Przegląd nowości

Artur Rozpustnik

Opublikowano: czwartek, 15, czerwiec 2017 14:39

Opera Mozarta Rozpustnik ukarany, czyli Don Giovanni KV 527, którą wykonano w sali Filharmonii Narodowej na inaugurację 27 Festiwalu Mozartowskiego w wersji koncertowej, była zapowiadana jako występ tylko jednego śpiewaka, Artura Rucińskiego. Ten fakt od razu spowodował szereg nieprzychylnych komentarzy, także pod adresem tego wybitnego artysty. Czy godzi się – mówiono – w obliczu masowych zwolnień dawnych kolegów, jakie przeprowadza dyrekcja Warszawskiej Opery Kameralnej, przyjmować od niej ekskluzywne zaproszenie. Puszczono nawet plotkę, że Ruciński odrzucił propozycję występu w Don Giovannim. Jednak tak się nie stało.

Artur Rucinski 347-3

Śpiewak potwierdził swój udział w inauguracji Festiwalu Mozartowskiego tłumacząc, że jest przede wszystkim artystą, który występuje dla publiczności. Nie popiera żadnej opcji środowiskowej ani politycznej, interesuje go tylko muzyka i słuchacze. Przed samym koncertem, a także w jego przerwie odbyła się przed wejściem do Filharmonii głośna pikieta związkowców WOK, FN i innych placówek muzycznych, np. z Filharmonii Opolskiej. Protestujący wyliczali winy dyrekcji Warszawskiej Opery Kameralnej, a także nakłaniali do bojkotu koncertu, który miał się za chwilę odbyć. Niestety działali w sumie na swoją niekorzyść, bowiem muzyka klasyczna wciąż natrafiająca na mur głuchoty i braku prestiżu społecznego potrzebuje wsparcia, promocji, zachęty, a nie bojkotu, który oznacza puste sale. Ci pikietujący muzycy gdy zaczną znów grać i śpiewać będą oczekiwali zainteresowania publiczności, a to już może się nie zdarzyć. Skandal, wrzaski, transparenty – to tylko zapamiętają potencjalni słuchacze.


Na szczęście poziom wykonawczy opery Mozarta był na tyle wysoki, że żaden ze słuchaczy nie żałował przybycia na koncert. Buczenia i śmiechy podczas dosyć „księżycowego” wystąpienia marszałka Adama Struzika otwierającego festiwal, nie przełożyły się na odbiór pięknej muzyki. Oczywiście Artur Ruciński  był niekwestionowaną gwiazdą wieczoru. Pewny siebie, arogancki, ale mistrzowsko wykorzystujący swoje przymioty Rozpustnik śpiewał czystym, swobodnym, lejącym się i aksamitnym głosem, doskonale przechodząc od triumfalnego forte do jedwabistego uwodzicielskiego piano, by zakończyć swój występ krzykami potępionego i wciąganego do Piekła grzesznika. Partnerowały mu znakomicie trzy panie, wśród których największe owacje należą się Annie Bernackiej – Donnie Elwirze. Rewelacyjna muzycznie artystka idealnie wczuła się w rolę, która opanowała jej sylwetkę od stóp do głów, była wiarygodna jako zdradzana kochanka, która nie może w żaden sposób uwierzyć w przewinienia uwodziciela, choć te wyłożył bardzo sprawnie w swej popisowej arii Madamina sługa Don Giovanniego Dariusz Machej. Śpiewak ten, świetnie przygotowany i niezawodny wokalnie miał w roli Leporella swój dzień i choć głosowo ustępował nieco Rucińskiemu (co było absolutnie zrozumiałe w charakterystycznej roli Leporella) powinien swój występ traktować jako wielki sukces. Druga z pań Donna Anna, czyli Anna Mikołajczyk miała także swój dobry dzień i choć jej arie brzmiały prawie perfekcyjnie, w stosunku do swej konkurentki Donny Elwiry prezentowała postawę mniej kuszącą wokalnie. Trzecia kochanka, Zerlina (Ingrida Gapova) też imponowała czystym, świetlistym sopranem, doskonale nadającym się do płytowego nagrania tej roli. Artystka znana z bardzo interesujących kreacji na scenie Opery Nova w Bydgoszczy, tutaj jakby z góry postanowiła grać „trzecie skrzypce”, choć uczucie, z jakim obejmowała głowę jej zaślubionego Mazetta (Grzegorz Żołyniak) też robiło wrażenie. A w duecie z Don Giovannim La ci darem la mano także okazała się świetną partnerką. Mazetto miał też swoją przyzwoicie wykonaną partię, która być może sprawi, że z czasem sięgnie po bardziej odpowiedzialne role. Przyzwoitość cechowała także tenora Emila Ławeckiego w partii Don Ottavia, choć tutaj rola była głosowo ekstremalnie trudna, zaś aktorsko mdła i nijaka. Stawkę solistów dopełniał Komandor, Il Commendatore w wykonaniu Dariusza Górskiego. Śpiewak ten wspaniale oddał pomnikowe, nieco tubalne basowe forte; można się było nawet zastanawiać, czy jego głos nie jest wspomagany elektronicznie. Wykonanie tej dramma giocoso w dwóch aktach w oryginalnej włoskiej wersji językowej, było wspierane przez kameralny chórek czyli Zespół Wokalny Warszawskiej Opery Kameralnej oraz nieźle grający Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej MACV. Całości nadawał właściwe tempa i pełen temperamentu przebieg dobry kapelmistrz Friedrich Haider. Festiwal Mozartowski rozpoczął się mocnym akcentem, a świetny baryton Artur Ruciński  wreszcie zabłysnął jako Don Giovanni w Stolicy.

                                                                            Joanna Tumiłowicz