Przegląd nowości

Jak kiedyś grano

Opublikowano: środa, 22, sierpień 2018 12:59

Recital Alexeia Lubimova wprowadził nas do tunelu czasoprzestrzennego, którym się podróżuje wstecz. Tak trafiliśmy do jakiegoś niewielkiego XIX-wiecznego salonu z pianinem marki Pleyel. Wygaszone światła stworzyły odpowiedni nastrój, nie musieliśmy patrzeć na plątaninę reflektorów i ekranów akustycznych studia radiowego, nie zajmowaliśmy się siedzącymi w fotelach obok nas słuchaczami. Uwaga skupiona została na skromnym artyście, który na tym zacierającym szczegóły partytury instrumencie grał obmyślone przez siebie „potpourri” złożone z popularnych kompozycji Chopina, Bacha, Mozarta i Beethovena.

 

Alexei Lubimov 858-1139

 

Łączył poszczególne kawałki pasażami i modulacjami. Czy robił to dobrze, pięknie, sensownie? Trudno wyrokować. To był jego wieczór. On nas prowadził w przeszłość, gdzie romantyzm Mozarta stykał się z klasycyzmem Chopina i odwrotnie. Sonata księżycowa van Beethovena pasowała tematycznie do Kołysanki Chopina, zatem oba utwory można było zagrać łącznie, bez jakiejś formalnej przerwy, jak jedną fantazyjną kompozycję. A gdy skończyła się napisana przez Mozarta Fantazja d-moll,  którą grają w szkole wszyscy pianiści Lubimov nie przestał grać, wykonał kilka dodatkowych pasaży, quasi Mozartowskich figuracji, by znów zagrać jakiegoś „łatwego” Chopina. Zabytkowe pianino nie było narażone na próbę sił, ale łagodny, niemal aksamitny dźwięk rozchodził się w studiu radiowym bez uszczerbku.


Po przerwie artysta przesiadł się do zabytkowego Erarda, by na tym brzmiącym bardziej „drewniano” fortepianie zagrać komplet Ballad Chopina. Ale znów nie dał nam XXI-wiecznego recitalu, tylko namiastkę występu z epoki – Chopina i jego Europy – gdzie na soliście spoczywał obowiązek „przyprawienia” repertuaru. Lubimov w krótkich słowach wyjaśnił, że tak kiedyś wyglądał występ, muzyk przed wykonaniem poważnych, dłuższych utworów niezobowiązująco „preludiował”.

 

Alexei Lubimov 858-1141

 

Może po to, by się samemu lepiej skoncetrować a może chciał łagodnie przygotować słuchaczy na „danie główne”. Tym razem owe „preludiowanie” pozostawił samemu Chopinowi, który przecież skomponował aż 24 takie krótkie muzyczne „przystawki”. Utarł się zwyczaj, by Preludia z op. 28 grać łącznie w ramach jednego recitalu. Pianista musi jak urzędnik przyjmujący skargi i wnioski petentów przerzucać na swoim biurku różne papiery, namiętne prośby, dramatyczne groźby, nieśmiałe westchnienia i jakieś kompromitujące donosy. Preludia Chopina grane i nagrywane łącznie nie oddają intencji kompozytora, ale w interpretacji Lubimova, który każdą Balladę poprzedził odpowiednio dobraną miniaturą tego samego autora sens wyszedł sam z siebie. Artysta tak się spodobał, że na bis musiał zagrać jeszcze „piątą” Balladę, czyli Barkarolę, już bez żadnego Preludium, i jeszcze na koniec, Preludium fortepianowe Debussy’ego. Tutaj już wiek XIX ukłonił się wiekowi XX, ale wszystko odbyło się w tym samym tunelu czasoprzestrzennym.

                                                                        Joanna Tumiłowicz