Scena Teatru Wielkiego w Łodzi była w sobotę 10 czerwca, miejscem długo zapowiadanego jedynego w Polsce występu tej znakomitej śpiewaczki, której kariera od wielu lat jest związana z najbardziej prestiżowymi scenami operowymi na świecie.
Jednocześnie łódzka scena operowa dołożyła do swojej bogatej historii kolejną gwiazdę światowej wokalistyki. Gheorghiu została dopisana do grona wielkich artystów, w którym są już między innymi: Placido Domingo, Andrea Bocelli, Renato Bruson, Kiri Te Kanawa, Veronica Villarroel. Angela Gheorghiu jest bez wątpienia znakomitą śpiewaczką, czego dowiodła wieloma wartościowymi kreacjami na światowych scenach i licznych nagraniach. Jednak jej piękny głos jest stworzony do czystego belcanta i partii lirycznych.
Właśnie one przynosiły jej, i przynoszą, największe uznanie. Śpiewaczka robiła nie tylko wielką karierę na światowych scenach operowych, ale w równie błyskawicznym tempie stała się wielką gwiazdą fonografii.
Dokonane przez nią nagranie zyskują – często – wysokie oceny fachowców i entuzjastyczne opinie zwykłych melomanów. Trudno się temu dziwić, bo jej wspaniały sopran o bogatym i wyrównanym brzmieniu oraz ciemnej barwie porównywany bywa z głosami największych śpiewaczek naszych czasów. Program łódzkiego koncertu zbudowany był z fragmentów oper Francesco Cilei, Giacomo Pucciniego oraz Alfredo Catalaniego, którego aria Ebben? Ne andró lontana z I aktu La Wally zabrzmiała z pełnią właściwej ekspresji w finale koncertu.
Solistce towarzyszyli rumuńscy artyści, tenor Călin Brătescu oraz dyrygent Ciprian Teodorach, który prowadził orkiestrę Teatru Wielkiego w Łodzi. Przyznaję największe wrażenie pozostawiło żywiołowe i pełne dynamiki wykonanie Rapsodii rumuńskiej George’a Enescu prowadzone przez dyrygenta z werwą i temperamentem.
Mniejsze wrażenie pozostawiły w mojej pamięci; pozbawiony niuansów dynamicznych walc w I aktu Fausta Gounoda oraz Suita nr 2 z L’Arlesienne Bizeta. Szczególnie w tym drugim utworze sporo było nierówności w grze poszczególnych grup i nieczystości intonacyjnych. Towarzyszący Angeli Gheorghiu tenor Călin Brătescu prezentował głos o interesującej barwie, ale prowadził go – jak na mój gust – zbyt forsownie, przez co w górze skali nabierał płaskiego brzmienia.
Bohaterka wieczoru rozpoczęła wieczór od prezentacji swojego wokalnego kunsztu we fragmentach Adriany Lecouvreur – aria Del Stulano Amuratte .. Ecco: respio appena z I aktu i duetu Ma, dunque è vero z II aktu. W obu przypadkach zaprezentowała sopran o pięknej nasyconej barwie i wyrównanym w każdym rejestrze brzmieniu. Pierwszą część wieczoru zakończyła aria Sola perduta abbandonata z IV aktu Manon Lescaut, tutaj niestety zabrakło mi nieco dramatycznej ekspresji i napiecia emocjonalnego. Druga część wieczoru dała nam okazję poznania najpierw, wielkiej arii oczekiwania Un bel di vedremo z Madama Butterfly, później pozostając w klimacie fraz Pucciniego słuchaliśmy wielkiego duetu Toski i Maria z I aktu Tosci.
Szkoda tylko, że w tym duecie więcej uwagi poświęcała sukni i poprawianiu fryzury niż zakochanemu w niej malarzowi Cavaradossiemu. Oczywiście każda aria i duet wywoływały głośną owację zachwyconej publiczności, która na zakończenie urządziła wykonawcom gorącą kilkuminutową owację na stojąco.
W efekcie artyści dołożyli w formie bisów kilka kolejnych operowych fragmentów, z których najbardziej przypadła mi do serca urokliwie zaśpiewna aria Lauretty O mio babbino caro z Gianniego Schicchi Pucciniego. Koncert był ukoronowaniem obchodów 50-lecia działalności Teatru Wielkiego w Łodzi w gmachu przy pl. Dąbrowskiego.
Adam Czopek