Przegląd nowości

Opera Królewska i akcja protestacyjna

Opublikowano: poniedziałek, 23, lipiec 2018 07:26

Po obnażeniu nieuctwa, cwaniactwa i bezczelności reżyserów dopuszczanych do kiereszowania polskich spektakli operowych (co uczynił Jacek Marczyński w zamieszczonym na portalu internetowym kultura.onet.pl felietonie „Jak zrobić karierę?”), miło było znaleźć się na spektaklu Don Giovanniego Mozarta w Polskiej Operze Królewskiej w Łazienkach, gdzie obejrzałem przedstawienie 6 lipca.

 

Partię tytułową śpiewał Robert Gierlach. Był Giovannim wyśmienitym wokalnie, aktorsko i aparycyjnie, choć ostatnio nieco przytył (uważaj!). Rewelację przedstawienia stanowił młody bas Patryk Rymanowski, dopiero co zdymisjonowany z Teatru Wielkiego w Łodzi, kierowanego – mamy nadzieję chwilowo – przez trzeciorzędnego tenora i znowu „niedysponowanego” dyrygenta.

 

„Nie moje małpy, nie mój cyrk”, ale wyrzucając tak utalentowanego, pięknogłosego, świetnie dysponowanego i urodziwego solistę, podobno w trosce o poziom artystyczny, rządzący tenor powinien znaleźć się ewentualnie w chórze, a dyrygent na odwykówce i rencie!

 

W Teatrze Królewskim w Starej Oranżerii Donnę Annę rewelacyjnie śpiewała Gabriela Kamińska, Donnę Elwirę – nieco słabsza Tatiana Hempel-Gierlach, a Zerlinę – bezkonkurencyjna i boska Marta Boberska. Komandorem był obdarzony pięknym basem profondo Tomasz Raff, Masettem – Robert Szpręgiel, a Don Ottaviem – Leszek Świdziński, którego rodzaj głosu daleki jest od mozartowskich standardów, choć to bardzo dobry tenor i świetny operowy artysta.

 

Wysoki poziom przedstawienia wyznaczała przede wszystkim batuta Łukasza Borowicza. Coraz częściej poznają się na nim światowe centra muzyczne. W jesieni wybieram się do Paryża na cykl spektakli Hugonotów Meyerbeera, którymi dyrygować będzie w Opera Bastille.

 

Inscenizacja i reżyseria Ryszarda Peryta dla polskich miłośników opery jest rodzajem zadośćuczynienia po tym, co ostatnio musieli oglądać w Warszawie (bezczelna Carmen), Poznaniu (idiotyczny Napój miłosny), we Wrocławiu (bałamutna Capuletti i Montecchi) oraz Krakowie (powszechnie krytykowana Anna Bolena).


Opera Królewska to dobry pomysł. Podobno Peryt nosił go w sobie od czterdziestu lat swej trudnej, ale jakże owocnej, przepełnionej wiernością dla sztuki operowej reżyserskiej kariery. Siedząc wśród rozentuzjazmowanej publiczności i uczestnicząc w finałowej owacji odczuwałem olbrzymią akceptację jego poczynań zarówno jako reżysera, jak i kreatora nowego zjawiska w polskim życiu operowym.

 

Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego, któremu zawdzięczamy ubiegłoroczną decyzję o powstaniu Opery Królewskiej zasugerowałbym nieśmiało równie odważne uczynienie następnego kroku. Aby poprawić warunki pracy tych wspaniałych artystów należałoby dobudować do zabytkowej Oranżerii – połączony dyskretnym pasażem – nowoczesny obiekt mieszczący garderoby, sale prób, magazyny, biura administracji i gabinety dyrekcji.

 

W ten sposób zapewni się jeszcze większą dynamikę pracy tego kreatywnego zespołu, który już w pierwszym sezonie wyprodukował zaiście imponującą ilość premier (Wesele Figara, Nędza uszczęśliwiona, Alexander i Apelles, Dziady – Widma, Thamos, Habdomes Klonowic)oraz szereg koncertów, recitali i wydarzeń wyjazdowych. Wybudowanie tak pomyślanego zaplecza (w ten sposób uratowano wiele zabytkowych niemieckich gmachów teatralnych zniszczonych podczas ostatniej wojny) zabezpieczy losy Opery Królewskiej przed nieuchronnymi w przyszłości przeciągami politycznymi.

 

Następnego ranka przechodząc przed Teatrem Wielkim z bólem serca zobaczyłem oflagowany fronton z olbrzymim napisem „Akcja protestacyjna”. Jeśli przeciwko kosztownym i beznadziejnym wyczynom Trelińskiego, chybionym realizacjom z ostatnią skandaliczną Carmen na czele, nie zawsze sensownym koprodukcjom, czy niezwykle drogim, a często kiepskim gościnnym występom – to proszę bardzo! Ale jak słyszę, chodzi o domaganie się podwyżki w kwocie 850 zł. dla każdego pracownika ponad tysiącosobowej załogi. Tu już radziłbym się zastanowić.

 

Trudno będzie komukolwiek zrozumieć, dlaczego pracownicy Teatru Wielkiego źle zarabiają, chociaż ich dotacja znacznie przekracza sumę 100 milionów zł. Wszystkie pozostałe polskie teatry muzyczne ledwie żyją z blisko ośmiokrotnie niższymi funduszami. Radzę to przemyśleć, zanim dojdzie do eskalacji konfliktu, w każdym razie negatywnie postrzeganego przez społeczeństwo. Może w drodze wewnętrznego porozumienia, a nie publicznych protestów, przeanalizować podział tej ponad stumilionowej dotacji tak, aby zapewnić ludziom należną im godziwą płacę.

 

Ostatnio niewiele wskórali niepełnosprawni, służba zdrowia, górnictwo, kolejarze i nauczyciele. Czy ktoś sądzi, że będzie zgoda, aby każdy pracownik Opery Narodowej tak od razu dostał 850 zł. do comiesięcznej pensji? Wątpię!

                                                                              Sławomir Pietras