GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościMuzyka w starym Krakowie wirtuozami stoi
Strona 2 z 5
Czyżby z ducha przekory Schubertowskim „improwizacjom”, bo tak można tłumaczyć francuskie określenie gatunkowe impromptu, nadał z kolei zdecydowanie powściągliwy charakter? Utemperował ich rozwichrzenie, koncentrując się nade wszystko na dyscyplinie przebiegu formalnego. Unikał zarazem skrajności dynamicznych, choć z umiarem odwoływał się do wzbogaconej agogiki, a więc różnicowania temp. A wysłuchaliśmy tego wieczora cztery impromptus op. posth. 142 (u Deustcha oznaczone pozycją 935). Muszę przyznać, że nie potrafię poddać się czarowi gry Grigorija Sokołowa i bez reszty nią zachwycić. Przede wszystkim brakuje mi u niego indywidualnego touché, po którym można by od razu go rozpoznać, a w utworach Schuberta pojawiał się niekiedy dźwięk nieco przebity. O ile rozczarował mnie do pewnego stopnia program „obowiązkowy”, o tyle z nawiązką zrekompensowały to bisy, z których rozrzutności słynie ten artysta. Właściwie złożyły się one na drugi recital, albowiem pianista uraczył publiczność sześcioma naddatkami.
Zwłaszcza ten chopinowski – Preludium Des-dur op. 28 nr 15 – po rewelacyjnej interpretacji sprzed dwóch lat II Sonaty b-moll op. 35 utwierdził mnie w przekonaniu, że jest on niezrównanym chopinistą i szkoda, że tak skąpi utworów tego kompozytora podczas krakowskich występów. Z kolei zjawiskowo zagrane ulotnym dźwiękiem preludium Des pas sur la neige Debussyego przekonało, że nieobca jest mu także estetyka muzyki bliższej naszych czasów. Dwa dni później z recitalem wystąpił brytyjski wiolonczelista Steven Isserlis. Na początek zagrał III Suitę C-dur BWV 1009 Johanna Sebastiana Bacha, niczym w wodnym żywiole, płynnie przechodząc pomiędzy jej sąsiadującymi ogniwami. Z kolei pykniczny temperament odnosił się zarówno do kontrastowego ułożenia ich samych, jak i sposobu wykonania, z którym mieliśmy do czynienia. Kurant porywał swoją żywiołowością, za to zamyślona Sarabanda wprowadzała czynnik kontemplacyjny, co jakiś czas zwalniając i jakby zatrzymując się w czasie za sprawą nieśpiesznie płynącej frazy. Pierwsze Bourrée pod koniec uzyskało dynamikę piano i rozbrzmiewało niczym własne echo, wreszcie Giga, akcentowana mocniejszymi pociągnięciami smyczka. W melancholijny nastrój wprowadziło natomiast bardziej przyziemne, zwłaszcza w zestawieniu z poprzedzającym go utworem, schumannowskie Fantasiestücke op. 73, którego wykonanie nieco mnie rozczarowało, mimo właściwej dla romantyzmu aury namiętności i odpowiadającej jej gry pełnej uniesienia w trzecim ogniwie, wydającego się wszakże nieco przybladłym na tle emocjonalności bachowskiej suity. Odczuwałem też jako niewystarczającą współpracę pomiędzy wiolonczelistą a akompaniującą mu pianistką Ya Fei-Chuang. O ile w kompozycji Schumanna można było uznać to za mankament, o tyle za walor w neoklasycznej I Sonacie Bohuslava Martinů, w której obydwie partie są równorzędne (długie wstępy fortepianowe do dwóch pierwszych części: Poco allegro i Lento) i niekiedy przybierają formę muzycznego agonu, a więc współzawodnictwa pomiędzy obojgiem artystami. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |