Przegląd nowości

Tradycyjne „Nabucco” z MET

Opublikowano: wtorek, 10, styczeń 2017 10:47

Przedstawienie wcale nie nowe, w reżyserii Elijaha Moshinsky’ego i ze scenografią Johna Napiera, pokazano w styczniu 2017 roku z dwóch powodów.

Nabucco,MET 1

Aby przypomnieć jak wspaniałym dyrygentem jest mocno schorowany James Levine, oraz zachwycić publiczność szalenie  popularnym „Plackiem”, czyli Placido Domingo w tytułowej roli, już nie jako tenora, ale barytona. Zaiste dziwny był to baryton Domingo. Choć tenor tego śpiewaka urzekał zawsze piękną, ciemną barwą, taki sam był jego baryton, mocny, nośny, ale właśnie tenorowy.


Żadnych asocjacji z barwą basową, zresztą te dwa czy trzy tony niskie Domingo ledwie wychrypiał, ale całą partię wyśpiewał znakomicie i w ogóle nie czuło się, że ten człowiek za parę dni kończy 76 lat, bo był to głos młody, jędrny i czysty. Rewelacja.

Nabucco,MET 2

Zresztą kondycja głosowa solisty była tylko tzw. mniejszą połową jego sukcesu. Placido Domingo pokazał w tej całkiem klasycznej, tradycyjnej inscenizacji, wysokiej próby aktorstwo. Przeprowadził swoją postać wielkiego wodza babilońskiego od stanu władczej bezwzględności i pychy po głębiny upadku i poniżenia.


Tutaj wzruszająca była mistrzowsko wykonana przez artystę leżącego w niewygodnej pozycji na brzuchu aria Ah prigioniero io sono!, a potem przekonujący powrót do władzy Nabuchodonozora, już odmienionego, bo bogatszego o wcześniejsze doświadczenia. W sumie, choć przedstawieniu zapewniono doskonałą głosowo obsadę ten właśnie śpiewak okazał się zdecydowanie najlepszy z całej stawki.

Nabucco,MET 3

Pozostałe role kreowali artyści z różnych stron świata, jak to zwykle w MET bywa. Sopran dramatyczny Ukrainki Liudmyly Monastyrskiej w partii Abigail miał sporo blasku i siły, choć zdecydowanie lepiej wypadały u niej sekwencje liryczne, a wysokie skoki na „c3” zmęczyły ją do tego stopnia, że ostatnie wejście w kabaletcie swej głównej arii zaatakowała trochę za nisko.

Nabucco,MET 4

Absolutnie bez zarzutu wypadła natomiast jej konkurentka Fenena, amerykańska mezzosopranistka Jamie Barton, która jednak miała mniej forsowne zadania. W roli Zahariasza wystąpił rosyjski bas Dmitri Belosselskiy, który imponował potężnym głosem, ale tylko w średnicy, bo jego niskie tony były ledwie słyszalne, zaś u góry zrobił nieśmiałego koguta. Bardzo poprawnie wykonał swoją partię tenorową Russell Thomas jako Ismael. Wszystko to jednak było tylko obudową do słynnego chóru Va, pensiero, który jako jedyny numer z tej opery został decyzją Jamesa Levine’a powtórzony po huraganowych brawach i głośnej owacji.


W sumie cała transmisja satelitarna z MET, jaką oglądałam w warszawskim kinie Praha, spotkała się z ogromnym zainteresowaniem polskiej publiczności i bilety na ten właśnie spektakl były wyprzedane na długo przed 7. stycznia.

Nabucco,MET 5

Po wielu wirtuozowskich numerach w sali kinowej rozlegały się oklaski, publiczność została też umiejętnie wprowadzona w nastrój przez znakomitego prelegenta, znanego z II Programu Polskiego Radia Aleksandra Laskowskiego. Z kolei ze strony amerykańskiej prowadzenie wywiadów na miejscu powierzono wybitnemu śpiewakowi Ericowi Owensowi, znanemu już z wcześniejszej transmisji opery Saariaho Miłowanie z oddali.


Ten głęboko osadzony głos basowy zapowiedział przy tej okazji, że będzie niebawem występował w roli ojca Rusałki Wodnika w kolejnej transmisji. Jedyne co można zarzucić twórcom nowojorskiej wersji wizualnej, to fatalne dla urody występujących pań ujęcia kamerami z dołu.

Nabucco,MET 6

Tak się złożyło, że obie świetne solistki cierpią na znaczną nadwagę i warto byłoby ich nadmierne kilogramy jakoś ukryć sprytnie zaprojektowanym kostiumem, oświetleniem i sposobom ukazania na ekranie. Niestety wszystkie te warunki zostały spełnione całkiem na odwrót do potrzeb. Obie grubaski wyglądały jeszcze potężniej niż w rzeczywistości. Och, ci Amerykanie!

                                                                            Joanna Tumiłowicz