Przegląd nowości

Jak Puccini z Bizetem

Opublikowano: poniedziałek, 10, kwiecień 2017 11:44

Dwa wieczory operowo-instrumentalne były okazją do zaprezentowania dwóch polskich orkiestr, dwóch dyrygentów, dwóch kompozytorów, sześciorga solistów i... jednego aktora.

Barry,Feinstein

Wojciech Pszoniak to była prawdziwa kreacja narratora w operze Djamileh Georga Bizeta. Aktor dwoił się i troił, mówił głosami męskimi i kobiecymi, tworzył słowami obrazy sceniczne, które zaraz potem wypełniała muzyka.


Świetnie przygotowany Łukasz Borowicz dopingował dosyć surowo grającą Orkiestrę Filharmonii Poznańskiej (smyczki były raczej drewniane), ale czar muzyki twórcy Carmen przede wszystkim nieśli ze sobą soliści – bardzo dobry mezzosopran Jennifer Feinstein, bardzo miły głos tenorowy Erica Barry’ego i solidny baryton Georga Mosleya, który w finale łapie się za głowę, bo przegrał swoją miłość do ślicznej Djamileh. Historia przypominająca nieco Baśnie z 1001 nocy stała się dzięki tym wykonawcom (i wyświetlanemu na tablicach polskiemu tłumaczeniu libretta) jasna, zrozumiała i prawdziwie wzruszająca.  Pojawił się też  niezły Poznański Chór Kameralny – dziecko z pierwszego małżeństwa Bartosza Michałowskiego.

Nie udało się podobne zadanie poprzedniego wieczora, bo też nie zdecydowano się na koncertowe wykonanie całej opery włoskiego mistrza Giacomo Pucciniego, np. Jaskółki (La rondine). Nie było też chóru. Zdecydowano się tylko na fragmenty, połączone z arią i duetem z Cyganerii. A była szansa na sukces, bo przy pulpitach zasiadała coraz lepsza Polska Orkiestra Radiowa, batutę dzierżył prawdziwy Włoch Massimiliano Caldi, i jeszcze do śpiewania zatrudniono dwóch tenorów z Włoch. Jeden niestety przybył w zastępstwie – Vincenco Costanzo, i to on ciągnął w dół siłując się z głosem, rozpłaszczając wysokie fermaty i ratując górne piana falsetem. Arię Rudolfa lepiej od niego zaśpiewałoby co najmniej kilku tenorów polskich, na czele z Dominikiem Sutowiczem, Arnoldem Rutkowskim, Tomaszem Kukiem i Tadeuszem Szlenkierem. Świetnie dysponowana Ewa Vesin, choć jej głos lepiej pasuje do bardziej dramatycznych ról, nie otrzymała partnera równego sobie klasą wokalną i muzykalnością. Panom, bo śpiewał również Leopoldo Lo Schiuto, najlepiej wychodziły partie mówione, oczywiście po włosku, co zresztą nie do wszystkich docierało. Pierwszą część koncertu wypełniły krótkie (za krótkie) fragmenty czysto orkiestrowe, niektóre niedawno odnalezione, ale tutaj przytoczone bez ładu i składu. A szkoda, bo Puccini wcale od Bizeta nie gorszy.

                                                                            Joanna Tumiłowicz