Przegląd nowości

„Don Juan” bez wstydu

Opublikowano: poniedziałek, 16, lipiec 2018 18:11

Jeśli mieliśmy jakieś obawy, że nasi artyści operowi nie przedstawiają w kraju takiego poziomu, jaki proponuje zagranica, to premiera mozartowskiego Don Giovanniego w wykonaniu Polskiej Opery Królewskiej może skutecznie wyleczyć z kompleksów.

Don Juan Krolewska 1

Dzień po wysłuchaniu arcydzieła na scenie Teatru Stanisławowskiego w stołecznych Łazienkach nasza radiowa „dwójka” przypomniała obfite fragmenty tej opery w nagraniu paryskim z 1979 roku, z takimi gwiazdami jak Ruggero Raimondi, Kiri Te Kanawa, Jose Van Damme czy Teresa Berganza. Dyrygent Lorin Maazel miał do dyspozycji lepszą orkiestrę niż Łukasz Borowicz, który prowadził zespół niekiedy nierówno intonujący i tradycyjnie kiksujące waltornie, co jest chyba cechą wrodzoną polskich dęciaków, ale na tym kończą się w zasadzie nasze niedostatki.


Robert Gierlach w tytułowej roli radził sobie znakomicie, był rewelacyjny w recytatywach, bardzo przekonujący w ariach, gdzie jego lejący się głos zyskiwał na sile. Był też świetny aktorsko, dynamiczny i pomysłowy.

Don Juan Krolewska 2

Patryk Rymanowski jako Leporello pokazał dobrze brzmiący głos w całej skali, może tylko niekiedy płaski w fermatach, ale nadrabiał również dobrymi pomysłami aktorskimi, zwłaszcza sztuką przewracania się, co można uznać za firmowy chwyt inscenizacyjny reżysera widowiska Ryszarda Peryta. Bardzo dobre wrażenie, mocny, prawidłowo postawiony głos i wielką muzykalność pokazała Gabriela Kamińska jako Donna Anna.

Don Juan Krolewska 3

Jej występ przyćmił nieco Donnę Elvirę w wykonaniu Tatiany Hempel-Gierlach, intonującej czasem zbyt ostro, co u Mozarta może nieco drażnić. Absolutną swobodę w kreowaniu partii Zerliny pokazała Marta Boberska mająca za scenicznego męża bardzo dobrego Roberta Szpręgiela. Nie najlepiej poszczęściło się Komandorowi - Tomaszowi Raffowi, bo reżyser umieścił go w najważniejszym Arioso w głębi sceny i zabudował w szafie, gdzie jego bas brzmiał anemicznie. Bez zarzutu wypadł jedyny tenor - Leszek Świdziński, który swą bezbarwną aktorsko rolę okrasił dobrym, a przecież bardzo trudnym śpiewem. Była to obsada bardzo dobra, ale jak się dowiedzieliśmy z ust dyrektora POK miała być pierwotnie inna, tylko niedyspozycje dwojga wykonawców zmusiły teatr do przygotowania nagłych zastępstw, których nie zdążono nawet wprowadzić do drukowanej kartki z obsadą.


Kłopotliwy przypadek nie wpłynął jednak w najmniejszym stopniu na poziom przedstawienia – tak można domniemywać. Słowa pochwały należą się muzykom występującym na scenie – dobry był klawesynista Krzysztof Trzaskowski, prócz tego Menueta grał niewielki zespół z pamięci, a do Serenady przygrywał perfekcyjny mandolinista.

Don Juan Krolewska 4

Wszystko na żywo, w czasie rzeczywistym. Polska Opera Królewska postarała się o ładnie uszyte, atrakcyjne kostiumy z epoki – dzieło Marleny Skoneczko, nie zapewniła natomiast tłumaczenia na wyświetlaczu, dostarczyła natomiast pełne drukowane w osobnej książeczce libretto po polsku, co miało tę zaletę, że można się było skupić na słuchaniu pięknej muzyki, a nie śledzeniu tekstu.

Don Juan Krolewska 5

Dobrze wykonywany Mozart stał się za sprawą dyrektora Stefana Sutkowskiego polską specjalnością, a dziś z tego dorobku korzystają „dzieci” założonego przez niego teatru - największej opery kameralnej na świecie, jak sam niekiedy mawiał. Ta wielkość stała się współcześnie wadą i powodem szeregu zmartwień, ale w rezultacie tak bardzo nie zaszkodziła, skoro mamy dziś dwie kameralne opery w Warszawie. A Ryszard Peryt, niegdyś święcący triumfy i zbierający nagrody za inscenizacje mozartowskie, wciąż gotów jest w tej specjalności udowadniać, że można się trzymać tradycji, nie udziwniać i nie uwspółcześniać na siłę. A sukces przychodzi wtedy, gdy strona muzyczna jest bez zarzutu, daje satysfakcję słuchaczom i wykonawcom.

                                                                    Joanna Tumiłowicz