Przegląd nowości

Muza Fryderyka tańczy ze świniami

Opublikowano: środa, 11, październik 2017 11:43

Listy Chopina i jego bliskich już nie jeden raz były wykorzystywane scenicznie, by wymienić tylko sztukę Lato w Nohant Iwaszkiewicza czy Chopin - jego życie, jego miłości, jego muzyka Hanuszkiewicza. Zwykle jednak autorzy spektakli  ubarwiali narrację własnymi pomysłami, kreowali dialogi, przetwarzali epistologiczny materiał.

Muza Fryderyka

W przedstawieniu Jerzego Bielunasa w Teatrze WARSawy nie pada chyba ani jedno słowo, które nie zostało zapisane w korespondencji kochanków, ich bliskich czy np. w publikacjach prasowych, jest to więc dramat powstały w wyniku montażu autentycznych słów i wypowiedzi, które na scenie włożone zostają w usta muzy Fryderyka Chopina George Sand.


Ona to głównie mówi „własnym tekstem”, ale otwiera też koperty (a fe!) z listami, które Chopin pisał do innych osób, i bez cienia wstydu dzieli się ich zawartością. 

Mogłoby to jej ujść płazem, gdyby owe listy trafiły do niej po śmierci wielkiego kompozytora, ale on jest w zasadzie ciągle na scenie i pogrywa na fortepianie. Kwestia tajemnicy korespondencji – oczywiście w przypadku „Listów Chopina” potraktujmy ją z przymrużeniem oka – nie psuje jednak wymowy spektaklu. Towarzyszy on kochankom na różnych etapach ich znajomości, pokazuje początkową fascynację – gdy George Sand nazywa Fryderyka aniołem, również tytuł spektaklu Chopin – Chip, Chop, Chipette oddaje pieszczotliwy charakter kontaktów francuskiej pisarki z muzykiem. Widzimy jednak Muzę Chopina jak skarży się na kaprysy przyjaciela, jak dzielnie próbuje łagodzić jego utarczki z otoczeniem i postępy śmiertelnej choroby, ale nie ukrywa kosztów tych starań, jak wreszcie dochodzi do rozstania i George Sand pozornie cieszy się „odzyskaną wolnością”. W tym procesie zbliżania i rozchodzenia się dróg życiowych obojga kochanków ujawnia się nieprzeciętny talent aktorski Natalii Rzeźniak-Pospieszalskiej, bo już po kilku minutach skłonni jesteśmy uwierzyć, że osoba mówiąca do nas to prawdziwa George Sand, kobieta znająca swoją wartość, wrażliwa, silna i odważna. Zaczyna rozmowę z publicznością ubrana w męski garnitur ale później zakłada bardziej damskie kreacje – tutaj zwróćmy uwagę na kostiumy Elżbiety Terlikowskiej – potrafi nas zaczarować swoją czułością dla zwierząt i dzieci, ale po chwili rzuca ostre słowa pod adresem swej córki. Jest, jak to w monodramach, wciąż aktywna na scenie i nawet tworzy zabawny pantomimiczno-taneczny epizod z ogromnymi fantomami świń (scenografia Katarzyny Mazurek). To jest odniesienie do morskiej podróży z Majorki do Francji na statku przewożącym trzodę chlewną.

Na scenie towarzyszy Natalii jej autentyczny mąż Łukasz Pospieszalski, członek muzycznego klanu Pospieszalskich, tegoroczny absolwent klasy fortepianu we wrocławskiej Akademii Muzycznej. W jego wykonaniu słyszymy recital złożony z fragmentów utworów Chopina, m.in. Sonaty b-moll, Scherza h-moll, Nokturnów, Mazurków, są urywki Poloneza, Preludium, wszystko ułożone z grubsza w jakiejś korelacji z nastrojem monologu aktorki. Choć produkcje pianisty nie zyskałyby prawdopodobnie uznania jury dopuszczającego do Konkursu Chopinowskiego, otrzymujemy sporą dawkę wartościowej muzyki, co w teatrze nie jest niestety regułą. Spektakl uzyskał zresztą patronat Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina zaś niewielki fortepian do występu wypożyczyła firma YAMAHA.

                                                                          Joanna Tumiłowicz