Przegląd nowości

„Vivat Academia, vivant professores!”

Opublikowano: piątek, 09, marzec 2018 13:51

Akademia Muzyczna w Krakowie uroczyście zainaugurowała obchody stutrzydziestolecia swego istnienia. Co prawda jest to jubileusz nieco naciągany, albowiem powinien raczej dotyczyć funkcjonowania instytucjonalnego szkolnictwa muzycznego.

Akademia,Krakow 1

Konserwatorium Krakowskiego Towarzystwa Muzycznego, za którego spadkobiercę uważa się krakowska Akademia wszakże wyższą uczelnią w dzisiejszym tego słowa rozumieniu nie było. Skądinąd pobratymcza Akademia Sztuk Pięknych swój rodowód wywodzi od lektoratu rysunku na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Czy się to komuś podoba, czy nie, podwaliny muzycznego szkolnictwa wyższego stworzyła dopiero Polska Ludowa (w Krakowie na przełomie sierpnia i września powojennego roku 1945 wraz z powołaniem wówczas Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej), jeśli nie liczyć krótkotrwałego epizodu przekształcenia przez Karola Szymanowskiego warszawskiego Konserwatorium w Akademie Muzyczną w okresie międzywojennym. Nad estradą zawisły wizerunki kolejnych siedzib: przebudowanego Starego Teatru, w którym znalazło dla siebie pomieszczenia Konserwatorium, obecny gmach po dawnej Giełdzie i Komitecie Wojewódzkim Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej oraz wizualizacja przyszłego obiektu na Grzegórzkach. Zabrakło natomiast tej z długich lat powojennych przy Bohaterów Stalingradu w klasztorze Urszulanek.

Akademia,Krakow 2

Sądziłem, że Polimorfia Krzysztofa Pendereckiego niczym mnie już nie zaskoczy. A jednak. Odarta z dźwiękowej drapieżności i agresywności, znanej także z autorskich interpretacji samego kompozytora, pod dyrekcją Stanisława Krawczyńskiego ukazała nowe, nieznane dotąd oblicze, przede wszystkim brzmieniowego wysublimowania i wysmakowania. Nie nadużywając dynamiki, a także odwołując się do mniej radykalnej artykulacji, dyrygent wydobył z partytury nieomal eufoniczne zabarwienie. Wprowadzona pauza generalna przed wieńczącym utwór akordem C-dur, który kiedyś wywołał takie oburzenie i kontrowersje wśród zwolenników bezkompromisowej awangardy, jeszcze bardziej go wyeksponowała jako postawiony na koniec dźwiękowego przebiegu mocny znak muzycznej interpunkcji. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na wyświetlenie na umieszczonych nad estradą ekranach partytury utworu, atrakcyjnej również pod względem zapisu graficznego. Tak się złożyło, że kierujący mniej więcej w tym samym czasie warszawskim Instytutem Muzycznym Zygmunt Noskowski oraz Władysław Żeleński założonym przez siebie krakowskim Konserwatorium, odbyli podróże w Tatry i pod ich wpływem skomponowali programowe uwertury koncertowe: pierwszy Morskie oko, drugi W Tatrach op. 27. Ważną rolę odgrywa w nich dźwiękowe malarstwo, w tym muzyczna ewokacja górskich nawałnic. Tę drugą przedstawiono w ramach omawianego koncertu. Studencka orkiestra żywo i wrażliwie reagowała na gest swego obecnego rektora, odpowiednio zarysowując plany poszczególnych sekcji instrumentalnych, z nawiązującymi do Moniuszki solami fletu i oboju, a kiedy było trzeba, w ustępach natury tanecznej, nie szczędząc wyrazistszego  zacięcia rytmicznego.


Rozczarowało mnie natomiast wykonanie polichóralnego Magnificatu Mikołaja Zieleńskiego, arcydzieła polskiej muzyki przełomu renesansu i baroku. Zabrakło mi wyrazistszego dialogu pomiędzy trzema chórami, obok Akademii Muzycznej wystąpiły także zespoły Papieskiej Akademii Teologicznej oraz Katedry Wawelskiej. Zbyt różniły się one barwowo, choć, to prawda,  kompozytor w każdym z nich inaczej zestawia głosy, tak że wspomniany efekt nie wywierał takiego wrażenia jakie zamierzył autor.

Akademia,Krakow 3 

W przeciwieństwie do obecnej praktyki wykonawczej, były to składy zwielokrotnione, co akurat mi nie przeszkadzało, mając wciąż w uszach podobne rozwiązanie sprzed lat Stanisława Gałońskiego z chórem filharmonicznym, w którym współzawodnictwo pomiędzy trzema zespołami tętniło niezwykłym życiem. Nie do końca natomiast rozumiem, dlaczego w notce programowej Teresa Malecka przywołała opinię doktora honorowego krakowskiej uczelni – Benedykta XVI – że „Magnificat jest najgłębsza  interpretacją dziejów”, bo zaiste nie sądzę, by miał na myśli ujęcie muzyczne Zieleńskiego? Jak można zauważyć, program tak ułożono, aby przywołać przynależność do europejskiego dziedzictwa (pierwodruk Magnificatu ukazał się w Wenecji), a także uhonorować twórcę Konserwatorium oraz jednego z najlepiej znanych w świecie rektorów Akademii. Z prezentacji wypełniającej czas potrzebny na przemeblowanie estrady można się było przekonać o roli jaką odgrywały w działalności krakowskiej uczelni kobiety, już od lat pięćdziesiątych ubiegłego stulecia sprawujące urząd rektorski. A więc muzykolożka Stefania Łobaszewska, od której monografii Beethovena na ogół w Polsce wciąż rozpoczyna się poznawanie jego twórczości, w następnej dekadzie skrzypaczka Eugenia Umińska, w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych kompozytorka Krystyna Moszumańska-Nazar, faktycznie kierująca nią już wcześniej w randze prorektorki za kadencji Krzysztofa Pendereckiego, który głównie użyczał swego nazwiska. Ostatnio funkcję tę sprawowała u progu tego wieku flecistka Barbara Świątek-Żelazna. Może zatem nie przypadkiem Akademia jest rodzaju żeńskiego? A żywotność uczelni uosabia jeden z jej najwybitniejszych pedagogów – profesor Mieczysław Tomaszewski, wieloletni dyrektor Polskiego Wydawnictwa Muzycznego oraz inicjator studiów interdyscyplinarnych w Polsce (słynne spotkania w Baranowie), który mimo olimpijskiego wieku nie opuszcza żadnej z ważnych dla niej uroczystości.

                                                                                Lesław Czapliński