Przegląd nowości

Czego za dużo, a czego za mało

Opublikowano: poniedziałek, 09, styczeń 2017 07:21

Programistom repertuaru telewizyjnego wydaje się, że odbiorca nastawiony jest na oglądanie tej właśnie, tylko jednej stacji. My zaś, trzymając w ręku pilota i szukając czegoś ciekawego, stajemy się mimowolnymi ekspertami, czego jest w telewizji za dużo, czego za mało, a czego w ogóle brakuje.

Co rusz w niemal wszystkich stacjach emitowane są seriale szpitalno-medyczno-chorobowe: Ratownicy, Szpital dziecięcy, Pielęgniarki, dr House, Na dobre i na złe, Daleko od noszy, Weterynarze z sercem. A to przecież dalece nie wszystko.

Obok tematyki medycznej najwięcej czasu antenowego zajmują programy kuchenno-gastronomiczno-kulinarne. Po restauracjach grasuje z coraz większym wdziękiem i pozbawionej agresji skutecznością Magda Gessler, z której biorę przykład odwiedzając polskie teatry muzyczne i operowe. Wysoki poziom profesjonalny reprezentuje cykl Okrasa łamie przepisy. Lubiany jest stylizowany wdzięk francuski Pasquala Brodnickiego, dobroduszna narracja przy patelni czy stolnicy Roberta Makłowicza, a przede wszystkim kuchenna elegancja Ewy Wachowicz. Jest tego jednak stanowczo za dużo. Jeszcze więcej jest tylko transmisji kabaretowych, z licznymi plenerowymi wygłupami, z których niestety tłumy publiczności naśmiewają się do rozpuku.

Dużo lepsza sytuacja panuje w dziedzinie publicystyki politycznej. Tutaj o wiele więcej jest utalentowanych komentatorów, niż samych polityków, dukających raz po raz coś w radiu, lub w telewizyjnym okienku.

Od dłuższego czasu notujemy ewidentny regres w dziedzinie promocji i popularyzacji tzw. kultury wysokiej. Powinna ona być emitowana w odpowiednich proporcjach na wszystkich antenach, a nie tylko w artystycznym getcie pod nazwą TVP KULTURA, nie wszędzie dostępnym i nie zawsze dobrze redagowanym. Kilka dni temu na tym paśmie obejrzałem salzburską produkcję opery Leoncavalla Pajace z rewelacyjnym Jonasem Kaufmannem (Canio) i obecnie najlepszą włoską śpiewaczką Marią Agresta (Nedda). W zapowiedziach pominięto resztę obsady, a nawet dyrygenta, a był nim Christian Thielemann niemiecki kapelmistrz światowej klasy, obecnie szef muzyczny Semper Opery w Dreźnie. Pajace nazywano widowiskiem operowym, nie mogę zrozumieć dlaczego.


Spektakl ten powinien być prezentowany w I lub II kanale telewizji aby mogli obejrzeć go widzowie w najdalszych krańcach Rzeczpospolitej. Zapowiedź i komentarz niechby wygłosił następca nieodżałowanego Bogusława Kaczyńskiego. Ale takiego nie ma, bo nikt o to nie dba, wysługując się prezenterami płci obojga, którzy mogą jednocześnie mówić o przewijaniu niemowląt, walce z impotencją, leczeniu zgagi, biegu na 110 metrów przez płotki, Mieszku I, filmie niemym lub III wojnie światowej. To czemu by nie o operze, jej twórcach i gwiazdach, myląc Moniuszkę z  Mozartem, Kiepurę z Kammelem, a Torbicką z elegancką torbą na zakupy. 

Ostatnie dni dni starego roku spędziłem w Operze Bałtyckiej wśród artystów przygotowujących Galę Sylwestrowo-Noworoczną, którą z resztą poprowadziłem. W trudnej sytuacji, w jakiej znajduje się ten teatr panowała atmosfera rzetelnej pracy, dyscypliny i wysokiego standardu artystycznego orkiestry (dyrygował Szymon Morus), świetnego chóru (kierownik Anna Michalak) i gustownie skompletowanego baletu przez nowego kierownika Wojciecha Warszawskiego. Gościem specjalnym była Grażyna Brodzińska, której sztuki wokalnej, piękna głosu, ujmującej aparycji i zachwycającej sylwetki scenicznej nie sposób wyrazić słowami. Obok niej gdańskie gwiazdy Paweł Skałuba i Leszek Skrla, których głosy mogą być prezentowane w najlepszych teatrach świata. Wśród gości piękny sopran Aleksandra Buczek, świetny baryton Hubert Zapiór u progu międzynarodowej kariery, oraz Ewa Prus, Katarzyna Gajewska i Zbigniew Malak (utalentowana młodzież).

Otaczała nas sympatyczna ekipa realizatorska z reżyserem Sebastianem Gonciarzem, koordynatorem Zygmuntem Żabińskim, Mariuszem Napierałą (dyrektor techniczny i scenograf), oraz paniami Celiną Zbromirską-Wieńczak (dyrektor administracyjny), Elżbietą Hałuszczak (gł. księgowa), Kamilą Borkowską, Anną Juszczak, Martą Romanowską i Pauliną Neugebauer.

Wymieniam ich wszystkich ponieważ takich artystów i takich realizatorów jest w polskich teatrach operowych ciągle za mało. Prawie nie widywałem dyr. Warcisława Kunca, który we współpracy ze związkowcami w ostatnich dniach starego roku walczył o podpisanie porozumień płacowych. Toteż wśród rozlicznych życzeń noworocznych trzymam kciuki, aby Operę Bałtycką wyprowadził na czyste wody a otaczających go współpracowników po prostu sklonował.

                                                                                   Sławomir Pietras