Przegląd nowości

„Parsifal”w Opéra Bastille

Opublikowano: niedziela, 15, lipiec 2018 17:57

Nowa inscenizacja wagnerowskiego Parsifala w Operze Paryskiej, była przez publiczność i krytykę niecierpliwie oczekiwana nie tylko dlatego, że jej pierwsze przedstawienia musiały z powodu awarii technicznych zostać odwołane, ale przede wszystkim ze względu na fakt, iż ostatni raz to uroczyste misterium sceniczne pokazano w przepastnej sali przy placu Bastylii w roku 2008. Wyreżyserował je wówczas Krzysztof Warlikowski, którego kontrowersyjna, wszak pasjonująca wizja wywołała wiele gorących sporów i wieloznacznych ocen, nie pozostawiając przecież nikogo obojętnym.

Parsifal,Bastille 1

Niestety nie można tego powiedzieć o końcowym rezultacie pracy brytyjskiego inscenizatora Richarda Jonesa, zdradzającej pewną ambicję poszukiwania oryginalnych tropów interpretacyjnych, ostatecznie rozczarowującej jednak banalnymi i nie zawsze spójnymi koncepcjami, niejednokrotnie powielającymi znane już skądinąd pomysły.

Parsifal,Bastille 2

Otóż Jones postanowił zdesakralizować muzyczno-filozoficzny testament Wagnera i wykazać, że jego dzieło obnaża dwa poziomy występujących przeciwko naturze iluzji: „szalony świat pornografii” i „świat dogmatów” (to wyrażenia zaczerpnięte z umieszczonego w programie tekstu reżysera). Można się zatem domyślać, że w pierwszym przypadku chodzi tutaj o hedonistyczne i zatrute występkiem królestwo czarownika Klingsora, symbolizujące znienawidzone przez kompozytora społeczeństwo dekadenckie, zaś w drugim o niemniej godną potępienia - według Jonesa - wspólnotę Graala, jakby uwięzioną w rytualnej adoracji świętych relikwii, choć tak naprawdę pozbawioną prawdziwej i żywej wiary. Jej odziani w utrzymane w szarych barwach i zuniformizowane stroje sportowe członkowie, tworzący działającą w jakimś bliżej nieokreślonym reżimie totalitarnym sektę, gromadzą się już nie w zamku Montsalvat, lecz u stóp złotego posągu Titurela, założyciela owej sekty.


Tkwiąc w nieruchomych pozach oddają się w ciszy lekturze księgi zatytułowanej „Wort” (Słowo), pojawiającej się również w tłumaczeniu na inne języki, jakby swoistej biblii tej szczególnej grupy wyznaniowej. Owe księgi pojawiają się jeszcze w rozgrywającym się w bibliotece akcie trzecim, kiedy brodaci, okryci tym razem czarnymi pelerynami i zdradzający zmęczenie adepci ściągają z półek grube tomy, manifestując zarazem niepokojące skłonności do przemocy.

Parsifal,Bastille 3

Wykonują przy tym gesty przypominające samobiczowanie się, stawianie znaku krzyża czy udzielanie namaszczenia. Poszczególne obrazy ulegają zmianie na oczach widza dzięki przesuwającej się płynnie w poziomie scenografii (sygnowanej - podobnie jak stroje - ULZ), ukazującej kolejne miejsca akcji (pokoje, kuchnia, sala przyjęć…).

Parsifal,Bastille 4

Dużym zaskoczeniem jest zastąpienie ogrodu zwodniczych czarów podejrzanym laboratorium, służącym Klingsorowi do dokonywania manipulacji genetycznych, mających wyraźnie na celu klonowanie kobiet o wyglądzie zaspokajającym rozmaite fantazmy pornograficzne mężczyzn. O skuteczności jego eksperymentów przekonujemy się w akcie drugim, kiedy to spierające się o względy Parsifala Dziewczęta-Kwiaty - w postaci kolb zmodyfikowanej kukurydzy - przyjmują wygląd rozkraczających nogi nimfetek o wydatnych biustach i narządach płciowych o sztucznie powiększonych rozmiarach. Wyjątkowa wulgarność tej rażącej szpetotą perspektywy odziera całą scenę z poetyckiej aury i przekonująco tłumaczy negatywną reakcję nieulegającego tym „zalotom” bohatera (na szczęście porażka Dziewcząt-Kwiatów powoduje ich przemianę w spopielone szkielety).


Trudno też zrozumieć, dlaczego prowadząca ów obsceniczny seans Kundry ukazuje się w różowej sukience i ze staromodnym kapelusikiem na głowie, które następnie zamienia na czarny strój w modnym stylu hard. Zmysłowości i erotyzmu pozbawiony jest duet pomiędzy Kundry i Parsifalem, zakończony na białej i zalanej lodowatym oświetleniem (Mimi Jordan Sherin) ławce. Irytację wzbudza widok cierpiącego Amfortasa, skręcającego się z bólu i tarzającego w strumieniach krwi, której obfity ubytek rekompensują solidarnie oddający mu własną krew rycerze. Wreszcie, kiedy w finale Parsifal traci wzrok, tak jakby go już nie potrzebował i wewnętrznie wypatrywał innej rzeczywistości, obserwujemy jak oddala się na czele swoich adeptów, co może sugerować, że teraz to on staje się założycielem nowej sekty.

Parsifal,Bastille 5

Ostatecznie nie ma tu zatem mowy o cudzie wielkopiątkowym, o zbawieniu czy odzyskaniu prawdziwej wolności, gdyż trywialna i w gruncie rzeczy sprzeniewierzająca się przesłaniu dzieła wymowa realizacji Jonesa sprowadza się wyłącznie do potępienia ślepej wiary i dogmatów wszelkich religii oraz do napiętnowania wpływu roznamiętnionych zmysłów na ludzkie życie.

Parsifal,Bastille 6

Pod batutą Philippe’a Jordana Orkiestra Opery Paryskiej urzeka fantastycznym i wyrafinowanym brzmieniem, plastycznością frazowania i mistrzostwem w zakresie kreowania skontrastowanych klimatów. Jednocześnie jej gra pozostawia poczucie niedosytu, albowiem brakuje w niej wciągającej słuchacza bez reszty dramaturgii, budowanej z rozmachem i na szerokim oddechu narracji, mistycznych uniesień czy porywającej wszystko na swojej drodze lawiny emocji. 


W tej sytuacji uwaga skupia się przede wszystkim na prezentującym wysoki poziom zespole solistów, z hipnotyzującym szlachetnie zabarwionym i oddającym szeroką skalę przeżyć udręczonego Amfortasa barytonem Peterem Mattei na czele.

Parsifal,Bastille 7

Pozytywne wrażenie wywiera również nacechowany pogłębioną ekspresją, zmysłowością i „diabelskim” temperamentem występ debiutującej na paryskiej scenie sopranistki Anji Kampe w roli Kundry oraz kreacja Evgeny Nikitina, którego jasno brzmiący i atrakcyjnie zabarwiony w górze skali baryton paradoksalnie bezbłędnie służy eksponowaniu mrocznych stron charakteru perwersyjnego czarownika Klingsora.

Parsifal,Bastille 8

Zastrzeżenia budzi natomiast śpiewający tytułową partię Andreas Schager (niekorzystnie ubrany w sportowy strój do biegania), imponujący wprawdzie dużym wolumenem solidnie prowadzonego i swobodnie przebijającego się przez dźwiękową masę orkiestry głosu, niezdolny wszakże w scenach o bardziej intymnym charakterze do wokalnego niuansowania czy uwydatniania lirycznych odcieni. Ponadto dość niezgrabnie ucieleśniany przez zdradzającego przeciętne aktorstwo Schagera Parsifal bardziej tu przypomina przytłoczonego wydarzeniami niezdarę niż niosącego uzdrawiającą moc rycerza. I tak oto zapowiadana jako jedno z ważniejszych wydarzeń artystycznych tego sezonu w Paryżu inscenizacja nie spełnia pokładanych w niej nadziei.

                                                                 Leszek Bernat