Przegląd nowości

Odwołać bez podania przyczyn

Opublikowano: poniedziałek, 20, luty 2017 06:59

Zachodzą zjawiska, które chciałoby się, aby nigdy nie nastąpiły. Zanim powiem o co chodzi, zajmę się na chwilę 80-tymi urodzinami nestora polskich tenorów Wiesława Ochmana. Upływ czasu, świetna forma, ciągle intensywna aktywność Mistrza sugeruje odwołanie jakichkolwiek obchodów rocznicowych, w obliczu rosnącej szansy na nieśmiertelność tego fenomenalnego artysty.

Tego nie da się już powiedzieć o Annie Iżykowskiej-Mironowicz, wybitnym łódzkim krytyku i konsultancie muzycznym ponad tysiąca filmów wyprodukowanych w ostatnim półwieczu. Była recenzentem kompetentnym, odważnym i wnikliwym. Jej zapowiadane długoletnią chorobą odejście przeszło w grudniu ubiegłego roku jakoś niezauważenie. Być może w przypadku niektórych krytyków i dyrektorów oper zniknięcie na zawsze jest spełnieniem marzeń wszelkich miernot, artystycznych kalek i teatralnych padalców. Znałem ją i ceniłem. Lubiliśmy się. Niech jej muzyczno-operowa ziemia lekką będzie!

Tymczasem mamy do czynienia z nowym konceptem na ożywienie łódzkiej sztuki operowej, jakim jest ogłoszenie Międzynarodowego Konkursu Kompozytorskiego na operę Człowiek z Manufaktury. Dzieli się on na 3 etapy, które wyłonią tryumfatorów, ale dwóch, bo jednego wskaże jury, a za drugim będzie głosowała publiczność.

Libretto zostało już napisane. Jego autorką jest Małgorzata Sikorska-Miszczuk, na razie o wiele mniej znana niż Da Ponte, Giacosa, Piave, Scribe, Meilhac, Hofmannsthal, a z Polaków Bogusławski, Wolski, Chęciński, czy Bandrowski. Jej „najsłynniejsze sztuki”– jak podaje w biografii – to Walizka, Szajba i Śmierć człowieka-wiewiórki.

W anonsie Konkursu czytamy, że „zostanie opowiedziana fascynująca historia budowniczego Łodzi i jednego z najbogatszych ludzi w Europie… był bezwzględny dla pracowników, ale równocześnie opłacał budowę szkół i szpitali. Chodzi tu o Izraela Kalmanowicza-Poznańskiego, XIX - wiecznego króla bawełny, który wszakże nie mieści się nawet w pierwszej setce postaci polskiej historii, wartych biograficznej wzmianki.


W finale konkursu w wykonaniu solistów chóru i orkiestry Teatru Wielkiego „z podwójnym drzewem” (sic!) jako gość specjalny ma wystąpić Małgorzata Walewska. Jest to jedyny powód, dla którego pofatygowałbym się na ten konkurs, aby obejrzeć tę pokaźnych rozmiarów operową divę w roli skąpego, chciwego, brzydkiego i starego łódzkiego Żyda.

Podziwiam państwa Pendereckich, że znaleźli czas na jurorowanie takiej niedorzeczności. Podejrzewam, że zadziałał tu autor konkursowego pomysłu Krzysztof Korwin-Piotrowski podający się za krewnego Kompozytora. Ale – jak mówi stare teatralne przysłowie – nie moje małpy, nie mój cyrk!

Zastanawiam się, po co łódzkiej Manufakturze opera na tak mało interesujący temat? Po co Teatrowi Wielkiemu inicjowanie dzieła nie dającego szans na frekwencję, zainteresowanie publiczności i sukces artystyczny? Czy nie lepiej wydawane na to pieniądze przeznaczyć na nową inscenizację Raju utraconego Krzysztofa Pendereckiego, które po dwudziestu kilku latach od premiery warszawskiej moglibyśmy znów obejrzeć, a w Łodzi nie widziano tego arcydzieła nigdy.

Na bardziej jeszcze kuriozalny pomysł wpadła Iwona Pasińska, nowa dyrektorka Polskiego Teatru Tańca. Za pomocą internetu namawia mianowicie do zgłaszania kandydatów, chcących zrealizować w kierowanym przez siebie teatrze premierę, jaką tylko będą chcieli.

Nie mam ani sił, ani ochoty na omawianie tego idiotycznego projektu. Powtórzę tylko już nieraz prezentowaną diagnozę, że tego typu artystyczne inicjatywy nie powinny być finansowane z kasy państwowej. Wystarczyłyby dotacje celowe, gwarantujące co najmniej zdrowy rozsądek, jeśli już nie pożądany sukces na scenie. Grupy artystyczne nie wykazujące inwencji i pomysłowości, a poziomem swych umiejętności zbliżone do zespołów świetlicowych, niechby szukały własnych źródeł utrzymania i sponsorów akceptujących taką właśnie egzystencję w sztuce.

W ostatnim akapicie nawołującym do konkursu dyr. Pasińska pisze: „Przewiduje się odwołanie konkursu bez podania przyczyn”.

Uważam, że jest to jedyne honorowe wyjście dla przytoczonych wyżej łódzkich i poznańskich inicjatyw. Ich autorzy ruszyli bowiem konceptem, jak martwa krowa ogonem.

                                                                      Sławomir Pietras