Przegląd nowości

Optymistyczna operetka o Kandydzie

Opublikowano: czwartek, 25, maj 2017 10:02

Gdzie Derflowi do Leonarda – oczywiście Bernsteina? A jednak takie przedstawienie muzyczne przygotował Teatr Ateneum w Warszawie.

Kandyd,Ateneum 1

Cichymi, choć słyszalnymi bohaterami widowiska byli członkowie zespołu muzycznego Wojciecha Borkowskiego i Tomasza Bajerskiego, w składzie: klawisze (raz fortepian, raz klawesyn), gitara, wiolonczela, kontrabas, perkusja, może coś jeszcze, bo wszystko ukryte za ledwie przezroczystą siatką, która stanowiła jedyną dekorację przedstawienia. Tutaj mała zmyłka – w programie podano, że współpracę przy projekcie powierzono studentom Wydziału Scenografii ASP w Warszawie pod opieką artystyczną prof. Pawła Dobrzyckiego. Czyżby studenci utkali siatkę?


Wróćmy jednak do operetki pod tytułem Kandyd, czyli optymizm wg Voltaire’a. Z braku klasycznej pojawiła się neoklasyczna na scenie teatru dramatycznego, ze śpiewami i tańcem – opracowanym przez niezmordowaną Zofię Rudnicką. Całe towarzystwo przygotował wokalnie Tomasz Bajerski, a są tutaj zgodnie z kanonem fragmenty chóralne, są kuplety i arietty. Aktorzy, niestety, muszą być wyposażeni w mikroporty, co w dawnych operetkach byłoby nie do pomyślenia. Na szczęście wzmacniacze nie zostały podkręcone na pełny regulator i dało się tego słuchać bez bólu. Jerzy Derfel, autor muzyki do przedstawienia skorzystał, trochę na zasadzie pastiszu, z operowo-operetkowych wzorców, są tutaj melodyjne śpiewki, nawet zasugerowane chorałem gregoriańskim i rozmaite formy kanonu, kilka razy pojawia się jakby przesadnie zaczerpnięta od Rossiniego wielogłosowa koda. I całość wyposażono w odwołujący się do aktualnych wydarzeń i nastrojów rymowany tekst Macieja Wojtyszki – zupełnie jak w operetce.

Kandyd,Ateneum 2

Sięgam pamięcią do przedstawienia opery-operetki Kandyd Leonarda Bernsteina w Teatrze Wielkim w Łodzi. Tam na wstępie ciekawa muzycznie, neoklasyczna Uwertura grywana też niekiedy jako samodzielny utwór. Potem mniej lub bardziej udane słowno-muzyczne perypetie bohaterów i popisowa, pełna humoru i wirtuozerii wokalno-aktorskiej aria Kunegundy. Ale to wszystko było dziesiątki lat temu. Czy o przedstawieniu Kandyda z Ateneum przechowam jakieś wspomnienia? Może vis comica Artura Barcisia oprze się czasowi?

                                                                                              Joanna Tumiłowicz