Przegląd nowości

Semiramida w męskim przebraniu

Opublikowano: poniedziałek, 26, wrzesień 2016 14:52

Takiego genderowego pomieszania z poplątaniem, jakiego doświadczyliśmy podczas spektaklu Semiramide riconosciuta skomponowanej przez Leonardo Vinci (bez łącznika „da”, a więc żadnego geniusza), dawno nie było. Opera z librettem Pietro Metastasia, który współpracował z takimi mistrzami jak Haendel i Vivaldi, przedstawiała dzieje legendarnej królowej babilońskiej w sposób wyjątkowo zagmatwany, ale zapewne w baroku lubowano się w takich łamigłówkach. Oczywiście wszystkie perypetie bohaterów można traktować umownie, ale co zrobić z płcią występujących na scenie postaci?

Semiramide riconosciuta 1

Ukazał się nam tylko jeden głos męski, tenor, i to w wykonaniu Karola Kozłowskiego, który był chyba najlepszy wokalnie i aktorsko, bo nie musiał nikogo udawać. Był pociągającym draniem i egoistą, zazdrośnikiem i raptusem, czyli księciem Scitalce. Drugi mężczyzna Gabriel Diaz śpiewał męskim sopranem, czyli falsetem, i też miał reprezentować cechy typowe, a więc męski szowinizm, okrucieństwo, gwałtowność i urażoną dumę. Występował w przebraniu Azji Tuhajbejowicza z filmu „Pan Wołodyjowski”, a z libretta wynikało, że książę Ircano pochodzi z Kaukazu. Wokalnie jednak nie wyszedł ponad przeciętność. Kreująca partię królowej Semiramidy, ale na scenie ukrywająca się w męskim przebraniu, czyli będąca królem słowacka śpiewaczka Ingrida Gapova, miała bardzo dobre momenty i ładny głos. W końcowej części opery zrywa z głowy perukę z długimi włosami aby pokazać, że pod spodem ma włosy jeszcze dłuższe, czyli jest kobietą. Dobrze, że w trakcie Uwertury reżyserka Ewelina Pietrowiak zainscenizowała proces odwrotny, a więc sznurowanie biustu i zakładanie męskiego kaftana, bo od początku byliśmy dobrze przygotowani na tę maskaradę. Jedyną „prawdziwą” kobietą w kobiecym stroju, z kobiecym dekoltem i fryzurą, a na kobiecych szpilkach skończywszy, była tutaj Dorota Szczepańska, sopran, jako księżniczka Tamiri.


Z aktu na akt śpiewała coraz lepiej, a głos ma dźwięczny i czysty. Dwie kolejne panie Ewa Leszczyńska sopran, i Elwira Janasik mezzosopran miały głosy miłe, ale kreując role mężczyzn, do tego zakochanych, nieco szarżowały. Ewa Leszczyńska jako książę Mirteo siadała zawsze nadmiernie rozkraczona a chodzić starała się krokiem kowbojskim. Elwira Janasik robiła groźne miny i dawała dużo głosu. Aby trochę rozładować muzyczne dłużyzny z serii „da capo” reżyserka wprowadziła sceny będące jakby projekcją myśli, marzeń i snów bohaterów, co bez żadnej licencji, np. dymu czy zasłony wprowadziła do akcji.

Semiramide riconosciuta 2

Było też całkiem realne, a nie symboliczne, rzucanie butami przez wściekłą narzeczoną Tamiri. Skromna ale funkcjonalna scenografia dobrze imitowała rozmaite miejsca, głównie na zamku Semiramidy. Gorzej, ale za to postmodernistycznie było z kostiumami. Specjalnie uszyte kaftany wedłu projektów Katarzyny Nesteruk, stylizowane na Orient otrzymali główni bohaterowie (poza Tamiri), dwaj słudzy mieli jeszcze czarne turbany. Natomiast pozostałe towarzystwo odziane było niby elegancko, ale całkiem współcześnie, coś jak np. goście weselni z Grodziska Mazowieckiego. Tutaj zapewne chodziło nie o estetykę lecz oszczędność. Grał bardzo sprawnie i z zapałem Royal Baroque Ensamble a wspomagał śpiewaków Chór Collegium Musicum Uniwersytetu Warszawskiego. Sama muzyka była aż do bólu typowa, a więc zwyczajnie nudnawa. Wielka praca rekonstrukcyjna, jaką wykonał kierownik muzyczny przedstawienia Marco Vitale uznać trzeba za pożyteczną, ale w niewielkim stopniu posuwającą nas w poszerzaniu wiedzy o epoce. Szkoda, że muzyki nie komponował Leonardo da Vinci.

                                                                               Joanna Tumiłowicz