GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościPolska premiera „Peleasa i Melizandy”
Strona 3 z 3
A ta wreszcie pokazała na co ją stać, kiedy sugestywnie odmalowała powrót na światło dzienne po wyjściu przez Peleasa i Golauda z podziemi, roztaczając całą paletę dźwiękowych odcieni kolorystycznych (równie plastycznie podobny efekt stopniowego wyłaniania się jasności o świcie potrafił wydobyć w swych partyturach Wagner, na przykład w drugich aktach „Lohengrina” czy „Zmierzchu bogów”).
Szczególnie duże wrażenie dramatyzmem swego przebiegu wywarła scena podglądania przez Golauda i Yniolda (wysoki sopran Anniki Mikołajko) tytułowych bohaterów w komnacie, zamykająca ten akt. Mariusz Godlewski w partii tego pierwszego dał ponadto próbę możliwości swego aktorstwa wokalnego w scenie oskarżania i upokarzania żony wobec swego dziadka, króla Arkela, a następnie w scenie kolejnego wybuchu zazdrości, już po zabójstwie Peleasa, a w czasie wywołanego tym jej przedwczesnego porodu. Potrafił też, kiedy trzeba, sięgnąć do ekspresyjnego falsetu, by uzewnętrznić targające postacią sprzeczne uczucia. Jedynie w ustępach większego natężenia dynamicznego jego ciemny i ciepły baryton nieco nikł w orkiestrowym zgiełku. Melizanda od pierwszego spotkania z Golaudem na leśnej polanie, poprzez małżeństwo z nim i pobyt na dworze króla Arkela, wciąż wyznaje, że nie jest szczęśliwa. Uczucia tego zazna dopiero podczas ostatniego spotkania z Peleasem, przybierającego formę duetu, choć ich głosy łączą się na krótko jedynie przed samym zabójstwem Peleasa z ręki Golauda, zamykającym czwarty akt. Podobnie jak w Wagnerowskim „Tristanie i Izoldzie” duet kochanków nabiera wyjątkowego uniesienia dopiero w sytuacji bezpośredniego zagrożenia. Doprowadzone do krańcowego paroksyzmu sytuacje w scenach finałowych tych dwóch aktów zyskują dodatkową siłę wyrazu dzięki ich nagłemu urwaniu niczym w odruchu spazmu. Nawet stanowiący dopełnienie epilog, czyli piąty akt, który w wykonaniu scenicznym można pominąć, kończąc przedstawienie na dramatycznej scenie zabójstwa Peleasa, między innymi dzięki Mariuszowi Godlewskiemu posiadał znaczną dozę ekspresji. Także dźwięk dzwonów wraz z pojawieniem się wysłanniczek śmierci, zapowiadających zgon tytułowej bohaterki, dobarwił subtelną, a zarazem zmysłową aurę dźwiękową, powoli zamierającą wraz z zapadaniem bohaterki w nicość śmierci, tak samo ściszonej jak całe jej życie. Walorem krakowskiego wykonania było skompletowanie, poza partią Peleasa, obsady złożonej wyłącznie z polskich artystów (Olga Pasiecznik i Mariusz Godlewski wystąpili w przywołanym warszawskim spektaklu z 2002 roku, przy czym ten drugi w roli Peleasa). Znając politykę Mariusza Trelińskiego, w Warszawie pojawią się głównie cudzoziemscy śpiewacy pośledniejszego sortu, którzy po kilku przedstawieniach wyjadą, a przedstawienie zniknie z repertuaru, nietrwale zapisując się i niewiele wnosząc do polskiej recepcji tego dzieła. Mam zatem apel do innych dyrektorów krajowych scen muzycznych, by skorzystali z okazji i zaprosili do siebie krakowską obsadę, by klasyczny już utwór Debussyego na dłużej zagościł w polskiej kulturze muzycznej. Lesław Czapliński |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |