Przegląd nowości

Festiwal w Łańcucie: w świecie opery

Opublikowano: niedziela, 15, lipiec 2018 17:54

Zgodnie ze zwyczajem jaki zapanował od kilku lat, LVII Festiwal Muzyczny w Łańcucie zainaugurowało widowisko operowe, rozgrywające się na tle pałacowej fasady. Na tę okazję zaproszono Operę Lwowską z przedstawieniem Balu maskowego Giuseppe Verdiego. 

Festiwal w Lancut 2018 2

Inscenizacja Wasyla Wowkuna jest tradycyjna i sprowadza się do wiernej ilustracji libretta w wersji, ze względów cenzuralnych przeniesionej do Nowego Świata i z monarchą zdegradowanym do rangi przedstawiciela angielskiego króla, a więc gubernatora. 

Festiwal w Lancut 2018 4

Rozgrywa się ona w kostiumach z epoki, a przynajmniej teatralnych o niej wyobrażeniach. Dziwić natomiast może, że indiańska wróżka Ulryka występuje w najbardziej strojnej toalecie, co byłoby usprawiedliwione w odniesieniu do historycznej madame Arfvidsson z wersji szwedzkiej, będącej nadwornym medium. Z kolei występujące w tej scenie rekwizyty odwołują się do najrozmaitszych symboli, w tym pięcioramiennej gwiazdy i trójzębów, przy czym te ostatnie nie tyle odnoszą się do ukraińskiego godła, ile raczej atrybutów morskich, albowiem w tej odsłonie pojawiają się ludzie morza, w tym gubernator przebrany za rybaka. Zresztą bardzo efektownie rozegrano tło sytuacyjne dla jego drugiej arii Di' tu se fedele, której towarzyszy obraz marynarzy, wiosłujących pod rozpiętym żaglem.


Prawdziwą ozdobę całego spektaklu stanowił Mychajło Małafij w partii gubernatora Riccarda Warwicka. To młody artysta o urodzie prawdziwego amanta, na dodatek słusznego wzrostu i o zgrabnej sylwetce, przeczący stereotypowym wyobrażeniom o pokracznych tenorach w sile wieku, znanych z minionych epok.

Festiwal w Lancut 2018 6

Rozporządza on świeżym, wzorowo ustawionym głosem o znacznej sile brzmienia, swobodnie płynącym w rozlewnych kantylenach i z łatwością otwierającym się ku najwyższym tonom, pewnie artykułowanym pełnym dźwiękiem. W swojej trzeciej arii Ma se m'è forza perderti dowiódł ponadto, że nieobce mu są głębsze odcienie wyrazowe i operowanie zróżnicowaną dynamiką. Gustaw III, historyczny pierwowzór postaci Riccarda, po zamachu żył jeszcze przez dwa tygodnie, dopóki nie wdała się w ranę infekcja.

Festiwal w Lancut 2018 5

Do pewnego stopnia usprawiedliwia to kłócące się z zasadą prawdopodobieństw długie i forsowne frazy jakie wyśpiewuje śmiertelnie ranny bohater, ale Verdi lubował się w tego rodzaju melodramatycznych efektach, jeśli wspomni się umierające: Abigail i Gildę, czy też Otella. W interpretacji Switłany Mamczur, odtwórczyni Amelii, szlachetnie brzmiały i zachwycały zwłaszcza ustępy lirycznej natury, wymagające wrażliwego frazowania, w których artystka wydobywała wszelkie subtelności dynamiczne i kolorystyczne. Jedynie w szczytowym natężeniu dynamiki w najwyższym rejestrze głos przybierał nieco zduszone brzmienie.


Tercet protagonistów dopełniał Orest Sydir. W jego śpiewie dały się słyszeć objawy pewnego zmęczenia, a także nadmiar wibrata, choć nie sposób odmówić wykonawcy partii Renata znacznej muzykalności oraz wokalnego doświadczenia, szczególnie dochodzących do głosu w arii Eri tu che macchiavi quell'anima, wymagającej roztoczenia szerokiej gamy nastrojów i uczuć, targających postacią męża, podejrzewającego o zdradę żonę i dotychczasowego przyjaciela, którego postanawia zgładzić. 

Festiwal w Lancut 2018 1

Tetiana Wachnowska, wykonawczyni przywoływanej już Ulryki, jak przystało na wschodnich Słowian dysponuje mezzosopranem o znacznej rozpiętości, od ciemnego zaplecza altowego po jasny tembr sopranowy. Jedynie pod koniec arii Re dell'abisso, affrettati, przy zejściu do rejestru piersiowego przybrał on nieco karykaturalny odcień. Tenże w połączeniu z przesadnym akcentowaniem i nieomal skandowaniem dominował w przypadku spiskowców: Samuela i Toma.


Ich sprzysiężenie od początku wyróżnia się na tle jaśniejszego otoczenia dworskiego strojami czarnymi niczym ich skrytobójcze zamiary. Do bardzo udanych zaliczyć należy występ basa Wołodymira Dutczaka w epizodycznej roli marynarza Sylwana. Dzięki niemu zyskała ona znacznie większy ciężar gatunkowy niżby można było o tym sądzić na podstawie samej partytury. Z uwagi na plenerowy charakter przedstawienie odbywało się przy zastosowaniu sztucznego nagłośnienia. Stąd trudno w pełni ocenić wkład kierowanej przez Mychajło Dutczaka orkiestry, albowiem proporcje pomiędzy poszczególnymi sekcjami instrumentalnymi mogły ulec zachwianiu, a zatarciu odcienie kolorystyczne. Ale taka jest cena, jaką trzeba płacić, za szersze upowszechnienie sztuki wysokiej i czynienie z dzieł operowych masowych widowisk. 

Festiwal w Lancut 2018 9

Niewątpliwie najbardziej oczekiwanym wydarzeniem w tej kategorii był występ polsko-francuskiej pary operowej – Aleksandry Kurzak i Roberta Alagni, ze względu na swoją rangę przeniesiony do audytorium Filharmonii Rzeszowskiej. Wydaje się, że francuski tenor przeżywa swą drugą młodość wokalną, wspartą wszakże o dojrzałą świadomość celów artystycznych, do których zmierza, oraz doświadczenie sceniczne i koncertowe. Z kolei polska śpiewaczka nieustannie rozwija swoje możliwości wokalne i umiejętności techniczne, pozwalające osiągać coraz bardziej zadowalające efekty wokalne. Oboje najlepiej odnaleźli się w repertuarze werystycznym, w ich ujęciu sprawiającym wrażenie, jakby stworzony został z myślą o ich głosach. Wbrew opiniom niechętnych temu kierunkowi, że są to „opery krzyku”, w wykonaniu polsko-francuskiego małżeństwa sprawiały wrażenie jak najnaturalniejszego sposobu wyrażania gwałtownych namiętności i uczuć. W ich śpiewie nie wyczuwało się cienia forsowności, ani nadmiaru dynamiki, mimo że nie stronili od mocniejszych kontrastów w tym zakresie. Uderzała też znakomita dykcja, sprawiająca, że tekst pozostawał w pełni zrozumiały i cieszył naturalną prozodią włoszczyzny. Do pewnego stopnia starali się też nadać swemu występowi znamion półscenicznych, kiedy poruszali się po estradzie, a także odpowiadali sobie spoza kulis. Taki charakter przybrała scena zazdrości, czyli duet Mario, Mario, son quiz I aktu na poły autotematycznej opery Giacomo Pucciniego Tosca, skoro jej bohaterka jest… operową śpiewaczką. W tym przypadku Roberto Alagna, grając artystę malarza, musiał więcej popracować wyobraźnią, by uwiarygodnić postać. Popis pogłębionej interpretacji Aleksandra Kurzak zaprezentowała w arii Io son umile ancellaz II aktu opery Andrea Cilei, po części również autotematycznej, bo dotyczącej w tym przypadku historycznej artystki dramatycznej Adrianny Lecouvreur. Tym razem szczególnie ujmujące były pianissima, wydobywane z nie lada dbałością o urodę dźwiękową.


Podobnie było w wyjątkach z niekiedy zapowiadających weryzm oper Giuseppe Verdiego. A więc w arii Rudolfa Oh! fede negar potessi Luizy Miller, w której Roberto Alagna zabłysnął mocą i szlachetnością brzmienia swego dźwięcznego tenoru, nie zaniedbując przy tym bardziej lirycznych zwrotów tej jeszcze romantycznej kawatyny. Pod tym względem godnie dołączyła do niego żona w reprezentującym późny styl Verdiego, deklamacyjnym duecie Già nella nottez I aktu OtellaProgram wspólnego recitalu dopełniły utwory z repertuaru francuskiego. A więc duet Don Joségo i Micaëli Parle moi de ma mèrez I aktu Carmen, zakończony przez Alagnę ekspresyjnym falsetem, brzmieniowo dostrojonym do sopranowego dźwięku partnerki, oraz aria tej drugiej z III aktu Je dis que rien ne m’épouvante. 

Festiwal w Lancut 2018 8

W wykonaniu Aleksandry Kurzak nawet ustępy o najwyższym natężeniu fortissima nie przybierały niemiłego dla ucha zabarwienia, kiedy wkrada się nadmierne wibrato, a na dodatek skontrastowane zostały z eterycznymi pianissimami i zastosowanym na zakończenie efektem fil di voce, czyli stopniowego ściszenia. Na bis zabrzmiał popularny duet Usta milczą, dusza śpiewa Wesołej wdówki Léhara, zaintonowany przez Alanę po niemiecku i francusku, podjęty przez Kurzak po polsku i w tym już języku wspólnie dokończony, oraz nieustępujący mu rozgłosem toast z Traviaty. Aliści poprzedzone one zostały duetem Nemorina i Adiny z Napoju miłosnego, stanowiącym sentymentalny powrót do zdarzenia, od którego wszystko się dla nich zaczęło, ponieważ właśnie w przedstawieniu tej opery Donizettiego na deskach londyńskiej Covent Garden po raz pierwszy się spotkali i wspólnie zaśpiewali. Do pewnego stopnia pozostawał w ich wcale na to nie zasługujący recital wokalny Tomasza Koniecznego w pałacowej sali balowej, głównym miejscu większości festiwalowych koncertów. Program po połowie składał się z repertuaru niemieckiego (pieśni Richarda Straussa) oraz słowiańskiego (miniatury wokalne Romualda Twardowskiego i Siergieja Rachmaninowa). Nad pieśniami Straussa do pewnego stopnia zaciążyła operowa maniera, przejawiająca się w przesadnej ekspresji, odwołującej się nade wszystko do nośności brzmienia i nadużywania podwyższonej dynamiki, wynikających z potrzeb sceny. Jednak w przypadku estradowego obcowania z liryką wokalną oczekiwałoby się większej intymności oraz operowania bardziej subtelną paletą środków wyrazu. Wszystko to „rzucało się” jeszcze bardziej w uszy poprzez kontrast z grą pianisty Lecha Napierały, który zachowywał umiar i bynajmniej nie starał się imitować na fortepianie monumentalnego brzmienia straussowskiej orkiestry. 


Wszystko to nie oznacza, że Tomasz Konieczny nie sięgał do bardziej wyszukanych środków interpretacyjnych. W ustępach bardziej lirycznej natury potrafił odwoływać się do łagodnego śpiewu mezza voce, kiedy trzeba było podkreślić sens niektórych, szczególnie znaczących słów, sięgał też do efektów kolorystycznych, nadając niekiedy poszczególnej sylabie określoną barwę. Umiejętnie wydobył też aspekt humorystyczny zawarty w pieśni Ach, biada mi nieszczęśliwemu człekowi, w której wydawałoby się nostalgicznych strofach kryją się znaczne pokłady ironii. Na moje jednak ucho w pełni odnalazł się dopiero w pieśniach kompozytorów słowiańskich. Już w Trzech sonetach do Don Kichota Romualda Twardowskiego z dużą wrażliwości zaznaczył pierwiastki o charakterze stylizacyjnym, polegające na dyskretnej archaizacji, a w trzecim – Akademicy z Argamasilli na grób Don Kichota  – z umiarem zarysował dające o sobie znać w linii melodycznej oraz w rytmie dalekie reminiscencje flamenca. 

Festiwal w Lancut 2018 7 

Aliści, przejawem prawdziwej sztuki muzycznej interpretacji okazały się impresje wokalne jakimi są w istocie epigramatyczne, a niekiedy wręcz aforystyczne (On odebrał mi wszystko op. 26 nr 2) pieśni Siergieja Rachmaninowa. Ich wykonanie uznać można za kanoniczne, jakby śpiewak wczytywał się w najgłębsze intencje autorów, zarówno słów, jak i oprawy muzycznej. Poczynając od nienagannej prozodii, poprzez zastosowanie wszelkich możliwych odcieni dynamicznych, podążających za treścią poetyckich tekstów, po zróżnicowaną agogikę, za pomocą efektów ritardanda i acceleranda to przyśpieszającą, to prawie zatrzymującą tok muzycznego przebiegu, w zależności od zmienności nastrojów, czy to gorączkowego pobudzenia, czy przeciwnie, rezygnacji, gdy wkradają się niepokojące pauzy. Kiedy trzeba zaznaczyć afirmację artysta śpiewa pełnym głosem, kiedy pojawiają się nuty zwątpienia nie cofa się przed sięgnięciem po ekspresyjny falset (Dziecino, tak jesteś piękna op. 8 nr 2 czy Zaduma op. 8 nr 3). A pomiędzy tymi obiema skrajnościami rozciągała się przestrzeń na wydobywanie z głosu całej palety barw, przydających mu zarówno namiętne, ciepłe brzmienie, a kiedy indziej jakby obojętne, znajdujące odzwierciedlenie w przytłumionej matowości. Nie muszę, rzecz jasna, dodawać, że osiągnięcie tego rodzaju rezultatów możliwe jest dzięki posiadaniu zarówno naturalnych warunków wokalnych, a więc szlachetnego materiału głosowego, jak i tych nabytych, jak doskonała emisja, sprawiająca, że w śpiewie nie pojawia się ani cień wibrata, czy też całkowite panowanie nad prowadzeniem frazy. Znaczny udział w ostatecznym kształcie tych utworów oraz wrażeniu, jakie wywierały, miał wspomniany Lech Napierała, nie ograniczający się do prostego akompaniamentu, ale wzbogacający narrację o odpowiedni koloryt instrumentalny, przy czym nigdy nie wysuwał się na pierwszy plan przed śpiewaka, tworząc z nim idealnie zgrany tandem. 


Podobnie, jak to było przed czterema laty w Krakowie (jedynie w miejsce Sonetów Twardowskiego pojawiły się wtedy te Tadeusza Bairda), zwieńczeniem występu tego znakomitego artysty był wagnerowski naddatek.

Festiwal w Lancut 2018 10

Wtedy monolog Wotana z III aktu Walkirii, tym razem Pieśń Wolframa Do gwiazdy Tannhäusera, w którym artysta po raz kolejny potwierdził renomę wybitnego odtwórcy wagnerowskiego, potrafiącego z muzyki tego kompozytora wydobyć pierwiastki kantylenowej natury dzięki posiadaniu rzadkiej dziś zdolności śpiewania legato. Ale po wspomnianej części słowiańskiej sądzę, że warto by do swojego repertuaru włączył również wielkie partie rosyjskie przeznaczone dla basso cantante jak określa się po włosku głos bas-barytonowy, a więc tytułowych: Borysa Godunowa oraz kniazia Igora.

                                                                      Lesław Czapliński