko, ale nie ma śmiałości pokazania swoich ambicji, zbyt mocno daje się uwieść hurra-autoprezentacjom swoich kolegów. 

 

Prowincjalki 2

 

To w sumie kliniczny przykład rozterek dojrzewających artystów, którzy oczywiście część swej energii poświęcają różnym miłościom i miłostkom. Wszystko traktują dość romantycznie, choć film jest skrajnie daleki od tzw. komedii romantycznej. Mamy tutaj kilka typów adeptów sztuki filmowej. Jest przyjaciel Etienne – Jean-Noël i jest Mathias. Z żadnego z nich nie urodzi się nowy Bergman ani Bunuel. Co ciekawe – Etienne i Jean-Noël potrafią coś niecoś zagrać na pianinie. To m.in. fragment Symfonii Gustava Mahlera użyty w filmie Śmierć w Wenecji. Jean Noël gra też i śpiewa jedną z piosenek Erica Satie. Film w reżyserii i według scenariusza Jean-Paul Civeyraca odniósł pewien sukces na Festiwalu w Berlinie, prezentuje wysoki poziom intelektualny, jest też dobrze zdokumentowany psychologicznie. A poza tym – Bach na fortepianie, wiolonczeli i z orkiestrą, Satie i Mahler. Coś dla smakoszy.

 

                                                                                           Joanna Tumiłowicz