Przegląd nowości

„Hrabina Marica” wraca do Krakowa

Opublikowano: poniedziałek, 24, kwiecień 2017 13:43

Gdy w 1923 roku znany wiedeński śpiewak, „gwiazda operetki” Hubert Marischka (1882-1959), został właścicielem słynnego Theater an der Wien, wydawało się, iż będzie to srebrny wiek „operetki” ale „z perspektywy lat okazał się on jedynie pięknym zachodem słońca”. Dla Kálmána jednak olbrzymie powodzenie jego kolejnej operetki wystawionej przez Marischka w 1924 roku, miało wielkie znaczenie. „Hrabina Marica” przemierzyła dosłownie cały świat. Odniosła największy triumf od czasów „Księżniczki czardasza”.

Hrabina Marica 1

Krakowska premiera „Maricy” miała miejsce u schyłku 1954 roku. Była ona równocześnie inauguracyjnym spektaklem sceny operetkowej powstającego Teatru Muzycznego w Krakowie. Była także debiutem wybitnej śpiewaczki, Iwony Borowickiej, legendy krakowskiej operetki. W następnych latach dołączył do niej tenor Kazimierz Rogowski. Wspólne występy tych artystów w tej i szeregu innych operetkach również przeszły już do legendy. Trzeba jeszcze dodać, iż premierę tę zrealizowali Alojzy Kluczniok i Iwo Gall.


Druga premiera krakowska w 1973 roku (kier. muz. Marian Lida, reż. Kazimierz Rogowski) to indywidualne sukcesy śpiewaków. Wtedy właśnie ujawniły się talenty m.in. Barbary Barskiej, Edwarda Adlera i Jana Lachowskiego. Premiera trzecia (1994 rok) natomiast to nieprzeciętny talent dwojga śpiewaków, którzy dosłownie zawładnęli sceną urzekając pięknymi głosami i aparycją sceniczną. Mowa o Krystynie Tyburowskiej i Janie Wildze. Premierę przygotowali Marian Lida i Bogusława Czosnowska. Powodzenie „Maricy” na krakowskiej scenie było ogromne.

Hrabina Marica 2

W latach 1954 do 1962 odbyły się 82 spektakle, a między latami 1962 do 1974 dalszych 165. Są to dane udokumentowane. Na krakowskiej scenie „Marica” pojawia się  po raz czwarty (24.02.2017), a więc średnio co około 20 lat ! (1954 – 1973 – 1994 – 2017)!. (Ilości spektakli od 1994 roku do obecnej premiery nie udało się udokumentować). Kolejna, czwarta już premiera omawianej operetki na krakowskiej scenie miała miejsce 24 lutego 2017 roku (oglądałem 4 spektakl, 3 marca). Tym razem premierę muzycznie przygotował Tomasz Tokarczyk, reżyserował Paweł Aigner. Libretto operetki nie jest jej mocną stroną. Autorami libretta są Julius Brammer, Alfred Grünwald. Partie śpiewane przetłumaczyli Agnieszka Felli, Władysław Krzemiński i Artur Tur. Dialogi na podstawie tłumaczenia Andrzeja Własta opracował Paweł Aigner.

Hrabina Marica 3

Muzyka Kálmána wywodzi się z rytmów czardasza. Jest bogata, barwna i radosna. Zawiera szereg pięknych fragmentów wokalnych, melodii łatwych do zapamiętania i dlatego jest tak popularna i bliska słuchaczom. I tak interpretuje ją Tomasz Tokarczyk. Prowadzona przez niego orkiestra gra elegancko i z wdziękiem. Scenografia jest nijaka, niezbyt ciekawe też są kostiumy. Ruchowi scenicznemu pomagają soliści, a jest ich „tylko” 13. Wzmacnia go bardzo dobrze przygotowany chór (Jacek Mentel). W choreografii (Jarosław Staniek) razić mogą powielane w kilku etiudach maski prosiąt.


Wszak rzecz rozgrywa się jednak w środowisku cygańskim. Niesmaczna jest scenka, w której kamerdyner płaci za taniec złotem dentystycznym, używanym! Ekstrawagancja czy już absurd! Wokalnie spektakl jest udany. Marica w interpretacji Marceliny Beucher jest debiutem operetkowym artystki. Aktorsko trzeba tę rolę dopracować. Na razie jest „dużo pięknego śpiewu, mało aktorstwa”.

Hrabina Marica 4

Tassilo w wykonaniu Janusza Ratajczaka może przekonać, wszak Ratajczak jest aktorem i śpiewakiem doświadczonym, sprawnie też prowadzi swoją partię. W drugiej parze amantów bardzo dobrą okazała się debiutantka, Paula Maciołek. Ta studentka krakowskiej Akademii Muzycznej (kl. Katarzyny Oleś-Blachy) już dysponuje ładnym głosem i sceniczną swobodą, podobnie jak Łukasz Ratajczak – syn i uczeń swego ojca Janusza. Bardzo pięknie zaśpiewała swą jedyną arię Miny, Iwona Socha, (Cyganka, wróżbiarka, która zapowiada Maricy przeżycie wielkiej miłości). Artystka napełniła ją sentymentem i pewną melancholią. Mimo wszystko jednak tych pięknych melodii warto posłuchać.

                                                                                                Jacek Chodorowski