Znany reżyserski duet w osobach Patrice’a Cauriera i Moshe Leisera już od wielu lat współpracuje z Angers Nantes Opéra (zachodnia Francja), gdzie miał do tej pory okazję zaprezentować realizację oper takich kompozytorów jak Szostakowicz, Ravel, Bartók, Puccini, Janaczek, Weill, Verdi czy Rota.
Obaj inscenizatorzy mają jednak szczególne upodobanie do dzieł Mozarta, toteż nic dziwnego, że we wspomnianym teatrze zaproponowali już Czarodziejski flet, a w ubiegłym roku – Don Giovanniego. Tym razem pochylili się nad partyturą Wesela Figara i przygotowali zaskakującą i oryginalną, ale jakże mądrą i przemyślaną w najdrobniejszych szczegółach wizję tego arcydzieła. Umieścili je w kontekście „trylogii o Figarze” Pierre’a Beaumarchais, nawiązując zwłaszcza do jej trzeciej części, czyli określonej jako drama sztuki „Występna matka czyli Domowe troski familii Almawiwa” z 1792 roku.
Francuski dramaturg przedstawia w niej postaci z „Wesela Figara”, ale już po upływie wielu lat, toteż wykorzystanie tej odmiennej perspektywy w odniesieniu do opery Mozarta diametralnie zmienia jej ogólny klimat, wymowę i głębszy sens. Oto bowiem w podtekście funkcjonuje na przykład cały czas wątek podważający wierność Hrabiny, która – jak wiemy z trzeciego ogniwa trylogii Beaumarchais – ulega namiętnym zalotom Cherubina i w wyniku tej przelotnej przygody miłosnej wydaje na świat syna.
Koniec zatem z atmosferą niewinnej beztroski, z komediowym tonem, z lekkością rozrywkowej narracji. Zamiast tego w realizacji Cauriera i Leisera panuje poważny i niekiedy nawet przytłaczający klimat, życiowe perypetie bohaterów nabierają wręcz dramatycznego wymiaru, a sugestia, że Hrabina dopuściła się wobec Hrabiego zdrady małżeńskiej nadaje całemu drugiemu aktowi kompletnie inny niż zazwyczaj wydźwięk. Tym samym już samo określenie „szalony dzień” nabiera tutaj dużo bardziej prawdziwego i wiarygodnego znaczenia.
Nawet zbudowana z białych ścian scenografia (Christian Fenouillat), przedstawiająca wnętrze zamku Hrabiego, przyczynia się do nadania opowiadanej historii zdecydowanie pesymistycznej wymowy. Duże wrażenie wywierają pojawiające się w różnych miejscach zielone gałęzie, mogące symbolizować niepohamowane żądze protagonistów, ale także popadanie w ruinę stopniowo opanowywanego przez roślinność świata. Przy czym intensywność, z jaką owe gałęzie wypełniają przestrzeń, zwiększa się wraz z pogarszaniem się relacji pomiędzy poszczególnymi bohaterami.
Ostatni akt nie rozgrywa się już tutaj w zamkowym ogrodzie, jak precyzuje libretto, lecz wewnątrz siedziby Hrabiego, która ostatecznie zostanie w dużej mierze zdominowana przez zarośla. Ta przygnębiająca perspektywa nadchodzącego upadku wpływa na ponury i złowróżbny nastrój wizji rzeczonej opery.
Doskonale z nią współgra precyzyjnie i frapująco ustawiona przez dwójkę inscenizatorów gra aktorska, podtrzymująca przez cały czas wyczuwalne napięcie i to niejednokrotnie wbrew lekkiemu charakterowi wielu arii. Reżyserski tandem fascynująco wykorzystuje maksymalnie przeciągane w czasie momenty ciszy, dodatkowo podkreślające dwuznaczność różnych sytuacji i zachodzących pomiędzy protagonistami związków.
W tej zaskakującej i przykuwającej uwagę od początku do końca przedstawienia konwencji bezbłędnie się odnajduje prezentująca wysoki poziom obsada solistów. Holenderski baryton-bas (to ważne!) Peter Kálmán tak bardzo odbiega od stereotypu postaci Figara, że niektórzy widzowie mogą się początkowo poczuć nieco zagubieni. Soczyście nasycony i jakby czasem trochę uwięziony głos w połączeniu z dość ciężką sylwetką wydaje się być w pierwszym momencie wynikiem castingowej pomyłki. Bardzo szybko jednak pełne zaangażowanie Kálmána, jego aktorski talent i nieprzeciętna umiejętność wokalnego teatralizowania rozwiewa wszelkie wątpliwości i wzbudza najwyższe uznanie. Wystarczy chociażby posłuchać wykonanej przezeń jakby przez zaciśnięte zęby i niemal zionącej nienawiścią do Hrabiego arii „Se vuol ballare” czy zobaczyć jak wyładowuje swą złość na Cherubinie, którego ciągnie za włosy i brutalnie wywraca na ziemię. Jego partnerką w roli Zuzanny jest doskonale znana na scenach europejskich kanadyjska sopranistka Hélène Guilmette.
Posługuje się ona bogatą paletą barw wokalnych oraz idealnie wciela w postać służącej, najpierw jakby prowadzącej niewinną grę z Hrabią, a następnie pałającej do niego coraz bardziej zdecydowanie manifestowaną niechęcią i szukającą sposobu na jego ukaranie. Owym Hrabią jest austriacki baryton Andrè Schuen, wprost porażający niebywałą osobowością sceniczną i świetnie brzmiącym głosem.
Nakreślony w dwuznaczny sposób charakter Hrabiny znajduje przekonujące odzwierciedlenie w grze aktorskiej i śpiewie amerykańskiej sopranistki Nicole Cabell. Jest ona wzruszająca w obnażaniu rozdarcia bohaterki pomiędzy małżeńską wiernością i namiętnością do młodziutkiego Cherubina, którego młodzieńcze rozterki i nieopanowane rozbudzenie zmysłów pokazuje dysponująca pewnie prowadzonym mezzosopranem Holenderka Rosanne van Sandwijk.
Ponadto publiczność nagradza gorącymi oklaskami kreacje Jeannette Fischer (Marcelina), Dimy Bawab (Barbarina), Fulio Bettiniego (Bartolo), a także Gilles’a Ragona (Basilio), Erika Vignau (Don Curzio) i Bernarda Deletrégo (Antonio). Stojący na czele Orchestre National des Pays de la Loire brytyjski szef Mark Shanahan unika nadmiernego eksponowania pięknych i zmysłowych fraz czy nadawania całemu wykonaniu nadmiernej lekkości – do czego przecież jesteśmy na ogół przyzwyczajeni – co utrzymuje jego interpretację w dość ciemnych i mrocznych odcieniach, perfekcyjnie pasujących do obranej przez reżyserów koncepcji. Mamy tu zatem do czynienia z jedną z ciekawszych realizacji, jaką działająca pod dyrekcją Jean-Paul Davois Angers Nantes Opéra przygotowała w tym sezonie dla swojej wiernej publiczności.
Leszek Bernat