Przegląd nowości

Zdziwienia boskiego Mozarta

Opublikowano: poniedziałek, 01, styczeń 2018 18:48

Powiało Operą Kameralną (Warszawską), gdy na pięknej zabytkowej scenie Teatru w Starej Pomarańczarni pojawili się artyści dobrze pamiętani z teatru przy Alei Solidarności.

Figaro,Krolewski.

Andrzej Klimczak, tytułowy Figaro, bo właśnie wystawiano jego Wesele, świętował przy tej okazji 30-lecie swego uczestnictwa w operach Wolfganga Amadeusza Mozarta i trzeba przyznać, że mimo upływu czasu zachował dobrą formę.


Podobnie jemu przeznaczona na małżonkę Marta Boberska. Bardzo dobrze wokalnie i osobowościowo zaprezentowała się w roli sprytnej Marceliny Justyna Stępień, niezły jak zawsze był Leszek Świdziński w roli Basilia i Don Curzia. Wspaniałą energią komiczną emanował Antonio – Bogdan Śliwa, a przedziwną metamorfozę fizyczną przebył zgarbiony Bartolo – Sławomir Jurczak – na szczęście dobrze dysponowany głosowo. Najwyższą jakość wokalną i aktorską przynieśli ze sobą Robert Gierlach jako Hrabia i jego małżonka Hrabina w realizacji Anny Wierzbickiej. Podziwialiśmy też najmłodsze talenty wokalne Polskiej Opery Królewskiej – Julittę Mirosławską jako Cherubina (może zbyt twardego w pełnych ciepłego uczucia dwóch ariach) oraz Anastazję Marusiak jako ponętną, ale jeszcze niezbyt doświadczoną Barbarinę. Orkiestra z trudem mieszcząca się w wąziutkim kanale orkiestrowym (kotły musiały nawet emigrować na balkon) dzielnie spisywała się pod batutą Rubena Silvy.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pomysły inscenizacyjne reżysera Ryszarda Peryta, który poczuł się również scenografem. Wyświetlane na wielkim ekranie obrazy XVIII-wiecznego malarza Williama Hogartha z cyklu Marriage a la mode czyli modne małżeństwo, wprowadzały estetyczny bałagan do obmyślonej przez Mozarta opery buffa. Były to obrazy delikatnie elektronicznie animowane, co pewnie miało nieco ożywić wnętrze sceny. W audycji radiowej na antenie „Dwójki" reżyser powiedział parę słów o koncepcji, w której z beztroskiej komedii wychodzi dramat, nawet ze złowrogim „kontrapunktem śmierci". Szkoda, że na próbach nie było kompozytora, który jak wiemy zmarł dosyć młodo, bo choć Ryszard Peryt zwykle uchodził za zwolennika bardzo tradycyjnych realizacji dzieł Mozarta – świadczyły o tym choćby bardzo wierne epoce kostiumy Marleny Skoneczko – to jednak tutaj jego twórcza wyobraźnia dokonała dziwnego salta. Będzie miał więcej okazji do eksperymentowania w stylu Mariusza Trelińskiego w zapowiadanym już na lato Don Giovannim. Natomiast w Weselu dziwna wydawała się np. czarna, jak dla wdowy, suknia Hrabiny, trudno też zrozumieć dlaczego na czarno był zaaranżowany także jej buduar. Zaś u Hrabiego wszystko na biało. Jeśli chodziłoby o ocenę moralną, powinno być odwrotnie. W trzecim akcie obrazy zastąpił monstrualny Księżyc wyłaniający się z chmur, by w finale pojawiła się scena z upiornej uczty w trakcie wyborów do brytyjskiego parlamentu (1755), która wyraźnie kłóciła się z Mozartowskim happy endem. Zresztą – co ma piernik do wiatraka? Polska Opera Królewska swą premierą w ostatnim dniu starego roku dodała nam tematów do dyskusji.

                                                                       Joanna Tumiłowicz