Przegląd nowości

Uderzmy naprzód w posępne i górne, a następnie w radosne i lżejsze tony!

Opublikowano: niedziela, 23, kwiecień 2017 17:48

Dwa ostatnie dni Wielkiego Tygodnia na XIV Festiwalu „Misteria-Paschalia” ogniskowały się w kręgu  muzycznych opracowań Stabat MaterKoncert wielkopiątkowy rozpoczął się jedną z najstarszych wersji sekwencji Jacopone da Todi, zaintonowaną białymi głosami przez trzech śpiewaków z tyłu widowni. Ze względu na jej neapolitańskie redakcje pojawił się emblematyczny dla tego regionu taniec – tarantela – grany przez dołączających do śpiewaków muzyków Poème Harmonique, którzy wraz z nimi zeszli na estradę, przydając wydarzeniu pewnych znamion crossover. Zresztą tego rodzaju ludyczne rysy powrócą jeszcze na koniec tegorocznego festiwalu. Wokaliści z kolei zajęli tym razem miejsce na galerii, wykonując kolejne kompozycje do słów da Todi, między którymi w charakterze instrumentalnego intermedium pojawił się Koncert na kwartet f-moll nr 1 Francesca Durante.

Misteria-Paschalia 14

Głównym punktem programu było jednak Stabat Mater Giovanni Battisty Pergolesiego i właśnie w związku z nim nabrałem wątpliwości, czy Vincent Dumestre jest dramaturgiem zdolnym kształtować większe formy, sprawdzając się raczej w miniaturach, w których może skoncentrować się na cyzelowaniu detali. W tym przypadku były to dwa ustępy, którym artysta nadał bardziej wyszukany kształt agogiczny, a więc zróżnicowany w zakresie tempa. Głos Juliji Leżniewej wraz z natężeniem dynamicznym nabierał nieznośnego wibrata, odnoszącego się również do melizmatów, na co zwracałem już uwagę w związku z jej występami na festiwalu Opera rara na początku roku. Bez zarzutu natomiast zestrajał się w dynamice piano z altem Anthéi Pichanick, w której interpretacji wielką urodą odznaczała się rozbudowana wokaliza. Imponujące wrażenie pozostawiło też finałowe fugowane Amen, które, poprzez tę uczoną formę, przydało odpowiedniej powagi dniu upamiętniającemu ukrzyżowanie. W Wielką Sobotę, zgodnie już z tradycją, festiwal przeniósł się 101 metrów pod powierzchnię ziemi, do kaplicy św. Kingi w kopalni soli w Wieliczce. Po Sinfonii B-dur G 497 Luigiego Boccheriniego zabrzmiało kolejne opracowanie sekwencji Jacopone da Todi, tym razem dokonane przez tego kompozytora jako jego opus 61. To już świat pełnego elegancji i wdzięku stylu galant, zapowiadający klasycystyczną zasadę decorum, zgodnie z którą wszystko powinno pozostawać w granicach przyzwoitości i dobrego smaku, a więc skrajne emocje należy okiełznać i powściągnąć, nadając im bardziej stonowany wyraz. A zatem wobec tego utworu odnieść można określenie zastosowane zgoła wiek później przez Brahmsa wobec Legend Dvořáka, mówiącego o ich „rozkoszności”. 


I taka jest muzyka tego utworu, pod którą można by bez większego uszczerbku podłożyć świecki tekst i przedstawić jako wielką scenę i arię koncertową. W zakresie zdobnictwa technika koloraturowa przeważa już nad barokowymi melizmatami, zwłaszcza w zwrotach kadencyjnej natury. Pogłos kaplicy św. Kingi przydawał większej przestrzenności dźwięcznemu głosowi Eduardy Melo o metalicznym zabarwieniu. Nastrojowym wstępem do Stabat Mater był Lament na Wielki Czwartek Francesco Corsellego, wykonany przez artystkę z pogrążonej w mroku galerii. Towarzyszył jej kwartet smyczkowy Koncert de la Loge, w tej ostatniej kompozycji znów odwołując się także do onomatopeicznych efektów dźwiękowego malarstwa.

Misteria-Paschalia 15

Przechodząc obok jeziorka Weimar, można było snuć przypuszczenia, czy właśnie takiej muzyki chciałby wysłuchać uszyma wyobraźni w tym miejscu Johann Wolfgang Goethe, gdy w 1790 roku odwiedził wielicką salinę? W święta najpierw uderzono w triumfalne tony wielkich motetów, w tym Te Deum Michela-Richarda de Lalande’a, nadwornego kompozytora Ludwika XIV. Na tle tych pompatycznych kompozycyj, ich zewnętrznego przepychu instrumentacyjnego współtworzonego przez kotły, szczególnie silne wrażenie wywarł na mnie skromny, surowy Magnificat na chór a cappella, który znalazł godnych odtwórców w głosach wokalistów Capellae Cracoviensis. Świąteczne koncerty festiwalu „Misteria-Paschalia” posiadają na ogół nieco luźniejszy charakter. Aliści ten finałowy w Poniedziałek Wielkanocny przybrał znamiona nieomal „karnawałowe” lub ostatniej nocy londyńskich promsów. Gdy wyszedł flecista, dyrygent przed rozpoczęciem utworu z jego udziałem postanowił się z nim przywitać podaniem dłoni, wtedy on uczynił to samo z kontratenorem, któremu miał towarzyszyć, a tenże w tej sztafecie uścisnął rękę koncertmistrzyni. Przed kolejną arię, gdy kapelmistrz ociągał się z jej rozpoczęciem, śpiewak ostentacyjnie spojrzał na zegarek, a w innej ściskał go, ogrywając treść wykonywanego właśnie tekstu. Publiczność ze swej strony biła brawo po każdej części form cyklicznych, a także za każdym pojawieniem się ustawiającego pulpity. Taka swoboda budzi jednak nieufność, zwłaszcza że pod względem muzycznym zaczęło się niezbyt zachęcająco. Orkiestra zagrała Uwerturę do Haendlowskiego Kserksesa HWV 40 bez wyrazu i dość matowym dźwiękiem, a koreański kontratenor David DQ Lee niewiele ciepłych barw przydał popularnej arii Ombra mai fu, szerzej znanej od oznaczenia tempa jako largo, choć po prawdzie w partyturze figuruje „larghetto”.


„Caro Sassone”, jak nazywano Haendla podczas jego rzymskiego pobytu u progu muzycznej kariery, zdaje się niezbyt odpowiadać wrażliwości kierowanego przez Jean-Christophe’a Spinosiego  Ensemble Matheus. O wiele bliższy okazał się im Vivaldi, w arii z koncertującym fletem poprzecznym Ah! stigie larve z Orlanda szalonego RV 728, w której śpiewakowi towarzyszył Alexis Kossenko. Wspomniany koreański falsetysta w kadencjach wielokrotnie schodził do naturalnego dla siebie rejestru barytonowego jakby dowodząc, że jego umiejętności wokalne nie są konsekwencją nieszczęśliwego wypadku i okaleczenia w okresie pokwitania. Znaczne wrażenie wywarło w jego ujęciu dramatyczne accompagnato Famami combattere mostki e tifei z Orlanda HWV 31 tym razem Haendla, a także aria Sento in seno ch’in pioggia di lagrime z Tietebergi  RV 737 Vivaldiego, z akompaniamentem granym przez smyczki pizzicato.

Misteria-Paschalia 16

W Koncercie podwójnym e-moll TWV 52:e1 Georga Philippa Telemanna, jego finał, ukształtowany w ulubionej dla tego kompozytora formie alla polacca,skłonił wykonawców w celu wydobycia jego rodzajowości do wydawania okrzyków (a kiedyś muzycy z orkiestry Academy of Saint Martin in the Fields odmówili zawołania „Hej!” na koniec granej przez siebie „Orawy” Kilara), a nawet przytupów w dosłownym sensie. Co prawda, nie jestem do końca przekonany, że znacznie utemperowana przez Telemanna ludowość posiadała na tyle rubaszny charakter, by traktować ją jako przygrywkę do chłopskiego wesela z płócien Pietera Bruegela starszego, które, szkoda, że w tej sytuacji nie pojawiły się w ramach towarzyszącej występowi projekcji wideo. Dotychczasowym ograniczeniem festiwali „Misteria-Paschalia” wydaje się być skoncentrowanie wyłącznie na niemieckiej, francuskiej i włoskiej kulturze muzycznej, z rzadka poszerzanym na Anglię. Odczuwa się wyraźny niedosyt z powodu braku otwarcia na południe, a więc muzykę czeską (utwory tematycznie związane z Wielkim Tygodniem i Wielkanocą pisali m.in. Jan Dismás Zelenka czy František Xaver Brixi) i tamtejsze formacje wykonawcze. Dziwić też może, iż mimo faktu organizowania tego festiwalu w Polsce i w Krakowie dzięki krajowym i miejskim subsydiom, to całkowicie nieobecna pozostaje na nim rodzima twórczość, powstająca również w grodzie nad Wisłą, na co zwracałem już uwagę za poprzedniej dyrekcji. Jak to często w Polsce bywa, wyjątkiem było jej jednorazowe pojawienie się za sprawą cudzoziemca – Jordi Savalla – który w ramach cyklu swoich narracyjnych programów koncertowych jeden z nich poświęcił Kopernikowi i jego epoce.

                                                                          Lesław Czapliński