Przegląd nowości

Carmen assoluta

Opublikowano: poniedziałek, 16, lipiec 2018 18:05

Elīna Garanča, choć jasnowłosa Łotyszka z krainy północy, zdaje się najlepiej odnajdywać w muzyce hiszpańskiej, a więc Południa. Zarówno tej prawdziwej, z zarzuel, jak i „fałszywej”, będącej owocem fantazji Georges’a Bizeta, której sugestywność sprawiła jednak, że zdominowała ona wyobrażenie o tamtej nie tylko w świecie, ale i w samej Hiszpanii.

Elina Garanca

Drugą część jej krakowskiego recitalu w Centrum Kongresowym 9 czerwca wypełnił właśnie swoisty montaż przeplatających się numerów solowych oraz instrumentalnych z rozsypanej Carmen, albowiem wykonywanych nie w kolejności chronologicznej. Po Uwerturze, wreszcie zagranej w wersji integralnej, a więc dwuczęściowej, następowała słynna Habanera, po niej Intermezzo spomiędzy aktów drugiego i trzeciego, poprzedzające z kolei Seguidillę, po niej zabrzmiał wstęp do aktu czwartego, po nim aria „z kartami”, a na koniec pojawiły się Taniec i pieśń cygańska, rozpoczynające akt drugi.


Elīna Garanča ma partię Carmen wystudiowaną i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach, zarazem nigdy nie pozwalając sobie na jakiekolwiek, najmniejsze nawet przerysowanie. W Habanerze dobiera rozmaite barwy brzmieniowe oraz operuje zróżnicowaną dynamiką, z pewnie brzmiącym dochodzeniem pełnym głosem do wytrzymanego „f” z fermatą oraz z zakończeniem refrenu za pierwszym razem efektem fil di voce, czyli ściszeniem, by za powtórzeniem rzecz odwrócić, wzmagając natężenie głosu. 

Elina Garanca,Alagna 1

Seguidilli nadała wysubtelniony przebieg za sprawą śpiewu mezza voce i częstych pianissim. Ekspresyjna aria „z kartami” wykonana została nasyconym głosem, ale bez manierycznego nadużywania rejestru piersiowego. Z kolei Pieśń cygańska mieniła się kolorystycznie, z dyskretnie zaznaczonym crescendem. Wszystko to z nawiązką zrekompensowało pewien zawód sprawiony w pierwszej części. Wykonanie arii Joanny Простите вы, холмы, поля родные Dziewicy orleańskiej Piotra Czajkowskiego sprawiało wrażenie pewnej powierzchowności i niepełnego osadzenia w głosie, co przejawiało się między innymi w prześlizgiwaniu się w portamentach, czyli płynnych przejściach pomiędzy odległymi dźwiękami. W sławnej arii Dalili Mon cœur s’ouvre à ta voix z opery Camille’a Saint-Saënsa na pierwszy plan wysuwało się wzorowe prowadzenie frazy w rozlewnych kantylenach, ale nie dostawało większej siły ekspresji, między innymi z powodu braku ciemniejszego odcienia w barwie głosu. Z kolei w arii Me voilà, seule enfin! tytułowej królowej Saby, ale nie tej słynniejszej Karla Goldmarka, lecz mniej znanej Charles’a Gounoda, początkowo ujmowało wokalne aktorstwo, przejawiające się w sięganiu po dyskretne kontrasty wyrazowe, ale raziło nerwowe uciekanie z wysokich dźwięków.


Mezzosopran Elīny Garančy o dość rozległym wolumenie i naturalnie otwierający się w stronę rejestru sopranowego, posiada zdecydowanie jasny koloryt, stąd najwłaściwszy wydawać się może dla niego włoski repertuar belcantowy, od którego artystka rozpoczynała swoją karierę, a z którego w Krakowie niczego nie zaprezentowała. Towarzyszącą śpiewaczce Sinfoniettę Cracovię poprowadził  Karel Mark Chichon. Czyżby dyrygenci kierujący w swojej karierze Orkiestrą z Wysp Kanaryjskich odznaczali się niepospolitą pamięcią muzyczną, skoro kiedyś z nią pracujący Antoni Wit, a teraz stojący na jej czele Chichon, obchodzą się bez pulpitu i rozłożonej na nim partytury, również w akompaniamentach?

Elina Garanca,Alagna 2

Otwierająca koncert Uwertura do Rusłana i Ludmiły Michaiła Glinki pozostawiła wrażenie gry dość pobieżnej, obliczonej przede wszystkim na zewnętrzny efekt, przy jednoczesnym prześlizgiwaniu się po ustępach mogących sprawić trudności, choć dialogowi pomiędzy smyczkami a instrumentami dętym drewnianymi nie sposób odmówić dźwiękowej urody. Na wyróżnienie zasłużyły sola rożka angielskiego w orkiestrowych bachanaliach z Samsona i Dalili, poza tym dość pospolitych pod względem orientalnej stylizacji, a także fletów w Pieśni cygańskiej Bizeta. Drugą część rozpoczął jakby popularny repertuar zdrojowy – trzy orkiestrowe miniatury hiszpańskie: Espaňa caňi Pascuala Marquiny i le Gato Montés Manuela Penelli, z których wykonanie drugiej, a mianowicie Gerony Santiago Lope odznaczało się znacznym wyszukaniem w zakresie operowania subtelnościami artykulacyjnej i dynamicznej natury. Być może stanowiły one swoistą zapowiedź zaśpiewanych na bis: fragmentu zarzueli oraz głównie w tym celu wykorzystywanej Grenady Augustina Lary.

                                                                         Lesław Czapliński