Przegląd nowości

Koch a sprawa polska

Opublikowano: czwartek, 23, sierpień 2018 22:12

Koncert orkiestry instrumentów historycznych Concerto Köln pod kierunkiem Gianluca Capuano wypełnił sporą część okolicznościowych ambicji programowych XIV Festiwalu Chopin i jego Europa. Miały one bowiem rocznicowo zwrócić uwagę na dzieje polskiego Hymnu Narodowego w muzyce klasycznej. Marcin Gmys, autor obszernego wstępu do książki programowej, wymienił z tuzin przykładów, kiedy temat Mazurka Dąbrowskiego wchodził na prawach „znaczącej melodii” do rozmaitych utworów komponowanych przez Polaków i obcokrajowców. Różne były tego powody i reperkusje, niekiedy zasygnalizowanie tej pieśni wiązało się ze sporym ryzykiem i wymagało odwagi, innym razem było rodzajem hołdu dla postawy naszych Rodaków albo wyrazem rozdzierającego żalu. Mówimy oczywiście o czasach, kiedy państwa polskiego nie było na mapie politycznej.

 

Tobias Koch 1

 

Dziś już wyzwoleni z historycznych kontekstów moglibyśmy spojrzeć na sprawę polskiego hymnu bez zbędnych obciążeń i kompleksów, tyle, że w tzw. międzyczasie oduczyliśmy się indywidualnie i zbiorowo śpiewać, zresztą nie tylko Mazurka Dąbrowskiego. W sytuacjach oficjalnych wolimy podeprzeć się profesjonalnym nagraniem. A w praktyce nawet jeden z największych „patriotów” nie radzi sobie ani z melodią ani tekstem, co może oznaczać, że nasza aktywność i osobiste wykonawstwo w tym zakresie, są niespecjalnie potrzebne. Obchody 100-lecia Niepodległej stały się jednak dobrą okazją do podjęcia próby naprawy. Polska szkoła (podstawowa) sporo już zrobiła, aby przynajmniej dzieci nauczyć jak to idzie (uczą się w pierwszej klasie, a w trzeciej już nie pamiętają), ale pomysł, by taką misję podjął jeden z najlepszych polskich festiwali muzycznych też trzeba uznać za bardzo trafiony. W różnych punktach programu pojawiają się więc forpoczty tego rocznicowego zadania. Świetny Kwintet smyczkowy Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego był jedną z najlepszych egzemplifikacji problemu „hymn a sprawa polska”, bo tutaj w pogodnym, nawet krotochwilnym utworze został wprowadzony temat Mazurka w atmosferze smutnej, żałobnej, wręcz tragicznej. Wspaniały utwór, bardzo polski i takie samo wykonanie, żarliwe i natchnione. Ale przecież kwestia hymnu nie jest wyłącznie sprawą polską. Każdy naród, każde szanujące się państwo ma taki symbol tożsamości muzycznej. Losy wybranych melodii bywały nieraz bardzo pokrętne, by skupić się tylko na dwóch narodach - niemieckim i rosyjskim (radzieckim). Czy muzyka ponosi winę za wojny i okrucieństwa dokonywane pod sztandarami rozmaitych nacji? Przywołany już koncert zespołu Concerto Köln mógłby być wprowadzeniem do takiej dyskusji.


A jeszcze solista Tobias Koch uzupełnił „hymniczny” kontekst repertuaru o własny wkład emocjonalny i kreacyjny. Inna sprawa, że większość zaprezentowanego programu od strony artystycznej plasowała się na dosyć niskiej półce, co zresztą wynika z samego pomysłu okazjonalnego wplatania w tkankę utworów tematu z wybranego hymnu. To był w wielu przypadkach czysty koniunkturalizm, a może nawet służalczość. Zaczęło się oczywiście od Mazurka Dąbrowskiego, którego użył w Uwerturze do opery Polak i jego syn niemiecki twórca Albert Lortzing. Ponoć swego czasu miał z tego powodu jakieś przykrości. Przepraszamy i prosimy o wybaczenie. Zaraz potem przyszedł czas na hymn brytyjski God save the King w wariacyjnej aranżacji najmłodszego z synów Bacha, a po nim jeszcze słabsze opracowanie Marsylianki niejakiego Gosseca.

 

Tobias Koch 2

 

Brytyjczycy byli reprezentowani jeszcze przez jeden hymn, tym razem imperialno-żeglarsko-promsowy Rule Britannia w aranżacji ucznia samego Beethovena Ferdinanda Riesa. Tutaj również niezastąpionym solistą był Tobias Koch. Jednak główną rolę pianista ten odegrał w utworze kolejnego Beethovenowskiego ucznia Karla Czernego, gdy w kadencji upinającej ciągnące się niemiłosiernie wariacje na temat hymnu niemieckiego przyfastrygował temat Mazurka Dąbrowskiego. To mogłoby być nawet motywem założycielskim Muzycznego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Niemieckiej. Ale jeszcze wcześniej mieliśmy wariacje na temat hymnu holenderskiego autorstwa Johanna Wilhelma Wilmsa. I wreszcie na zakończenie hymn Unii Europejskiej – pardon, opracowanie bez chóru i solistów śpiewaków słynnej Ody do radości IX Symfonii Beethovena, gdzie wreszcie pokazano absolutne mistrzostwo w posługiwaniu się techniką wariacyjną. Nie był to jednak koniec hymnicznie-patriotycznego wzmożenia. Orkiestra odegrała jeszcze raz na bis melodię polskiego hymnu w aranżacji Lortzinga, zaś Tobias Koch zaprezentował to samo, ale w autorskiej wizji Mazurka Dąbrowskiego jako Mazurka Chopinowskiego. Nota bene sporo wcześniej Chopin zrobił to własnymi rękoma w Dreźnie i narobił kłopotu nie sobie, ale hrabiemu Krasińskiemu, który musiał się tłumaczyć sekretarzowi ambasady rosyjskiej. Taka historia lubiła się powtarzać, bo muzyczne motywy bywają czasami natrętne. Dziś na szczęście twórczość popularna sprowadziła melodię do 2-3 dźwięków, które choć są natrętne, ale żadnego przesłania nie niosą. Hymny zatem stały się anachronicznymi świadectwami niegdysiejszych społecznych kompetencji muzycznych, zbyt trudnych dla współczesnego przeciętnego obywatela. To zajęcie wyłącznie dla zawodowych artystów.

                                                                       Joanna Tumiłowicz