Przegląd nowości

Obłęd jakich mało

Opublikowano: środa, 20, czerwiec 2018 20:40

Zgodnie z konwencją romantycznego melodramatu operowego, a odchodząc od faktów historycznych, tytułowa bohaterka opery Gaetano Donizettiego Anna Boleyn w finale, przed egzekucją, doznaje pomieszania zmysłów, co znajduje wyraz w wirtuozowskim, koloraturowym rondzie Al dolce guidami, w efektowny sposób wieńczącym dzieło.

Anna Bolena,Krakow 1

O pięć lat tego rodzaju rozwiązanie wyprzedziło scenę obłędu z Łucji z Lammermooru, która przyćmiła swoją porpzedniczkę. O tyle jednak Anna Boleyn pozostaje dla śpiewaków niewdzięczna, że posiada zdecydowanie deklamacyjny charakter, a więc przeważają w niej melodyczne recytatywy, wymagające przy tym znacznych umiejętności technicznych oraz naturalnych predyspozycji głosowych, podczas gdy popisowych ustępów solowych jest stosunkowo niewiele. Ważną rolę w jej przebiegu odgrywają natomiast concertata czyli wielkie sceny zespołowe, w których liczy się przede wszystkim dyscyplina i precyzja wykonawcza.


Partytura tej opery zdaje się w znacznej mierze przerastać możliwości wokalne współczesnych odtwórców, czemu trudno się dziwić, skoro kompozytor pisał ją z myślą o głosach konkretnych śpiewaków, będących swoistymi fenomenami, by nie powiedzieć „wybrykami” natury. Byli to legendarni: sopran Giuditta Pasta, tenor Giovanni Battista Rubini czy bas Filippo Galli. 

Anna Bolena,Krakow 2

W interpretacji Kariny Trapezanidou-Skrzeszewskiej, występującej w tytułowej partii, najbardziej olśniewająco zabrzmiały ustępy o charakterze lirycznym, wyrażające pogodzenie bohaterki ze swoim przeznaczeniem, przyjmowanym jako ekspiacja za wcześniejsze porzucenie przez Henryka na jej korzyść jego pierwszej żony Katarzyny Aragońskiej, a w których frazy wypełniają typowe dla belcanta długie kantyleny, śpiewane mezza voce. 

Anna Bolena,Krakow 3

Duże wrażenie wywarł też duet Va', infelice, e teco reca z Karoliną Sikorą, występującą w partii odczuwającej wyrzuty sumienia, a dotąd nieujawnionej rywalki Jane Seymour, która wcześniej, niepomna ostrzeżeń o niebezpieczeństwach związanych z przemijającą łaską władcy, na moment przysiądzie na tronie, co przesądzi o roli jaką odegra. W roli spodenkowej wykorzystanego w dworskiej intrydze barda Smetona wystąpiła Olga Maroszek, której głos zachwycał urodą w średnicy i dole skali. Wymienionym artystkom znacznie ustępowali odtwórcy ról męskich: Henryka VIII i lorda Percyego. Za to wdzięcznie w pamięci zapisali się występujący w epizodach: Jarosław Bielecki jako królewski zausznik Harvey oraz Jerzy Wójcik w roli Rocheforta, brata Percyego. Podobnie zresztą było w odniesieniu do chóru, poza finałem podzielonego osobno na dworzan oraz świtę królowej. Część żeńska dała popis niezwykłej muzykalności na początku aktu drugiego w ustępie Oh! dove mai ne andaronooraz w scenie poprzedzającej egzekucję Chi può vederla a ciglio asciutto, udowadniając tkwiący w niej znaczny potencjał artystyczny.


Magdalena Łazarkiewicz, która wyreżyserowała omawiane przedstawienie, wypełniła pierwszą połowę uwertury rodzajem przedakcji, ukazując przygotowania ekipy filmowej do zdjęć, po czym opuszczony zostaje ekran, na którym wyświetlana jest czołówka z obsadą i realizatorami, co sugeruje, że w dalszym ciągu będziemy mieli do czynienia z historycznym filmem, w którym postacie występują w kostiumach z epoki lub standardowych o niej wyobrażeniach.

Anna Bolena,Krakow 4

Ale, skoro już realizatorka nawiązała w ten sposób do słynnej inscenizacji Andrzeja Wajdy Emigrantów Mrożka, potraktowanej jako rodzaj filmowego seansu na żywo, należało zatem konsekwentnie przedstawić bieg wypadków poprzez ekran przeźroczystej zasłony. Jak już wspomniałem, dalej rzecz toczy się tradycyjnie, by nie powiedzieć sztampowo.

Anna Bolena,Krakow 5

A przecież można było spróbować, jak w Kobiecie publicznej Andrzeja Żuławskiego, dotyczącej kręcenia ekranizacji Biesów, wygrać nakładanie się historycznego dramatu na losy i relacje jego odtwórców, gdzie król Henryk VIII mógł przenikać się z postacią reżysera, a Anna Boleyn z występującą w jej roli wedetą. Nic z tych rzeczy nie pojawiło się jednak na krakowskiej scenie. Na dodatek początkowa rama nie ma swojego odpowiednika pod koniec, albowiem operowi reżyserzy wydają się cierpieć na chorobę Alzheimera i w trakcie pracy zapominać o swych wcześniejszych pomysłach i zawartych w nich zadatkach na interesujące rozwiązania sytuacyjne w przyszłości. W operze wszelako liczy się przede wszystkim muzyka, która wiele może usprawiedliwić, pozwalając zapomnieć o niedostatkach scenicznych. Tomasz Tokarczyk, coraz bardziej specjalizujący się w operach belcantowych, poprowadził orkiestrę pewną ręką, dbając zarazem o stylowość fraz, podążających za pierwszoplanowym czynnikiem wokalnym.

                                                                      Lesław Czapliński