Przegląd nowości

Mascagni i Leoncavallo w Opéra du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: wtorek, 06, czerwiec 2017 22:01

Umieszczając w programie kończącego się sezonu Rycerskość wieśniaczą Mascagniego i Pajace Leoncavallo Opéra du Rhin w Strasburgu zaprosiła do współpracy francuskiego reżysera (zarazem aktora i autora-librecistę) Kristiana Frédrica. Chodzi tu o niezwykle płodnego twórcę, byłego asystenta nieodżałowanego Patrice’a Chéreau i Pierre’a Romansa, którego liczne realizacje były pokazywane w wielu krajach świata, w tym również w Polsce.

Mascagni-Leoncavallo 1

Pochylając się nad tymi dwoma tradycyjnie już wystawianymi w ramach dyptyku dziełami, dojrzał on w opowiadanych w nich historiach świadectwo cierpienia ludzi nieustannie konfrontowanych ze światem przemocy i biedy, w którym manifestują się jedynie skrajnie wyostrzone emocje i uczucia. Według reżysera to nie sytuacje społeczne, lecz natura ludzka, prowokują te egzystencjalne dramaty, choć na pewno to właśnie w przytłaczających swą duszną atmosferą grupach społecznych ujawnia się cała rozpacz jednostek oraz ich niemożność spełniania marzeń i pragnień.


To w społeczeństwie budzą się potwory, które zdaniem Frédrica drzemią w każdym z nas. Ogólnie rzecz ujmując jego inscenizacyjna koncepcja polega na fotograficznym oddaniu codziennej rzeczywistości dwóch włoskich generacji, które będą się brutalnie ścierać na oczach widzów, gdyż nawet jeżeli przytaczane historie należą już do przeszłości, to przecież wciąż znajdują one swój oddźwięk we współczesnych czasach.

Mascagni-Leoncavallo 2

Dzieje się tak dlatego, że – właśnie podobnie jak stare fotografie – przechowują one w sobie ślady prawdziwego życia, cierpienia i niestety również przelanej krwi. Owe ślady reżyser określa mianem „bruzd cierpienia” i taki właśnie podtytuł – wyświetlany na kurtynie - nosi w jego inscenizacji zarówno pierwsze, jak i drugie dzieło.

Mascagni-Leoncavallo 3

W Rycerskości wieśniaczej Frédric przenosi nas do południowych Włoch z lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, rozgrzanych słońcem i zalanych oślepiającym światłem. Wypełniająca całą przestrzeń scenografia (autorstwa Bruno de Lavenère) przywołuje jakiś fragment dzielnicy biedoty, ze skonstruowanymi z kartonów i zużytych kawałków drewna schronień, które muszą zastąpić nieosiągalne dla biedaków domy. Jesteśmy świadkami pozbawionych delikatności gestów ich mieszkańców, a zarazem demonstracji ich rozpalonych zmysłów, zastępujących momenty czułości wyuzdanymi scenami bezwstydnie uprawianego seksu. Po częściowym obrocie sceny ukazuje się zniszczony kościół, do którego zmierzają zdradzający dobre samopoczucie miejscowi „burżuje”, wielkodusznie godzący się przy rzadkich okazjach świąt religijnych (w tym przypadku Wielkanocnych) na wspólną modlitwę z godnym pogardy pospólstwem.


Wprowadzając epizod, podczas którego uczestnicy religijnej uroczystości podciągają na linie naprędce skonstruowaną figurę Chrystusa, Frédric wyraźnie nawiązuje do tradycji Ameryki Łacińskiej. Nadaje to jego wizji bardziej uniwersalny wymiar, bo pokazuje, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy nędzną prowincją włoską i na przykład brazylijskimi fawelami.

Mascagni-Leoncavallo 4

Utrzymany w sepiowym kolorze (reżyseria świateł Nicolas Descoteaux) i wyraźnie odwołujący się do filmowej estetyki obraz nabiera zdecydowanie czerwonego zabarwienia w momencie, kiedy Alfio podrzyna (w bardzo realistycznym i wręcz wstrząsającym geście) gardło Turiddu.

Mascagni-Leoncavallo 5

Po przerwie reżyser pokazuje nam już inną rzeczywistość, która zarazem jest kontynuacją poprzedniej historii. Otóż domyślamy się, że dzielnica ubogich została zrównana z ziemią przez ciężki sprzęt, bo na jej miejscu wzniesiono (jak to się na ogół w takich miejscach zdarza) ogromne i równie degradujące ludzi bloki mieszkalne. W gruncie rzeczy nic się tak naprawdę nie zmieniło, bo pozbawieni wszelkiej nadziei na przyszłość biedacy tkwią nadal i nieodmiennie w tej samej nędznej egzystencji. Zmienił się natomiast ogólny kontekst, albowiem z okresu lat pięćdziesiątych Kristian Frédric przenosi nas do roku 1978, kiedy to Włochy przeżywały głęboki kryzys polityczny, Czerwone Brygady krwawo rozprawiały się z przedstawicielami establishmentu, a światem wstrząsnęła wiadomość o bestialskiej zbrodni dokonanej na Aldo Moro, przywódcy Chrześcijańskiej Demokracji. Reżyser posuwa się nawet do puszczenia z głośników dokumentalnych nagrań, na których słychać głosy oprawców informujących o miejscu porzucenia zwłok zamordowanego polityka. Co roku do wspomnianych bloków przyjeżdża grupa teatralna, która odgrywa przed zdesperowanymi mieszkańcami Pajaców.


I to właśnie komedianci (podobnie jak w szekspirowskim „Hamlecie”) służą tu do wydobycia na światło dzienne prawdziwych relacji pomiędzy Neddą, Silvio i Canio. W tej frapującej realizacji Silvio okazuje się zresztą być synem Turiddu z Rycerskości wieśniaczej. Kolejną innowacją jest dość dyskretne, ale znaczące, wprowadzenie przez reżysera do obu jednoaktówek postaci diabła.

Mascagni-Leoncavallo 6

Powiedzmy jednak od razu, że pomimo poruszającej dosadności w pokazywaniu wszechobecnego zła, odrażającego realizmu i nie oszczędzania widzowi drastycznych scen, dominującym wątkiem jest tutaj okazywane tym nieszczęśliwym i osaczonym bohaterom szczerego współczucia.

Mascagni-Leoncavallo 7

Wszyscy soliści zespołu wykonawczego doskonale się odnajdują w tej niezwykłej wizji interpretacyjnej i wywierają ogromne wrażenie jakby pełnym zapamiętania zaangażowaniem scenicznym. W operze Mascagniego wzruszające kreacje prezentują Géraldine Chauvet w roli Santuzzy (choć na planie wokalnym wydaje się, że ta partia ją jeszcze na razie przerasta) oraz Stefano La Colla jako Turiddu. Zimną i bezlitosną postać Alfiego buduje Elia Fabbian, pełną wdzięku i zalotną Lolą jest Lamia Beuque, a Stefania Toczyska w roli Mammy Lucii wzbudza podziw wyrazistą osobowością sceniczną, aktorską indywidualnością i wokalnym doświadczeniem. Po przerwie Stefano La Colla staje się przekonującym Caniem, Elia Fabbian ucieleśnia Tonio, zaś w partiach płacących śmiercią za miłość młodych przykuwające uwagę walory wokalne i sceniczne demonstrują Brigitta Kele (Colombina) i Vito Priante (Silvio). Nad całym wykonaniem czuwa prowadzący dynamicznie Orkiestrę Filharmoniczną Strasburga Daniele Callegari, budujący z wyjątkowym wyczuciem teatru muzycznego dramaturgiczne napięcia.

                                                                                  Leszek Bernat