GaleriaT. Shebanova gra - Pory roku Czajkowskiego
Wydarzenia |
Szukaj w Maestro |
||
|
|
||
Przegląd nowościFestiwal muzyki komnatowej w Łańcucie z klasykami wiedeńskimi w roli głównej
Strona 3 z 5
Druga połowa koncertu należała zatem do wielkich melodystów jakimi byli przywołany już Rossini oraz Antonín Dvořák, którego Serenada E-dur op. 22 dopełniła program. Dostarczyły one okazji do zademonstrowania plastyczności brzmieniowej, odwołującej się zarówno do masywności i dźwiękowej drapieżności tutti w Scherzo oraz w finałowym Allegro vivace ze wspomnianej kompozycji Dvořáka, jak i finezyjnej aury dźwiękowej, zwłaszcza w utrzymanych w dynamice piano pianissimo Andantina z Sonaty czy tria z Tempa di valse z Serenady, nic nie tracących przy tym na swej akustycznej nośności. Kulminację festiwalu stanowiło wykonanie IX Symfonii d-moll op. 125 Ludviga van Beethovena. Obraz dźwiękowy całości burzyły nieco waltornie, już na samym początku, gdy dostarczają podkładu do intonacji przez smyczki słynnych pustych kwint pierwszego tematu Allegra ma non troppo, un poco maestoso. Nie popisały się też w Scherzu, odzyskując czystość brzmienia dopiero w spokojnym, szeroko płynącym Adagio, w którym zdarzyło się nawet krótkie solo pięknie zagrane przez Andrzeja Kundysa. Na słowa uznania zasłużyła natomiast dyscyplina kwintetu smyczkowego, a także efektowne figuracje drzewa, podejmującego wiodący temat Scherza.
Pewne zastrzeżenia budzić mogły natomiast nieodpowiednie proporcje dynamiczne w tymże pomiędzy zbytnio wybijającymi się w sensie dosłownym kotłami a resztą zespołu. Prowadzący całość Massimiliano Caldi, posługujący się klasyczną i czytelną techniką manualną, taką też zaprezentował interpretację beethovenowskiego arcydzieła, nie siląc się na żadne ekstrawagancje i brzmieniowe ekscesy – na przykład pod jego batutą w sposób bardzo stonowany zabrzmiały otwierające czwartą część zgiełkliwe i dysonansowe pasaże instrumentów dętych, poprzedzające ekspozycję jej głównych tematów, a potem wejście basa, niejako interweniującego, by wyeliminować złowrogi pierwiastek na rzecz hymnicznego. Może jedynie tempa jakie narzucił włoski kapelmistrz były szybsze od ogólnie przyjętych, co skutkowało, że pierwsze fugato przybrało nieco chaotyczny kształt i dopiero za drugim razem odzyskało swą konstrukcyjną przejrzystość. Chór Filharmonii Narodowej, uczestniczący w wykonaniu obok Orkiestry Filharmonii Rzeszowskiej, potwierdził swoją wysoką rangę artystyczną, w wyjątkowo czujny sposób reagując na przekaz dyrygenta, który, jako Włoch, najlepiej odnalazł się w kantatowym finale. Dzięki znakomitej akustyce rzeszowskiej sali koncertowej można było w pełni słyszeć poszczególnych śpiewaków, którzy w innych warunkach, w ansamblach na tle orkiestrowo-chóralnego tutti po prostu zlewają się z nim i nikną. Spośród kwartetu solistów wyróżniłbym Roberta Gierlacha, otwierającego część wokalną dzieła, a także Tomasza Kuka za jego arioso, następujące po ustępie alla turca. Artysta ten najlepiej odnajduje się w muzyce niemieckiej, często wymagającej quasi-instrumentalnego prowadzenia głosu o charakterze spinto, jeśli nie wręcz tenora dramatycznego. Tym razem rozczarował nieco nurt recitali pianistycznych. Podczas recitalu Diny Joffe towarzyszyły mi refleksje dotyczące powodów, dla których uprawia się muzykę. Może być ich wiele. A więc tradycja rodzinna, konieczność wywiązania się z zawartego kontraktu, wygórowane ambicje i żądza sławy, za którymi nie zawsze idą wrodzone i nabyte uzdolnienia i umiejętności. A przecież przede wszystkim powinien to być przekaz, wyczytany pomiędzy nutami, a udzielany słuchaczom ponad nimi. |
|||
Maestro jest tytułem jakim honoruje się najwybitniejszych muzyków wirtuozów dyrygentów śpiewaków i nauczycieli. Właśnie im oraz podążającym za ich przykładem artystom poświęcona jest ta strona |
|||
2006 Copyright © Wiesław Sornat (R) All rights reserved MULTART |