Przegląd nowości

Teatr w bardzo dawnym stylu – „Semiramida” w MET

Opublikowano: czwartek, 22, marzec 2018 13:56

Gioacchino Rossini mawiał, że Mozart był uwielbieniem jego młodości, rozpaczą dojrzałości i pociechą starości. I można to dostrzec w finale I aktu Semiramidy nawiązującym w pewnym stopniu do zakończenia Don Giovanniego tamtego, kiedy ukazuje się widmo zamordowanego króla Ninusa (Jeremy Galyon), męża Semiramidy, najwyraźniej nawiązujące do pojawienia się ducha Komandora.

Semiramida,MET 1

Pod względem scenicznym przedstawienie w nowojorskiej Metropolitan Opera (obejrzane 10 marca w transmisji do krakowskiego kina Kijów z sieci Apollo-Film) w reżyserii Johna Copleya, obecne w repertuarze od 28 lat, jest wyjątkowo tradycyjne, by nie powiedzieć staroświeckie. A więc z primadonną wagi ciężkiej oraz drugą z szeregiem podbródków, ze śpiewakami w scenach zespołowych ustawiającymi się frontalnie do publiczności czy też statycznymi chórami symetrycznie uszeregowanymi.


Z tombakowym przepychem ozdobnych kostiumów – zwłaszcza wykonawca Idrena, skądinąd przybywającego z Indii, na co wskazywać miał także rozpostarty nad nim parasol, wydawał się jakby żywcem przeniesiony z misteriów pasyjnych w Kalwarii Zebrzydowskiej.

Semiramida,MET 2

Angela Meade okazała się fenomenalną odtwórczynią tytułowej partii. W arii z I aktu Bel raggio lusinghier operująca zróżnicowanym brzmieniem, w ucha mgnieniu zmieniającym tembr z ciężkiego, wybitnie dramatycznego, na lekki odcień typu di grazia. Na jej koniec ze swobodą, bez najmniejszych oznak wysiłku, wspięła się do oktawy trzykreślnej.

Semiramida,MET 3

W spodenkowej partii Arsace wystąpiła Elizabeth DeShong. W przeciwieństwie do swych wybitnych poprzedniczek (Marilyn Horne, Ewy Podleś czy Bożeny Zawiślak-Dolny) może nie dysponuje ona najpiękniejszą odmianą głosu kontraltowego (wbrew powszechnej opinii nie jest on niższym od altu, lecz przeciwnie, wyższym, dziś najczęściej określanym jako mezzosopran koloraturowy), zwłaszcza w odniesieniu do barwy, ale znakomita technika pozwala jej pokryć i rekompensować te niedostatki. Obydwie artystki z błyskotliwą wirtuozerią zmierzyły się ze słynnym duetem z pierwszego aktu Serbami ognor sì fido, w niczym nie ustępując kanonicznej już interpretacji Joan Sutherland i wspomnianej Marilyn Horne. Meksykański tenor Javier Camarena z powodzeniem atakował „c” pełnym głosem, a jego brzmienie było w pełni naturalne i nie miało w sobie niczego wymuszonego.


Wreszcie mamy zatem w XXI wieku autentycznego mistrza wysokiego „c”, następcę Luciano Pavarottiego, na którego wcześniej typowano wielu śpiewaków, ze szkodą dla nich samych, bo wysoki rejestr nie stanowił najmocniejszej strony ich sztuki wokalnej.

Semiramida,MET 4

Baszkirski bas Ildar Abdrazakow posiada nie tylko znakomite warunki wokalne, ale i sceniczne, co miał okazję zademonstrować, kiedy na początku drugiego aktu wystąpił z obnażonym, imponującym torsem atletycznie zbudowanego mężczyzny, co tym bardziej uczyniło wiarygodną postać granego przezeń Assura, groźnego wojownika i, jak się okaże, wspólnika Semiramidy w zgładzeniu jej męża – króla Ninusa. Obsadę głównych ról uzupełniał Ryan Speedo Green jako arcykapłan Oroes.


W pierwszym akcie przeważają arie di bravura, a więc dwuczęściowe, złożone z ustępu wolnego i następującego po nim wybitnie popisowego, z których wyłoniły się potem kawatyny i cabaletty, zresztą w tej wyodrębnionej formie występujące już w następnym akcie.

Semiramida,MET 5

Artyści nie oszczędzali swych głosów w pierwszym akcie, tak że prawie u wszystkich w następnym odczuwało się ich wyraźne osłabienie, z czasem jednak przezwyciężane. W uwerturze początkowo nie stroiły waltornie, a także i jakość gry pozostałych instrumentów pozostawiała zrazu wiele do życzenia, zwłaszcza w odniesieniu do orkiestry teatru na tym poziomie. Wraz z rozwojem przedstawienia dyscyplina muzyczna wzięła górę i nie można było mieć większych zastrzeżeń do jego strony instrumentalnej, a prowadzący spektakl Maurizio Benini nadał mu odpowiedni nerw dramatyczny, sprawiający, że nie odczuwało się monumentalnych rozmiarów tego dzieła.

                                                                             Lesław Czapliński