Przegląd nowości

Cuda nie słychy

Opublikowano: poniedziałek, 28, sierpień 2017 17:47

Gdy panowie Alexeev i Demidenko rozpoczęli swój recital od razu zadziałały wspomnienia - film Preludium sławy. Tam cudowne dziecko, Roberto Benzi, prowadziło orkiestrowe wykonanie poematu symfonicznego Preludia Liszta. Jeszcze zanim skończyło 10 lat pobierało lekcje dyrygentury u André Cluytensa. Ochy i achy wypromowały nazwisko artysty, ale gdy po latach przyjechał już jako dojrzały dyrygent do Polski szału nie było. Zwykły kapelmistrz jakich setki. Jak to jest z cudownymi dziećmi? Czy mają gwarancję wstępu do nieba? Co z tymi wszystkimi Stasiami i Jasiami? Bezpieczniej byłoby powiedzieć, że cudownym dzieckiem był tylko Mozart, a i tak mówiono, że jego starsza siostra była jeszcze zdolniejsza, tylko los nie pozwolił jej się rozwinąć.

Jan Lisiecki 1

A co z duetem Alexeev i Demidenko? Po grzmotach u Liszta pokazali też trochę finezji u Saint-Saensa, mniej w Rondzie Chopina, a najlepiej im wyszła muzyka rosyjska. Ognisty ptak skrzył się barwami i wyrafinowanymi świergotami. A na bis poszły jeszcze dwa urocze tańce Szostakowicza oraz ponura Tarantella Rachmaninowa. Czy ci pianiści byli także kiedyś cudownymi dziećmi? Może tak, może nie, ale to dziś nie ma znaczenia.


Pierwszy Koncert d-moll Brahmsa w wykonaniu całkiem dobrej Orkiestry Beethovenowskiej pod Jackiem Kaspszykiem z Jasiem Lisieckim w roli głównej, był przeciągniętą do granic możliwości struną. Kto wpadł na pomysł, aby nadać pierwszej część tak wolne tempo i skupić się na grzmieniu w kotły, drastycznych trylach i zawieszeniach? Jaś dopiero w przetworzeniu załapał i zaczął też epatować  agresywnymi trylami, całą strukturę melodyczną utworu mając za nieistotny dodatek. Nie był to niestety sukces młodego pianisty, którego dyrektor festiwalu Chopin i jego Europa Stanisław Leszczyński wciąż tytułował Jasiem. Festiwal otworzyło wykonanie okolicznościowej kompozycji Through the Looking-Glass Pawła Szymańskiego złożonej z wycinkowych cytatów niby Bacha, choć w tle miał być hołd dla Chopina. W konsekwencji najlepszą pozycją Koncertu okazała się Symfonia c-moll Franciszka Mireckiego. Trochę to było kompozycyjnie bałaganiarskie i niespójne, ale w części środkowego Scherza pokazał trochę humoru wprowadzając orkiestrę dętą. Tym się zrehabilitował i dał dowód niezłego opanowania warsztatu kompozytorskiego.

Philippe Hereweghe

Czy Claudio Monteverdi był cudownym dzieckiem? Wzmianek na ten temat brak, ale z tego co po kompozytorze zostało wynika, że był cudownym dojrzałym twórcą. Collegium Vocale Gent pod dyrekcją Philippe Hereweghe wybrało z bogatej spuścizny Vespro czyli Nieszpory. Trochę szkoda, że tej akurat pozycji nie wprowadzono w mury jakiejś świątyni, bo wówczas do wrażenia słuchowego dołączyło by się także transcendentalne i wzrokowe. Świetnym pomysłem było podawanie z monitorów polskiego tekstu Nieszporów, ale to wszystko nic, w zestawieniu z jakością wykonania. Tak niezawodnej, czystej i krystalicznej intonacji oraz wyrównania emisyjnego głosów dawno się nie słyszało. Strojenie akordów w tej wielogłosowej kompozycji wprowadzało w zdumienie. A jeszcze inny element dowodził, iż to wszystko musiało być poprzedzone długotrwałymi przygotowaniami. Cały bowiem zespół instrumentalny Collegium zaczął grać natychmiast po wejściu na estradę Filharmonii Narodowej, oszczędzając publiczności długotrwałych pisków i zgrzytów strojenia, w jakich lubuje się większość zespołów historycznie poinformowanych muzyki dawnej. Był to więc znakomity przykład profesjonalizmu.

Dyrygent mając przed sobą półtoragodzinny kawał muzyki postarał się o różne elementy podnoszące atrakcyjność odbioru, a to kazał zejść ze sceny muzykom, aby śpiewali i grali poza estradą, a to przestawiał śpiewające panie, a to dołączał do nich puzonistów. Wreszcie kazał jednej z solistek dyrygować śpiewanymi unisono chorałami gregoriańskimi. Muzycznie Nieszpory Monteverdiego nie miały może tej mocy kreatywnej i inwencji melodyczno-harmonicznej, co utwory świeckie tego mistrza, np. cudowne Madrygały, ale koncert z udziałem Collegium Vocale pozostanie i tak na długo w pamięci.

                                                                       Joanna Tumiłowicz