Przegląd nowości

„Parsifal” w Opera Vlaanderen w Antwerpii

Opublikowano: piątek, 20, kwiecień 2018 14:00

O utalentowanej reżyserce niemieckiej Tatjanie Gürbacy pisałem już w tym miejscu przy okazji przygotowanej przez nią dla Opery w Antwerpii realizacji Holendra tułacza Wagnera. Niedawno relacjonowałem też jej udaną inscenizację Werthera Masseneta w Opéra du Rhin w Strasburgu.

Parsifal,Antwerpia 1

Jeśli chodzi o tę pierwszą placówkę, to Gürbaca współpracuje z nią już od wielu lat, albowiem to właśnie na scenie Opera Vlaanderen wyreżyserowała przed pięciu laty Parsifala, w dwusetną rocznicę urodzin kompozytora, którego twórczość jest jej bardzo bliska.

Parsifal,Antwerpia 3

Warto zresztą przypomnieć, że ta realizacja została wyróżniona tytułem „Best Wagner anniversary production” przez International Opera Award w Londynie. Z kolei prestiżowe niemieckie pismo przyznało Gürbacy przy tej samej okazji tytuł najlepszej reżyserki roku 2013, zaś jej wizję Parsifala krytycy uznali za najciekawszą inscenizację tegoż samego roku. Trudno się zatem dziwić, że dyrekcja Opera Vlaanderen postanowiła ją teraz przypomnieć swojej publiczności. Wybierając się na tak bardzo utytułowane przedstawienie, trzeba jednak próbować zachować pewien dystans do pochwalnych recenzji sprzed pięciu lat, aby nie zatracić niezależności swojej własnej oceny. Ogólnie rzecz ujmując wizja Gürbacy rzeczywiście przykuwa uwagę, intryguje i zmusza do refleksji, co jest już samo w sobie niemałym osiągnięciem.


Zarazem nie sposób jednak nie zauważyć, że niezależnie od wielu udanych pomysłów, reżyserka buduje swoją dramaturgiczną narrację za pomocą obrazów, które zapewne nie dla wszystkich mogą być zrozumiałe. Szczególnie dotyczy to widzów, którzy dopiero odkrywają operowy świat Wagnera i nie posiadają jeszcze odpowiednich „narzędzi” do jego poznawania i rozumienia. Niemiecka reżyserka przenosi kreowaną przez kompozytora rzeczywistość do czasów nam współczesnych i wypełnia ją znaczeniami, które mają jej zdaniem być bliższe dzisiejszej publiczności. W pierwszej kolejności Gürbaca pozbawia to „uroczyste misterium sceniczne” z wszelkich odniesień religijnych i sakralnych.

Parsifal,Antwerpia 4

Rycerze Graala nie zdradzają tu żadnej nostalgii za dawnymi wartościami i nie żyją nadzieją odkupienia. Czarownik Klingsor przestaje być postacią symbolizującą grzech i jest raczej zdeprawowanym osobnikiem, który wprawdzie sam siebie okaleczył, aby nie odczuwać pożądania, ale jednocześnie wykorzystuje Dziewczęta-Kwiaty do sprowadzenia wspomnianych rycerzy na złą drogę.  Generalnie mamy tu do czynienia z wyraźnym podziałem na świat mężczyzn, do którego kobiety nie mają wstępu, i świat kobiet, których jedynym celem jest kuszenie mężczyzn. W opublikowanym w programie tekście reżyserka stwierdza, że „oba światy mają ten sam problem, będąc jakby dwoma stronami tego samego medalu. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni cierpią z powodu tej separacji, paradoksalnie doprowadzając jednak do zerwania wszelkiego dialogu”. Ponadto, według Gürbacy, dzika, tajemnicza Kundry i król Amfortas mają ze sobą dużo cech wspólnych i stanowią swoistego rodzaju parę. Z kolei sam Parsifal jest postacią wyjątkowo naiwną i w pewien sposób złapaną w pułapkę pomiędzy negującym wszelkie wartości Klingsorem i dążącym do ich przywrócenia Gurnemanzem. Cała akcja jest tutaj osadzona w niemalże pustej przestrzeni scenicznej, zamkniętej z trzech stron nieskazitelnie białymi ścianami (scenografia Henrik Ahr). Można nawet odnieść wrażenie, że znajdujemy się we wnętrzu świętego Graala, kielicha, z którego Chrystus pił w czasie Ostatniej Wieczerzy i do którego zebrano jego krew. To by tłumaczyło widok spływających z góry po płótnie czerwonych strużek krwi, symbolizujących także grzech pierworodny. W tej spływającej krwi można się zarazem dopatrywać dość przecież wyraźnego nawiązania do aktu seksualnego, mającego miejsce podczas uwertury pomiędzy Amfortasem i Kundry.


Wreszcie kiedy owa dwójka, na zmianę, rozmazuje tę czerwień na białym płótnie, pojawiają się skojarzenia z krwią wypływającą z ran Amfortasa, po tym jak został on ugodzony przez Parsifala świętą włócznią. Wiele obrazów porusza oryginalnością i na długo zapada w pamięci widza. Scena, w której młody Parsifal zabija łabędzia jest rozegrana w ten sposób, że wylewa on kubeł wody na chłopca, który pada na podłogę w kałuży krwi. Gurnemanz porusza się na fotelu inwalidzkim, wśród Dziewcząt-Kwiatów poza młodymi pannami znajdują się także starsze panie w strojach baletowych (kostiumy Barbara Drosihn), a święty Graal jest również symbolizowany widokiem kobiety w ciąży.

Parsifal,Antwerpia 5

Problem polega jednak na tym, że te wizualnie atrakcyjne i przyciągające uwagę pomysły nie zawsze się składają na spójną całość dramaturgiczną. Mocną stroną przedstawienia jest doskonała obsada solistów, imponujących nie tylko wysokim poziomem wokalnym, ale także intrygującym zaangażowaniem scenicznym. Amerykański tenor Erin Caves jest absolutnie wiarygodnym Parsifalem, który stara się nie ulegać próbującej go oczarować Kundrze, zjawiskowo ucieleśnianej przez świetnie sobie radzącą z szeroką tessyturą tej partii Tanję Arianę Baumgartner. Tragiczną, wzbudzającą litość i wzruszającą swym humanizmem postać Amfortasa buduje Christoph Pohl, Stefan Kocan jako Gurnemanz wywiera duże wrażenie mocnym i soczystym basem, a Kay Stiefermann bezbłędnie się odnajduje w roli czarownika Klingsora. Na duże uznanie zasługuje muzykalność i wdzięk wcielających się w Dziewczęta-Kwiaty solistek (młodych, ale już ujmujących swym profesjonalizmem) w osobach Britt Truyts, Lies Vandewege, An De Ridder, Hanne Roos i Zofii Hanny. Tradycyjnie już fantastyczny poziom prezentuje tutejszy chór, wykonujący tutaj też skomplikowane zadania aktorskie. Dla wielu słuchaczy prawdziwym odkryciem jest z pewnością występ niemieckiego dyrygenta Corneliusa Meistera, prowadzącego całe przedstawienie niezwykle plastycznie i dynamicznie, poetycko i szlachetnie, wyraziście i poruszająco teatralnie. Pod jego batutą uwalnia się szeroka paleta bajecznie zróżnicowanych barw dźwiękowych, inwencja melodyczna ujawnia się z niezwykłą naturalnością, a cała narracja muzyczna pulsuje prawdziwym życiem. To dlatego po wybrzmieniu ostatniego akordu dyrygent i cały zespół wykonawczy zostają przez publiczność nagrodzeni rzadko w teatrach operowych spotykaną standing ovation.

                                                                            Leszek Bernat