Przegląd nowości

Amerykanin w Warszawie

Opublikowano: wtorek, 23, styczeń 2018 09:17

Koncert muzyki nawiązującej do folkloru hiszpańskiego zgromadził nadkomplet publiczności, bo biletów już na godzinę przed występem zabrakło.

Lukasz Kuropaczewski

Magnesem, można przypuszczać, był udział wirtuoza gitary klasycznej Łukasza Kuropaczewskiego i wykonywany przez niego najbardziej znany utwór na ten instrument Concierto de Aranjuez Joaquina Rodrigo. Po pierwszej, gitarowej części wieczoru część publiczności opuściła Studio Koncertowe Polskiego Radia w Warszawie. A szkoda, bo prawdziwa uczta wykonawstwa muzycznego dostarczona przez zespół Polskiej Orkiestry Sinfonia Iuventus miała miejsce po przerwie.


To co się odbywało przed przerwą niestety drażniło. Dwuczęściowy koncert gitarowy Mikołaja Góreckiego, który rozpoczął ten wieczór imponował dobrym akompaniamentem orkiestry smyczkowej i kilku instrumentów perkusyjnych, niestety gitara wzmocniona elektronicznie psuła odbiór tej interesującej muzyki. Podobnie było w słynnym koncercieRodrigo. Delikatny dźwięk gitary akustycznej zwykle mobilizuje orkiestrę do bardziej wysublimowanego brzmienia zaś słuchaczy nakłania do uważnego, pełnego skupienia odbioru. W wersji z wzmocnioną gitarą cały czar pryska, gitara dudni i brzmi zbyt ostro, orkiestra próbuje nadgonić brzmieniem instrumentów. Piana tracą swój urok. Można podziwiać maestrię Łukasza Kuropaczewskiego, ale trudno mu wybaczyć pomysł na „zamianę” gitary klasycznej w elektryczną, bo to nas zbliża do cywilizacji hałasu i w konsekwencji cywilizacji głuchych.

Być może, gdyby dyrygent sprzeciwił się sztucznemu nagłośnieniu, rzecz wróciłaby do naturalnych rozmiarów, jednak Piotr Gajewski, Amerykanin z polskimi korzeniami, nie zareagował w ten sposób. Co więcej psuł przebieg koncertu, w którym niewyrobiona publiczność klaszcze między częściami utworów cyklicznych. Potraktował rzecz z amerykańską, prowincjonalną swobodą i sam przyłączał się do oklaskiwania Łukasza Kuropaczewskiego w króciutkich przerwach między częściami koncertów Mikołaja Góreckiego i Joaquina Rodrigo, co solista przyjmował z fałszywą skromnością.

Dziwna rzecz, po przerwie, gdy Sinfonia Iuventus grała aż dwie wieloczęściowe Suity z opery Carmen Bizeta, braw między segmentami nie było, a tutaj, zważywszy karnawałowo-taneczny nastrój wieczoru, takie zachowanie mogłoby ujść. W muzyce z opery Carmen mogliśmy docenić talent muzyczny i warsztat orkiestrowy Georgesa Bizeta, a nade wszystko kompetencje wykonawcze instrumentalistów Sinfonii Iuventus. Brylowali zwłaszcza kierownicy sekcji instrumentów dętych, przede wszystkim flecistka i trębacz. Świetnie brzmiały duety fletu z klarnetem i z obojem. Bezbłędnie ripostowały fagoty, a króciutkie, niemal szmerowe piano sekcji waltornistów mogłoby nawet zawstydzić renomowanych muzyków Filharmonii Narodowej. Nie można oczywiście zapomnieć o solo skrzypcowym w Arii Micaeli w realizacji koncertmistrzyni Natalii Tuszyńskiej. Orkiestra była tutaj świetnie przygotowana, dyrygent także. Dawał dobre tempa, choć wielkiej finezji w kształtowaniu materiału muzycznego w jego interpretacji nie było. Można sobie wyobrazić suitę z Carmen, która zionie ogniem, ale na to trzeba jeszcze trochę poczekać.

                                                                                           Joanna Tumiłowicz