Przegląd nowości

Pora pójść do remontu

Opublikowano: poniedziałek, 30, styczeń 2017 07:12

Wróciłem z Łodzi, gdzie na teatralnym zegarze dziejów wybiło półwiecze tamtejszego Teatru Wielkiego. Nadal nie mogę zrozumieć, jak to się dzieje, że ten najmłodszy niegdyś gmach operowej Polski jest już dziś nawet nie dorosłym, ale starzejącym się obiektem westchnień kolejnych pokoleń operomanów i miłośników baletu. Dla mnie wciąż najmłodszy (przy wiekowych siedzibach Bytomia, Wrocławia, Poznania czy Gdańska), a przecież po nim wzniesiono nowe siedziby operowe w Bydgoszczy, Krakowie, Lublinie, Szczecinie i Białymstoku. Widocznie nie dostrzegłem, że starzeją się nie tylko operowi dyrektorzy ale również gmachy którymi zarządzają.

Nasz łódzki – pięknie niedawno wyremontowany – nie stracił nic ze swego uroku pierwszego salonu miasta. Niemało jest jednak narzekań na niektóre architektoniczne rozwiązania wnętrz, zmniejszenie liczby foteli na widowni, a już najbardziej na nieszczęsną fontannę przed wejściem, przypominającą niektórym coś, co figlarze nazywali pierożkiem lub żartownicą, dawaną za opłatą w niegdysiejszych zamtuzach.

Mnie się to wszystko podoba mimo, że w mojej przytomności ten szacowny teatralny przybytek przeżył całe półwiecze, a ja ciągle uważam, że młodość się musi wyszumieć. Więc może pora również pójść do remontu? Zanim się zdecyduję, wybieram garść wspomnień z pamięci, która – jak dotąd – na szczęście nie zawodzi.

Po 50-ciu latach przywołuję dwie wybitne postacie łódzkiego baletu. Iwona Wakowska i Eugeniusz Jakubiak pojawili się najpierw w Bytomiu na początku lat 60. ubiegłego już wieku. Ona – absolwentka warszawskiej Szkoły Baletowej, On – po edukacji i kilku sezonach tańczenia w Centralnym Zespole Wojska Polskiego. Nieco starszy Jakubiak był wcześniej i potem gwiazdą takich bytomskich spektakli jak Szurale, Nauczyciel tańca, Esmeralda i Prometeusz.

Razem zadebiutowali w Jeziorze łabędzim zainscenizowanym przez Zbigniewa Koryckiego, a w rok później tańczyli czołowe role w Stańczyku. Choreografem tego ostatniego spektaklu był Witold Borkowski, który organizował właśnie w Łodzi zespół na otwarcie Teatru Wielkiego.


Pod wrażeniem urody, techniki tańca i wyjątkowej scenicznej synchronizacji młodego duetu, porwał ich z sobą, to znaczy zaangażował. Podczas otwarcia Teatru Wielkiego tańczyli na czele Tańców połowieckich, a potem wszystkie premiery baletowe pierwszych pięciu sezonów: Pan Twardowski, Jezioro łabędzie, Romeo i Julia, Królewna śnieżka, Wesele w Ojcowie, Harnasie, Sylfidy, Zielony stół, Dafnis i Chloe.

Na scenie byli parą zjawiskową. On dysponujący wybitnymi warunkami fizycznymi danseur noble, co po polsku oznacza solistę w repertuarze klasycznym, tańczącego role romantycznych kochanków. Ona typem baleriny o technice tańca na poziomie wirtuozowskim, przy tym pełną ekspresji na przemian z liryzmem, co pozwoliło jej kreować równocześnie Odettę i Odylię, nieporównywalną z kimkolwiek przed nią i po niej.

Eugeniusz Jakubiak nie widząc dalszych perspektyw w polskich warunkach zaangażował się w Kassel, a potem w Essen, gdzie dużo tańczył, następnie pracował w dziale technicznym. Po jakimś czasie zachorował i zmarł w roku 1990 mając zaledwie 54 lata. Urnę z jego prochami przyjął warszawski cmentarz na Służewcu nad Dolinką. Iwona straciwszy partnera w Łodzi wyjechała do Göteborga. Tam jako solistka tańczyła między innymi w balecie Napoli i wielu innych spektaklach, ale informacje o tym docierały do nas z trudem, a z czasem ślad po łódzkiej primabalerinie zaginął.

Opowiadano, że po latach wróciła do Warszawy nie nawiązując kontaktów z kimkolwiek ze swego dawnego środowiska. Podobno pojawiła się na chwilę w Łodzi, kiedy byłem tam dyrektorem, ale zniknęła zanim się o tym dowiedziałem. Teraz gdy rozpytuję, każdy powiada, że nie wie co się z nią stało.

Z okazji półwiecza Teatru Wielkiego wspomniałem jego dawne baletowe gwiazdy, które w mojej młodości poruszały serca, wzbudzały podziw, szacunek i respekt. Czas płynie. Starzeją się nie tylko gmachy teatralne, związani z nimi artyści, ale również ich dyrektorzy. Aby ratować te wspomnienia, trzeba będzie pójść do remontu i … nadal pisać felietony.

                                                                         Sławomir Pietras