Przegląd nowości

„Norma” w Opéra Royal de Wallonie w Liège

Opublikowano: czwartek, 26, październik 2017 19:58

Spośród wszystkich oper Vincenzo Belliniego, to właśnie Norma jest uważana za największe arcydzieło tego kompozytora.

Norma,Liege 1

A przecież jej prapremiera w mediolańskiej La Scali w 1831 roku (w tym samym roku sceniczny chrzest przeszła również Lunatyczka), ze słynną Giudittą Pasta w tytułowej roli, zakończyła się wielką porażką. Paradoksalnie przyczyną tego niepowodzenia nie było wyróżniające się poetyckimi walorami libretto Felice Romaniego (według francuskiej tragedii Alexandre’a Soumeta), lecz zaskakująca publiczność forma muzyczna.


Otóż Bellini zamiast wykorzystywać wyłącznie tradycyjne formy opery włoskiej (arie, duety etc. oddzielane od siebie recytatywami), postanowił tym razem zatrzeć pomiędzy nimi wyraźne granice, podporządkowując je wymogom dramatu i płynnej narracji muzycznej.

Norma,Liege 2

Na szczęście odbiór opery bardzo szybko uległ diametralnej zmianie, albowiem już po czwartym przedstawieniu publiczność popadła w bezwarunkowy zachwyt i Norma wyruszyła na podbój świata. Już od momentu powstania zyskała ona sławę w dużej mierze za sprawą arii tytułowej bohaterki: „Casta diva”, żałosnej modlitwy o wielkiej trudności wykonawczej.

Norma,Liege 3

Owa aria, uważana za klejnot romantycznego bel canta, stała się nawet w zbiorowej wyobraźni symbolem mitu operowej diwy, a wśród śpiewaczek zyskała reputację „mordercy sopranów”. Nie przeszkodziło to w tym, że wiele z nich stawiało sobie za punkt honoru zmierzenie się z tą partią, czyniąc to zresztą z większym lub mniejszym powodzeniem. Najsłynniejszymi jej wykonawczyniami były takie artystki jak Lilli Lehmann, Rosa Ponselle, Leyla Gencer, Joan Sutherland, Montserrat Caballé i oczywiście legendarna Maria Callas. Wśród sopranów, jakie dane mi było w tej roli usłyszeć, w mojej pamięci pozytywnie zapisała się też Carol Vaness, ucieleśniająca słynną kapłankę na scenie Opery Paryskiej w 1996 roku. Teraz do elitarnego grona artystek wpisujących Normę do swojego repertuaru dołączyła włoska sopranistka Patrizia Ciofi, która podjęła to wyzwanie w nowej inscenizacji dzieła Belliniego, prezentowanej obecnie na scenie Opéra Royal de Wallonie w belgijskim Liège.


Zważywszy na triumfalne przyjęcie ze strony publiczności można uznać, że wyszła z tej próby zwycięsko, choć osobiście od samego początku miałem pewne obawy, co do szans na powodzenie całego przedsięwzięcia. Od wielu już lat mam szczęście uczestniczyć w kolejnych występach tej wspaniałej śpiewaczki oraz uważnie śledzić kierunek, w jakim ewoluuje jej wyjątkowy głos, toteż wydawało mi się, że tym razem decyduje się ona na zbyt duże ryzyko.

Norma,Liege 4

Otóż trudno nie zauważyć, że wraz z upływem czasu Ciofi traci nieco moc i unikalną barwę swego głosu, co dało też o sobie znać w trakcie przedstawienia w Liège. Jeśli jednak niezależnie od tych słabości udało jej się aż do tego stopnia poruszyć i oczarować słuchaczy, to stało się tak za sprawą wciąż niezawodnej wirtuozerii wokalnej, podpartej ogromnym doświadczeniem scenicznym, ale z pewnością jeszcze bardziej dzięki fantastycznemu talentowi tragiczki.

Norma,Liege 5

Oprócz bowiem wzorowej emisji, precyzji wokaliz, wyrafinowanego prowadzenia linii wokalnych, Ciofi wywołuje wzruszenie pełnym zaangażowaniem w budowanie postaci tej delikatnej, a zarazem zdecydowanej arcykapłanki o tragicznym losie. Z jednej strony potrafi ona ukazać niemalże męski charakter i siłę stającej na czele galijskich wojowników przywódczyni, z drugiej zaś wrażliwość wypełnionej matczyną miłością kobiety, przezwyciężającej w kluczowym momencie morderczy odruch wobec własnych dzieci.


Dużą satysfakcję sprawia śledzenie prowadzonego przez nią dialogu z Adalgisą - której partię powierzono młodej włoskiej sopranistce Josè Marii Lo Monaco - drugą ofiarą dowódcy garnizonu: Polliona.

Norma,Liege 6

Tę tenorową rolę kreuje weteran scen operowych: Gregory Kunde, który pomimo upływającego czasu potrafi jeszcze zaimponować dużym wolumenem i ekspresją ciekawie prowadzonego głosu. Niestety dość przeciętnie wypadają wyraźnie niedorastający jeszcze do roli Oroveso Andrea Conceti i zbyt bezosobowo śpiewający partię Flavio Zeno Popescu. Pod batutą Massimo Zanettiego, dyrygenta dogłębnie znającego wszelkie tajniki partytury Belliniego, tutejsza orkiestra przykuwa uwagę precyzją i dyscypliną, niepozbawiającą przecież tej interpretacji plastyczności i finezji.


Problemem tej premiery jest natomiast całkowicie nieudana inscenizacja, którą przygotował Davide Garattini Raimondi. Wydaje się, że tkwi on jeszcze w dawno już na szczęście porzuconej estetyce operowej, nacechowanej sztucznością i wręcz karykaturalnymi rozwiązaniami scenicznymi. Nie dość, że brakuje mu umiejętności kreślenia interesujących relacji pomiędzy poszczególnymi protagonistami, to jeszcze rozprasza uwagę widza dziwacznymi działaniami prowadzonymi na dwóch zawieszonych w górze przestrzeni scenicznej poziomach.

Norma,Liege 7

 Otóż przez prawie całe przedstawienie na tle sztucznych skał realizowane są irytujące i często wręcz przybierające komiczny aspekt układy choreograficzne, złożone ze spowolnionych ruchów, mających ilustrować zmagania pomiędzy galijskimi wojownikami i rzymskimi okupantami. Możemy się domyślać, że chodzi tu o nieudaną próbę pokazania okrucieństwa ludzi, o zilustrowanie niepohamowanej przemocy i walki dobra ze złem.

Norma,Liege 8

Zamiast jednak sugestywnego i subtelnego przywołania tych odwiecznych tematów, mamy tu do czynienia z trudną do wytłumaczenia amatorszczyzną, spotęgowaną jeszcze fatalnie ustawionymi światłami, kolorowymi perukami czy dziwacznymi i dla niektórych solistów zdecydowanie niewygodnymi strojami. Obserwując efekty pracy włoskiego reżysera, można było żałować, iż nie ograniczono się w tym przypadku do wersji koncertowej, albowiem to właśnie strona muzyczna ratuje omawiane przedstawienie od całkowitej klęski.

                                                                                     Leszek Bernat