Przegląd nowości

Andrzej Wajda (1926-2016)

Opublikowano: piątek, 14, październik 2016 16:41

Jest coś wysoce symbolicznego w tym, że swym ostatnim filmem „Powidoki” o Władysławie Strzemińskim powrócił Andrzej Wajda do swych początków: malarstwa i studiów na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie jego kolegą był Andrzej Wróblewski, którego okrutne wizje powracać będą potem w jego filmach (między innymi we „Wszystko na sprzedaż”).

Andrzej Wajda 1

Drugim obiektem fascynacji stał się dla niego Tadeusz Kantor i jego teatr. Odda nawet do dyspozycji tamtego swe umiejętności filmowca na potrzeby rejestracji „Umarłej klasy”, choć ta trochę swobodna dokumentacja przedstawienia i częściowe jego wyprowadzenie z piwnic Krzysztoforów w plener: na krakowski Kazimierz i w okolice Kopca Kościuszki, nie spotkało się z uznaniem i akceptacją Mistrza.


Stworzył Wajda wiele filmów wybitnych: „Kanał” oraz dość tendencyjne „Popiół i diament”, w których przywraca zbiorowej świadomości stygmatyzowane przez władze zdarzenia historyczne (Powstanie Warszawskie, akowskie podziemie) i dokonuje ich swoistej mitologizacji, do których dołączy niebawem szarża ułanów na niemieckie czołgi w „Lotnej”, której niepowodzenie wciąż go będzie uwierać, a zatem nosić się będzie z zamiarem  nakręcenia jej nowej wersji.

Andrzej Wajda 3

Jego spojrzenie, niewolne od tradycji romantycznej idealizacji (po latach dokona ekranizacji „Pana Tadeusza”), stanowiło przeciwieństwo zabarwionej ironią perspektywy drugiego filara ówczesnej polskiej szkoły filmowej – Andrzeja Munka – którego przedwczesna śmierć w wypadku samochodowym sprawiła, że ten nurt nie doczekał się kontynuacji.


Uspołecznieniu historii (okresu stalinowskiego, będącego zarazem czasem młodości autora, oraz okoliczności powstania Solidarności) za sprawą nadania jej indywidualnych rysów twarzy i losów, z którymi „miliony” mogły się utożsamić, służył też dyptyk: „Człowiek z marmuru” i „Człowiek z żelaza”.

Przez lata pozostawał młodym pod względem charakteru. Pod wpływem kolejnego pokolenia filmowców, pracujących w kierowanym przezeń „Zespole X”, włączył się do nurtu kina moralnego niepokoju za sprawą „Bez znieczulenia”, traktującego o zaszczuciu wybitnego dziennikarza, z wielką kreacją aktorską Zbigniewa Zapasiewicza. Po roku 1989 stworzy przenikliwą adaptację „Panny Nikt” według Tryzny, w której okaże wrażliwość wobec społecznej ceny zaszłych zmian, a także potrafi spojrzeć na nie oczami nastolatki.

Mam też sentyment do zakłamanego, co prawda, „Pokolenia”, w którym, jak to w debiucie często bywa, chciał się pochwalić wszystkimi naraz nabytymi umiejętnościami warsztatowymi, nawiązując zwłaszcza do poetyki włoskiego neorealizmu. Na planie tego filmu pojawił się jeszcze w krótkich spodenkach Roman Polański, który po latach powróci jako Papkin w filmowej wersji „Zemsty”.

Ma też Wajda w swym dorobku kilka prawdziwych arcydzieł, z „Ziemią obiecaną” na czele, którą doceniał nieco starszy od niego Ingmar Bergman, także rozdarty pomiędzy ekran a scenę. Wycięcie po latach z wersji autorskiej brawurowej sekwencji w salonce świadczy jedynie, że wielki artysta nie zawsze ma świadomość i umiejętność oceny włąsnych dokonań. A więc ukończone dzieło powinno przestać już do niego należeć, odkąd wejdzie do obiegu publicznego.

Oczekiwano, że przysporzy mu ona Oscara (otrzymał go ostatecznie stosunkowo słaby „Dersu Uzała” Kurosawy), ale na przeszkodzie stanęło uznanie filmu za antysemicki (w kraju w kręgach nacjonalistycznych komunistów tropiono z kolei jego rzekomo żydowskie pochodzenie). Pamiętam, że podczas wykładu dla żydowskich słuchaczy Szkoły Letniej UJ zapytano mnie po obejrzeniu tego filmu, dlaczego w Polsce utożsamia się Żydów z homoseksualizmem (dopiero wtedy zwróciłem uwagę na wątek fascynacji Moryca Karolem). Odtąd przylgnęła do reżysera opinia polskiego antysemity, zwłaszcza we Francji, gdzie w związku z „Korczakiem” oskarżano go o chrystianizację holokaustu (pojawienie się aureoli nad głową jednego z podopiecznych, o czym skądinąd pisał sam bohater filmu w swoich dziennikach), czy wręcz mu zaprzeczanie w związku z symbolicznym zakończeniem, kiedy od transportu do Treblinki odłącza się jeden wagon, z którego wysypują się dzieci na rajską łąkę, spełniając obietnicę opiekuna udania się na majówkę. W efekcie odmówiono dofinansowanie dystrybucji filmu na terenie tego kraju.

Do arcydzieł należy niewątpliwie autotematyczne „Wszystko na sprzedaż”, w którym Wajdzie użyczy twarzy Andrzej Łapicki, grający osobę reżysera, a akcja koncentruje się wokół tragicznego odejścia Zbigniewa Cybulskiego, przy czym pozostali wykonawcy grają siebie samych (Elżbieta Czyżewska, Beata Tyszkiewicz, Daniel Olbrychski).


A także „Piłat i inni”, stanowiący przeniesienie na ekran wątku ewangelijnego z „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa i rozgrywający się we współczesnym sztafażu (wstrząsająca sekwencja ukrzyżowania na obrzeżu ruchliwej autostrady, której roje much przydają wręcz fizjologiczne odczucie).

Andrzej Wajda 4

Dała też wtedy znać o sobie zdolność Wajdy do wykorzystywania i przekształcania ich w atut przypadkowych problemów technicznych, kiedy użył roboczego zapisu dźwięku z terkotem kamery w tle w scenach z Piłatem, ponieważ w związku ze śmiercią Jana Kreczmara nie można było dokonać ich udźwiękowienia z jego udziałem, dzięki czemu odczuwalny stał się dręczący postać uporczywy ból głowy.


Podobnie było w „Ziemi obiecanej”, kiedy Piotr Fronczewski nie był w stanie zagrać narastającej furii odtwarzanej postaci i wtedy Wajda wpadł na pomysł, by mechanicznie zmontować kilka dubli, czyli ujęć tej samej sceny i w ten sposób uzyskać pożądany efekt.

Osobne miejsce w jego dorobku zajmują adaptacje opowiadań Iwaszkiewicza: „Brzeziny”, „Panien z Wilka” oraz „Tataraku”, w których udało mu się za pomocą filmowych ekwiwalentów odtworzyć niepowtarzalny, nieco nostalgiczny klimat literackich pierwowzorów.

Był też wielbicielem prozy niedocenianego pisarza Jerzego Andrzejewskiego, ale ekranizacje jego utworów, poza „Popiołem i diamentem”, nie były raczej szczególnie udanymi. Dotyczy to nakręconych w Wielkiej Brytanii „Bram raju” oraz „Wielkiego Tygodnia”.

Nie wychodziły mu też na dobre filmy zdominowane przez publicystykę, a więc „Wałęsa, człowiek z nadziei” czy „Katyń” (tu być może zdecydowały względy osobiste, bo z rąk NKWD zginął ojciec reżysera), w których powrócił jakby do zakłamanych początków kariery: „Pokolenia” i „Popiołu i diamentu”, tyle że zmieniając w tym przypadku o 180 stopni orientację polityczną i przesłanki ideowe, zawierając w nich zbyt uproszczoną interpretację historycznych procesów.

W teatrze zasłynął przede wszystkim wielkimi inscenizacjami powieści Dostojewskiego. A więc „Biesów” „Nastazji Filipowny” według kluczowej sytuacji z „Idioty”, którą, wzorem Bergmana przygotowującego „Woyzecka”, poprzedzi otwartymi próbami z udziałem publiczności (powstanie też wersja japońska tego spektaklu z podwójną rolą aktora kabuki, grającego jednocześnie Stawrogina i samą Nastazję, która stanie się potem punktem wyjścia dla swobodnej adaptacji filmowej), „Zbrodni i kary”. W złotym okresie w dziejach Starego Teatru w Krakowie  współtworzył jego wielką trójcę: obok Konrada Swinarskiego i Jerzego Jarockiego. Tam też powstali „Emigranci” Mrożka, wystawieni w konwencji seansu filmowego, ale przede wszystkim pamiętny „Hamlet”, w którym wzorem Sarah Bernhardt i Hanki Ordonówny, a także filmowej Asty Nielsen, tytułową rolę powierzył Teresie Budzisz-Krzyżanowskiej, a całość rozegrał w aktorskiej garderobie, za kulisami teatru, a zarazem historii. A także opowiedziana za pomocą postaci ze sztuk i powieści, między innymi Bałuckiego, Kisielewskiego i Zapolskiej, historia „galicyjskiego” Krakowa, rozpisana na trzy wieczory, albo jedną, długą noc teatralną, zatytułowana „Z biegiem lat, z biegiem dni”

W warszawskim Teatrze Powszechnym powstała „Sprawa Dantona” Przybyszewskiej z wielką rolą Wojciecha Pszoniaka jako Robespierrem, będąca przenikliwą analizą mechanizmów politycznych, a także „Rozmowy z katem” według autobiografii Kazimierza Mocarskiego, warszawskim powstańcem, osadzonym w stalinowskim więzieniu w jednej celi ze Stropem, katem powstania w getcie.


Sukcesu inscenizacji „Biesów” oraz „Sprawy Dantona” nie powtórzy w ich adaptacjach filmowych. W pierwszym przypadku jakby zapatrzywszy się na Andrzeja Żuławskiego, swego dawnego asystenta przy warszawskiej noweli z „Miłości dwudziestolatków”, w drugim zbyt wpisując rzecz w aktualną sytuację w Polsce w związku ze stanem wojennym. Również w Starym Teatrze powstanie wtedy inscenizacja „Antygony” zbyt obciążona doraźnymi odniesieniami.

Andrzej Wajda 2

Nieudaną okazała się też ekranizacja innego arcydzieła rosyjskiej literatury – „Syberyjska Lady Macbeth” według noweli Leskowa, zrealizowana w ówczesnej Jugosławii. Ale tylko przeciętni rzemieślnicy „produkują” twórczość na wyrównanym poziomie, podczas gdy wielkich artystów, niczym biblijnego Samsona,  stać również na pomyłki oraz chwile słabości i załamania!

                                                                           Lesław Czapliński