Przegląd nowości

Opera za operą

Opublikowano: poniedziałek, 26, wrzesień 2016 13:46

Marta Śniady zafascynowała wszystkich Memoperą, której libretto miało się opierać na autentycznych wpisach internautów. Wyszukiwali je uczestnicy warsztatów dzięki projektowi o dużym rozmachu organizacyjnym, bo z jednej strony takie było zamówienie Warszawskiej Jesieni, z drugiej instalację muzyczną zbudowano w Centrum Sztuki Współczesnej, dzięki udziałowi Anny Kierkosz.

Memoopera 1

Na ekranie złożonym z czterech ścian – to pomysł scenografa i autora niezłych wizualizacji Jakuba Stępnia – pojawiały się odniesienia do konkretnych memów, najpierw jakby związane z samą konstrukcją komputera i powracającym nieustannie nieśmiertelnym słowem ENTER.


Kolejna scena opery wynosiła akcję gdzieś w kosmos, a następna o nazwie SŁOIK miała być może pochodzić z pełnego niechęci określenia używanego w stosunku do bliskich przyjezdnych, ale była zabawną etiudą na prawdziwe szklane naczynia i wodę, oraz zapętloną projekcję postaci młodej kobiety, która ze słoika wyjada ogórki.

Memoopera 2

Tutaj kompozytorka pokazała, że muzykę można robić ze wszystkiego, choć może trochę zbyt długo się tym pomysłem cieszyła. W kolejnej akcji memowej pojawiły się najpierw typowe odzywki z GPS-u dla kierowców, a później instrukcje jak jechać przemieniły się w rady jak grać (co zresztą w nowatorskiej muzyce współczesnej jest niekiedy problemem natury zasadniczej). Zapamiętałam z tego jedną instrukcję – zagrać ten sam dźwięk jak paprotka. Odcinek tej kończył się rutynowym stwierdzeniem GPS – JESTEŚ U CELU”. – I tu powinna się skończyć ta opera – powiedziała znająca się na tym gatunku Pani Profesor.


Ale jak widać współcześni kompozytorzy nie idą na łatwiznę i trzeba było jeszcze paru minut, by rzecz wybrzmiała i skończyła się w miejscu wcale nie tak oczywistym. Warto powiedzieć, że kompozytorka użyła w tej operze całej gamy instrumentów, prócz rozbudowanej perkusji, gdzie jednym z ważniejszych instrumentów były kartki papieru, była też gitara elektryczna, wiolonczela, banjo, mandolina, były też dziecięce zabawki muzyczne, co niestety prócz pewnej atrakcyjności wizualnej, nie miało większego znaczenia dla całości utworu.

Fabian Panisello 2

Pochwalić natomiast należy jedyną osobę na właściwym miejscu”, a więc śpiewaczkę i narratorkę Łucję Szablewską, podpisaną w książce programowej jako głos. Tego samego dnia przenieśliśmy się na Basen Artystyczny (który nie ma już nic z basenu) by wysłuchać koncertowego wykonania opery Fabiana Panisello, który okazał się też bardzo sprawnym dyrygentem.


Tytuł Nieporozumienie i całe libretto oparte jest o dramat Alberta Camusa, zaś muzyka miała naprowadzać nasze emocje na koszmarną intrygę zainicjowaną przez świetnego pisarza. Było więc trochę makabrycznie, choć czworo wykonawców kreujących główne role nawet specjalnie się do siebie nie zwracało. Tutaj bezsporną gwiazdą była Piia Komsi, śpiewaczka o niewiarygodnym temperamencie i możliwościach aktorskiego modulowania wysokiego bardzo głosu. Warstwę instrumentalną orkiestry kameralnej, która w wielu momentach podpowiadała śpiewakom melodię, wspomagała elektronika, nagrane głosy ludzkie i efekty akustyczne. A do tego dochodziła jeszcze namiastka scenografii w postaci dosyć trafnie dobranej animacji video. Ruchome grafiki Adama Dudka – nota bene od czterech lat odpowiadającego za oprawę graficzną Warszawskiej Jesieni” – dokładały się do słów libretta o wodzie, w której topione są ofiary, o tamie, ale i o szczęściu, miłości i barwach życia.

Fabian Panisello 1

Gwoździem programu Festiwalu była długo oczekiwana prezentacja głośnej już opery Pawła Mykietyna Czarodziejska góra. Trudno powiedzieć, co robi większe wrażenie, muzyka czy obsada wykonawców. Nie ma tutaj orkiestry, bo wszystko zostało nagrane w studiu elektronicznym, choć można tutaj wyróżnić zmodyfikowane dźwięki fortepianu, cała masa szumów, grzmotów, rozmaite formy big bandów czy multiplikujące się rytmy elektronicznego popu, rocka. Odniesień do muzyki łatwiejszej” jest sporo, ale takie wycieczki są uzasadnione akcją opery. Czasami śpiewacy robią oko do publiczności wykonując jakby ćwiczenia wokalne, pochody oktawami, trójdźwięki, jest też moment wyraźnie nawiązujący do mszy śpiewanej przez kapłana (choć bez religijnych powodów). Lista nazwisk uczestników wydarzenia może przyprawić o zawrót głowy – wszystko to artyści na topie, o głośnych nazwiskach i dużym dorobku oraz sile przebicia. Jadwiga Rappe, Urszula Kryger, Agata Zubel, Barbara Kinga Majewska, Łukasz Konieczny, Karol Kozłowski, czy wreszcie wschodząca gwiazda wokalistyki – Szymon Komasa. A do tego opracowanie scenograficzno-wizualne Mirosława Bałki i reżyseria Andrzeja Chyry. Opera robi duże wrażenie, choć jest dla naszych uszu dosyć wyczerpująca. Najlepszym jednak miernikiem powodzenia tego punktu Festiwalu były kolejki przed kasami Nowego Teatru ustawiające się na ponad 5 godzin przed spektaklem, tworzenie list kolejkowych i ogólne niezadowolenie tych, którzy nie mogli się dostać na spektakl. Który kompozytor muzyki klasycznej  może się czymś takim pochwalić?

                                                                          Joanna Tumiłowicz