Przegląd nowości

Księżna Gerolstein, czyli wielkie buum!

Opublikowano: wtorek, 18, październik 2016 16:59

Teatr Muzyczny w Łodzi rozpoczął sezon premierą Wielkiej księżnej Gerolstein Jacquesa Offenbacha w jej oryginalnej wersji. Operetka została skomponowana w 1867 roku na otwarcie w Paryżu Wystawy Światowej. Popularność najnowszej operetki podziwianego już wówczas powszechnie Offenbacha rosła z dnia na dzień, by po niespełna pół roku osiągnąć liczbę 200 przedstawień czyniąc swojego twórcę sławnym i bogatym.

Wielka ksiezna Gerolstein 1

Paryż szalał w takt melodii z Wielkiej księżnej, marsze, polki, walce i galopady rozlegały się dosłownie wszędzie podobnie jak arietta tytułowej bohaterki „Ah, que j’aime les militaires”. Offenbach, oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał tworzonego dzieła na kolejną zjadliwą satyrę.


Tym razem dostało się władzy, wojsku i jego pobrzękującym szabelkami pyszałkowatym generałom. Dynamiczna akcja ma wiele zabawnych sytuacji oraz wyraziście i interesująco zarysowane postacie, dowcipne dialogi oraz melodyjne arie. Offenbach kolejny raz zaserwował dającą do myślenia satyrę na militaryzm, bezmyślność wielu rozkazów i szafowanie życiem podwładnych. Wszystko to sprawiło, że po wybuchu wojny prusko-francuskiej (lata 1870-1871) zaczęto zdejmować Wielką księżnę Gerolstein ze sceny, jako utwór obrażający francuskich dowódców i żołnierzy. Aby można było wystawić kolejną premierę Wielkiej księżnej, dla spokojnego snu cenzorów zaczęto dokonywać różnych adaptacji libretta, często niewiele mających wspólnego z oryginałem. Jedną z takich adaptacji jest wersja filmowa nakręcona przez Węgrów w 1957 roku. W takiej też przerobionej wersji wystawiono operetkę w Operetce Gliwickiej w 1967 roku.

Wielka ksiezna Gerolstein 2Na szczęście, na świecie, ostatnimi laty coraz częściej wraca się do pierwotnej wersji. Do tej wersji wrócił również Teatr Muzyczny w Łodzi, gdzie premierę wyreżyserował Piotr Bikont, debiutujący w tym gatunku sztuki. Interesująca scenografia jest dziełem Grzegorza Małeckiego, szkoda tylko, że ta wymyślna  scenografia I aktu często utrudniała aktorom poruszanie się po scenie. W kolejnych  pałacowych dwóch aktach było w tym względzie znacznie lepiej. Kostiumy podkreślające charakter postaci zaprojektowała Zuzanna Markiewicz wybornie bawiąca się różnymi stylami. Choreografię opracowała Dorota Jawor-Przybyszewska, która w ruchu scenicznym poszła w zgodzie ze starą zasadą: rączka w bok, buzia w ciup, wdzięcznie dwa kroczki do przodu i kroczek w bok.


Takie ustawienie ruchu scenicznego nikogo dzisiaj już nie zachwyca i nie śmieszy. Śmieszył natomiast nieudolny kankan. Szkoda też, że reżyser nie bardzo wiedział z czego chce się śmiać, ze starej poczciwej operetki, czy Offenbacha. Jedno i drugie było mało przekonywujące. Przedstawieniu brakuje dynamiki, a ze sceny zbyt często wieje nudą. Wiele sytuacji bardziej irytowało niż śmieszyło, ale tutaj należy też winą obarczyć tłumacza, który nie wykorzystał szansy stworzenia finezyjnego tekstu skrzącego dowcipem i gwarantującego dobrą zabawą.

Wielka ksiezna Gerolstein 3

Znacznie lepiej wyszło reżyserowi tworzenie wyrazistego obrazu i charakteru bohaterów akcji potraktowanych z dużym dystansem i humorem. Z przyjemnością obserwowałem dokonania Pawła Erdmana w roli Generała Bum. Świetnym Frycem okazał się Karol Lizak. Wdzięczną postać księżnej Gerolstein, demona sexu, stworzyła Agnieszka Gabrysiak. Równie korzystne wrażenie pozostawił Szymon Jędruch w roli Księcia Paula. Chóry zupełnie przyzwoicie poradziły sobie z wieloma zadaniami aktorsko-choreograficznymi jakie na nie nałożono. Muzyka Offenbacha pod batutą Elżbiety Tomali-Nocuń perliła się niczym dobry  szampan, ujmując zarazem muzycznym wdziękiem i lekkością.Dyrygentka zadbała przy tym nie tylko o wydobycie z partytury całego bogactwa melodycznego i brzmieniowych niuansów, ale również o właściwy poziom brzmienia orkiestry co pozwoliło śpiewakom na w miarę swobodne prowadzenie głosu. 

                                                                                      Adam Czopek