Przegląd nowości

55. Muzyczny Festiwal w Łańcucie

Opublikowano: czwartek, 01, wrzesień 2016 11:46

Wzbudzające zachwyt brzmienia skrzypiec Juliana Rachlina i Michaela Barenboima oraz błyskotliwa i kunsztowna gra Kate Liu, laureatki III miejsca na XVII Międzynarodowym Konkursie Chopinowskim w Warszawie stanowiły wyraźną dominantę 55. Muzycznego Festiwalu, w sali balowej zamku i parku przed zamkiem w Łańcucie oraz w Filharmonii Podkarpackiej 21-29 maja.

Lancut,2016 5

Szaleństwa na skrzypcach

Julian Rachlin koncertował z Polską Filharmonią Kameralną z Sopotu pod batutą Wojciecha Rajskiego. Po brawurowej Eine Kleine Nachtmusik zagranej przez orkiestrę Rachlin rozpoczął swój występ, który całkowicie wypełnił Koncertem skrzypcowym nr 3 G-dur Mozarta. Jego stradivarius błyskotliwie pokonał lawinę dźwięków, śpiewnie i żartobliwie rywalizując z orkiestrą i najczęściej wychodząc zwycięsko z tego dialogu. Ile w tym było zasługi Rachlina, ile przyzwolenia Rajskiego, tego nikt się nie dowie! Fakt, że Rachlin w pełni zrealizował, co zamierzył przekazać, a mianowicie w barwach jasnych pogodę i beztroskę młodocianego Mozarta i zarazem pewną zadzierzystość obecną w początkowym Allegro. Po to, żeby zabłysnąć kunsztem w zwiewnym Adagio. A w finałowym Rondo. Allegro błyskotliwym tempem i tanecznością.


Przez cały czas Rachlin mistrzowsko wciągał słuchaczy w swoją narrację, w której pełno było niecodziennych barw i wyrafinowania. A także aury świeżości, pogodnego nastroju, lekkości i jasności w cudownej części środkowego Adagio. Sprawiał ponad to wrażenie jakby toczył ze swoim stradivariusem nieustanny bój o jakość, nie dopieszczając go, ale traktując siłowo jak przeciwnika. Chwilami nawet agresywnie, momentami z widocznym zmęczeniem. W sumie z niezachwianą energią i zmiennością odcieni wyrazowych, które pod jego ręką stopniowo nabierały coraz większego blasku. Na bis ujawnił swoją niezwykłą technikę w piekielnie trudnym fragmencie Sonaty solowej na skrzypce Isaya.

Lancut,2016 6

Rajski z kolei w finale tego wieczoru uraczył publiczność Serenadą na smyczki E-dur op.22 Dvoraka. Nadając jej narrację pozornie beztroską i smutnie nastrojową, podskórnie pełną czytelnej refleksji o przemijaniu i nostalgicznej rezygnacji z uroków życia. Kunsztownie różnicował  frazy melodyczne oddzielające stylową część pierwszą od drugiej w rytmie urokliwego walca, trzeciej pełnej humoru, czwartej lirycznej i piątej entuzjastycznej. Korzystając swobodnie i konsekwentnie z pełnej dyspozycyjności i zdyscyplinowania swojej orkiestry.


Skrzypcowe wyrafinowanie

Michael Barenboim z orkiestrą Filharmonii Podkarpackiej pod batutą Casea Scaglione grał Koncert skrzypcowy D-dur Brahmsa. Utwór ten, często rozumiany jako walka skrzypiec z orkiestrą, Barenboim postanowił potraktować jako popis swojej perfekcji wykonawczej. Orkiestrę za zgodą Scaglione sprowadzając raczej do funkcji akompaniatora.  Ale skoro w sumie zwycięstwo i tak przypada w tym utworze skrzypcom, może to nie było takie złe!

Lancut,2016 7

Barenboim popisał się w Brahmsie refleksją, intelektualnym wyrafinowaniem i chwilami ekspresją, starannie akcentując i modelując niuanse. Można było podziwiać jak błyskotliwie i perfekcyjnie poczyna sobie z karkołomnym tempem w słynnym Rondo i nawet mu wybaczyć, że tak mało pomieścił w nim akcentów węgierskich! Jak narzuca Brahmsowi własną stylistykę, zwodniczo rozpoczynając utwór wolno by nagle znaleźć się pod kaskadą dźwięków. Jak korzystając z własnej wielkiej wyobraźni interpretacyjnej próbuje kokieteryjnie konkurować z Brahmsem. Od Allegro non troppo, do Adagio, i z wigorem, nie szczędząc popisów technicznych, zakończyć swojego Brahmsa Allegro giocoso ma non troppo vivace. Z jednej strony nasycając utwór cudownym i ekstatycznym liryzmem. Po czym prezentując bogactwo warstw znaczeniowych bezbłędnie wydobyć łagodną harmonię. Wreszcie wysmakowane proporcje. Za sprawą bardzo spójnej interpretacji i dbałości o detale, co czyniło z jego Brahmsa rzecz może nie porywającą, ale z pewnością ciekawą.


W finale z kolei tego wieczoru Scaglione obdarował publiczność bezbłędnym, fantastycznym wykonaniem słynnego „La Mer” Debussyego, którym już od pierwszych dźwięków zahipnotyzował melomanów. Pod narzucającą dyscyplinę, energetyczną batutą Scaglione narracja „La Mer”  była wirtuozowska i pełna wigoru. Scaglione nasycił utwór przepięknym liryzmem, błyskotliwie zmieniając nastrój z lirycznego na żywiołowy by na chwilę znów się zadumać, po czym ponownie tryskać żywiołowością. Z wielką dbałością o zachowanie impresjonistycznego klimatu i wysmakowanie proporcji. W sumie jednak wyrazistość i siła wyrazu nawet na granicy agresji zaciążyły nad zwiewnością i subtelnością „La Mer”. A do takiej narracji przyzwyczaili słuchaczy dyrygenci europejscy zwłaszcza starszego pokolenia. Scaglione postanowił się z tym rozprawić narzucając swoją wizję „La Mer” krańcowo przeciwną. W sumie z dobrym skutkiem, o czym świadczyły brawa publiczności, a także z korzyścią dla orkiestry, dla której było to pewnym nowym wyzwaniem.

Lancut,2016 8

Fenomenalna Kate

Kate Liu grała utwory Mozarta, Brahmsa i Chopina. Jej silne palce spadające czasami drapieżnie na klawiaturę są w jawnej sprzeczności z filigranową sylwetką. Jest mistrzynią w obchodzenie się z dźwiękiem. Nawet gdy już go w zasadzie nie słychać, kiedy przestaje grać, jej palce nie dotykają fortepianu, jeszcze muzyka daje się słyszeć, unosi w powietrzu i rozpływa po sali. Widać było, jak ważne dla Liu są zmiana barwy niesłychanie subtelna, wybrzmienie i wsłuchanie się w ton, który cichnie i staje się bezgłośny.


W chopinowskim Nokturnie H-dur nr.1 zachwyciła precyzją, łatwością i delikatnością w wykonywaniu najbardziej karkołomnych przebiegów. Jej gra była subtelna, śpiewna, marzycielska, dźwięk klarowny i czysty. W Sonacie fortepianowej h-moll nr.3 Chopina pokazała, że umie myśleć o utworze wirtuozowsko, szeroką linią, zróżnicowaną wewnętrznie, od stalowego forte, po najcichsze piano, nadając jej własną dramaturgię zwieńczoną energetycznym finale.

Lancut,2016 9

W Balladach Brahmsa: d-moll nr.1, D-dur nr.2, h-moll nr.3 i H-moll nr.4, ujawniła wysmakowanie i stylowość, ciekawie łącząc je z drapieżnością i gwałtownością. Sonatę fortepianową B-dur Mozarta zaproponowała w najczystszej formie, z wielką dbałością o najmniejsze niuanse. Wysyłając słuchaczom czytelnie sygnał, że nie stara się być nowatorką, lecz wierną Mozartowi, bowiem zdaje sobie sprawę z jego geniuszu. Grając ten utwór, błyskotliwie osiągała efekt kontrastu pomiędzy szybkimi fragmentami utrzymanymi w dużej dynamice, a bardziej wyciszonymi. W szybkich odcinkach ujawniała drapieżność i świetną technikę, w wolnych subtelnie opóźniała tempo uważnie wsłuchując się w każdy dźwięk.

Można było podziwiać, jak bardzo jej kunszt wykonawczy jest podbudowany warsztatowym opanowaniem fortepianu. A także we wszystkich wykonaniach czystość tonu, klarowność, piękny dźwięk płynący plastycznie z jej ręki na klawiaturę i prosto do świadomości słuchaczy, uczuciowe przymglenie i wykwintność.


Blaski wiolonczeli

Agnieszka Duczmal poprowadziła założoną przez siebie Orkiestrę Kameralną Polskiego Radia Amadeus. Dzieląc się batutą z jedną z córek, Anną Duczmal - Moroz. Druga jej córka, Karolina Jaroszewska - Rajewska grała I Koncert wiolonczelowy c-dur Haydna. Prawidłowe wykonanie tego utworu z konieczności musiało być popisem stylistycznej równowagi i powściągliwości. Jaroszewska - Rajewska wykazała doskonałą technikę i dużą swobodę, precyzję i chwilami żywiołowość. Nasycony emocjami utwór dodatkowo zmuszał ją do ustawicznych zmagań z techniką bardzo wysokiego lotu dyktowaną przez kompozytora.  Sprostała temu wrażliwie wysmakowanie kreując dialog wiolonczeli z orkiestrą pod energetyczna batutą Duczmal-Moroz, delikatnie sugerując ukryte w utworze wielkie emocje.

Lancut,2016 10

Pod batutą Duczmal-Moroz zarówno w rozpoczynającym wieczór Divertimencie F-dur Mozarta, jak w I Koncercie wiolonczelowym C-dur Haydna, zwracały uwagę karkołomne tempa, które dyrygentka pokonywała znakomicie. A kiedy po przerwie za pulpitem stanęła Agnieszka Duczmal i popłynęły dźwięki Kwartetu smyczkowego e-moll Smetany, można było podziwiać taką ekspresję smyczków, że brzmiały one niczym w orkiestrze symfonicznej. 


Uroki kantat

Węgierska Filharmonia Kameralna koncertowała pod Antalem Barnasem. Z Kateriną Beranovą, sopranem o delikatnej barwie, który brzmiał przekonywująco w Kantacie Bacha „Jauchzet Gott in allen Landen” i Exultate Jubilate Mozarta. Bezbłędna technika śpiewaczki znajdowała szczególny wyraz w bliskim kontakcie z lirycznym, chwilami radosnym motywem trąbki Georgy Kovacsa, podczas wspomnianej Kantaty Bacha.  Dwie inne Kantaty Bacha „Ich will den Kreuzstab gerne tragen” i „Ich habe genug” śpiewał bas Klemens Sander, o głosie dobrze oddającym delikatną ulotność i subtelny wdzięk kantat.

Lancut,2016 11

Posłusznie pod ręką Barnasa zdyscyplinowanie wyczuloną na każdy manewr głosowy solistów orkiestra umiała wydobyć i ukazać wysmakowanie i koloryt świata bachowskich kantat. W niespieszonym dialogowaniu instrumentów, nagłych zakończeniach takiego dialogu i nieoczekiwanych wznowieniach, kreowaniu przez smyczki palety barw melodycznych. A w mozartowskiej Symfonii A-dur nr.29 popisując się wykwintną nastrojowością, ładnym dźwiękiem i precyzyjnym równoważeniem barw brzmieniowych.


Dwór przed zamkiem

Przed bajecznie rozświetlonym zamkiem - rezydencją łańcucką, artyści Opery Krakowskiej wystąpili w „Strasznym dworze” Moniuszki. Spektakl w scenografii i kostiumach Barbary Kędzierskiej inscenizował Laco Adamik, który drobiazgowo umiał wykorzystać scenę przed zamkiem, jej pobocza, zamkowe okna. Mocnym oparciem dla solistów i chóru była orkiestra pod narzucającą dyscyplinę batutą Rafała Jacka Delekty, który sprawnie, sugestywnie i dynamicznie prowadził spektakl. Pięknie śpiewał chór przygotowany przez Ewę Bator, udanie wypadł finałowy mazur w układzie Przemysława Śliwy.

Podobały się kreacje solistów: partię Hanny śpiewała Katarzyna Oleś-Blacha, imponując blaskiem wysokich tonów, pełną uroku Jadwigą była Agnieszka Cząstka, Adam Szerszeń ujmował szlachetnością muzycznej interpretacji jako Miecznik, w partii Stefana świetnie spisał się Tomasz Kuk, fantastycznym wokalnie i aktorsko Zbigniewem okazał się Przemysław Firek, a nieco groteskowa rola Skołuby znalazła dobrego odtwórcę w Wołodymirze Pańkiwie. „Straszny dwór" nadal wzrusza, bawi, jeśli jest w nim humor, namiętność i zawsze charyzmatyczny smak dziejów.

Lancut,2016 12

Festiwalowe impresje

Plenerowo, przed zamkiem miała jeszcze swój recital Anna Maria Jopek, poprzedzony obszernym występem zespołu Kroke. Wśród festiwalowych impresji dobrze mieścił się recital piosenek aktorskich Stanisławy Celińskiej i monodram „Podwójne solo” Jana Peszka. Często zabawnych doznań ze słuchania utworów klasycznych i ludowych w luźnych aranżacjach dostarczyła czeska grupa Janoska Ensemble.

                                                                                            Andrzej Piątek