Przegląd nowości

Henryk Kuźniak - może jeszcze coś napiszę...

Opublikowano: środa, 20, lipiec 2016 22:41

Rozmowa z kompozytorem Henrykiem Kuźniakiem

Festiwal Jamroz 625-341

Napisał Pan muzykę do ponad 150 filmów, ale jest Pan znany głównie jako autor ścieżek dźwiękowych do „Vabank” i „Vabank II” w reżyserii Juliusza Machulskiego, które pojawiły się na ekranach ponad trzydzieści temu. Czy Pana to nie denerwuje?

– Czasem mnie denerwuje, a czasem jestem z tego zadowolony. Są w Polsce kompozytorzy, którzy również piszą dużo muzyki filmowej, ale żadnemu z nich nie udało się zdobyć większej popularności. Żałuję natomiast, że moje niektóre kompozycje, wcale nie gorsze od „Vabanku”, nie zrobiły takiej kariery.

Festiwal Jamroz 625-330

Ale też żaden film, który Pan wspomógł muzycznie, nie cieszył się takim powodzeniem u publiczności.

– Tu zaszło sprzężenie zwrotne: najpierw film się spodobał widzom, a potem sama ścieżka dźwiękowa zaczęła promować obraz. Muzyka ma szerszy zakres oddziaływania. Można jej posłuchać w radiu i na płytach. Teraz ona ciągnie film. „Vabank” powstał w 1981 roku. Płyta z muzyką do filmu została wydana dopiero po kilkunastu latach. To jest ewenement. Zwykle nagrywa się płytę wtedy, kiedy film wchodzi na ekrany. Ale kto w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia miał zaryzykować w Polsce wydanie muzyki filmowej? Nie było wtedy prywatnych producentów.


Sytuacja zmieniła się dopiero pod koniec lat dziewięćdziesiątych, kiedy ukazała się druga edycja płyty ze ścieżkami dźwiękowymi do „Vabanku”, „Vabanku II”, „Seksmisji” i piosenkami do filmu „Łabędzi śpiew” oraz serialu telewizyjnego „Na kłopoty Bednarski”.

Festiwal Jamroz 625-325

W 2006 roku w sprzedaży pojawiła się płyta live z IX Festiwalu Muzyki Filmowej w Łodzi, na którym moje kompozycje grała Polska Orkiestra Radiowa pod batutą Janusza Powolnego. Uzyskała ona nawet status Złotej Płyty, a w 2009 „Agora” wydała moje utwory w cyklu „Wielcy kompozytorzy filmowi”. Cieszę się, że moja muzyka weszła do subkultury. Sam słyszałem, jak grają ją w restauracjach i na  podwórkach w Warszawie, Gdańsku, Krakowie. Razem z „Tangiem Milonga” i „Felkiem Zdankiewiczem”.


Nie denerwują Pana złe wykonania? 

– Nie, bo to są tantiemy... Żartuję! Jestem wyrozumiały i cieszę się, że muzyka poszła w lud. W tym roku wielka przyjemność zrobił mi Jurek Cygan, który ze swoim kwintetem zagrał na Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju moje kompozycje, których już nawet ja nie pamiętam.

Festiwal Jamroz 625-355

Trzeba jednak przyznać, że muzyka do obu „Vabanków” udała się Panu nadzwyczajnie...

– Kiedy podkładałem muzykę pod jedną ze scen, montażystka powiedziała: pan nam zmienił film. Ale kiedy zabierałem się do pisania ścieżki dźwiękowej do drugiej części „Vabanku”, wzdychała: żeby się panu tak udało, jak poprzednio. Moja muzyka na pewno pomogła filmowi, a że to jest komedia, w której pada kilka trupów, nie mogłem napisać czegoś tak poważnego jak do dramatu Hamleta. Musiało to być coś z przymróżeniem oka. 

Festiwal Jamroz 625-414

Jak powstał blues na Kwintę?

– Pomogły mi rekwizyty, a przede wszystkim trąbka. Według scenariusza kasiarz Kwinto wraca z więzienia, bierze trąbkę i zaczyna grać. Tak jakby improwizował, szukał czegoś. Muzykę do filmu pisze się zwykle po obejrzeniu nakręconego materiału.


W tym przypadku było odwrotnie. Najpierw musiałem napisać muzyczny motyw, pod który została nakręcona scena z udziałem Jana Machulskiego, grającego rolę Kwinty.

Festiwal Jamroz 625-580

Zrobił to tak znakomicie, że wielu widzów a nawet krytyków dało się nabrać, że aktor naprawdę umie grać na trąbce. Kiedy pracowałem z prawdziwym trębaczem, podpatrywał jego miny i chwyty, i  tak wszedł w swoją rolę, że krytyk muzyczny w byłej Czechosłowacji po projekcji filmu powiedział: znakomicie dobrany aktor, a na dodatek jeszcze gra na trąbce! Bywało, że na promocjach filmu Jasiu wychodził z trąbką na scenę i udawał, że gra, a w kulisach grał prawdziwy trębacz. No i potem Jasiu żartował, że jest największym trębaczem wśród aktorów.


A w ogóle, to wstyd się dziś przyznać, że kiedy przeczytałem scenariusz, pomyślałem, że jakbym był producentem, to bym nie zaryzykował swoich pieniędzy na ten film. Na szczęście Jurek Kawalerowicz zaryzykował i dzięki temu, i talentowi Juliusza Machulskiego, powstał obraz, który dziś jest klasyką.

 Festiwal Jamroz 625-239

Lubi Pan kino?

– Lubię. Ale zdaję sobie sprawę, że kino jest wielkim oszustwem. Jeśli jest oszustwem genialnym, powstaje dzieło sztuki. Jeśli kiepskim, mamy kicz. Machulskiemu oszustwo się udało. W życiu taka mistyfikacja nie byłaby możliwa.

Festiwal Jamroz 625-242

Zdajemy sobie z tego sprawę, ale przyjmujemy konwencję reżysera. Dziś tylko specjaliści wiedzą, że w latach trzydziestych, w których rozgrywa się akcja „Vabanku”, polskie zespoły wcale nie grały w takich składach, jak to jest w filmie. Ja też dokonałem małej mistyfikacji: zamiast akordeonu, skrzypiec i fortepianu, mamy dwie trąbki, puzon i klarnet. A moja kompozycja zawiera elementy jazzu i muzyki tanecznej. Tego rodzaju muzyka istniała wtedy, ale nie w Polsce. Ku mojej radości spotkałem się z zachwytami, że wspaniale uchwyciłem atmosferę tamtych lat.


Którą swoją filmową kompozycję lubi Pan najbardziej?

– Ciepło wspominam polski serial telewizyjny „Parada oszustów”. Jest tam taki utwór „Cest la vie”, wydany potem w Anglii (to nie ja dałem mu zresztą taki tytuł, tylko Anglicy), który krąży po świecie. Wielokrotnie wykorzystywano też moje tango z filmu „Wieczne pretensje” Grzegorza Królikiewicza.

Czy wstydzi się Pan jakiejś swojej filmowej kompozycji?

– Nie. Ale są filmy, do których nie powinienem był pisać muzyki.

Festiwal Jamroz 625-263

 Z którym reżyserem najlepiej się Panu pracowało?

– Z Andrzejem Barańskim. Jego filmy nie są zbyt popularne, ale na pewno zajmują poczesne miejsce w historii polskiego kina.

Festiwal Jamroz 625-295

Z czym się Panu kojarzy pisanie muzyki?

– Z kacem. Proces tworzenia jest dla mnie przykry i bolesny. Tyle, że na kaca można wziąć aspirynę, a tu trzeba siąść do instrumentu, albo do partytury i pisać. Miło jest dopiero wtedy, kiedy praca jest skończona a jeszcze milej, kiedy po latach widzi się, że muzyka ludziom się podoba. Ale kiedy piszę, to cierpię. 


Z okazji Pana siedemdziesiątych piątych urodzin w 2011 roku, w kraju odbyły się trzy koncerty...

– ...a osiemdziesiątkę będę świętował cały rok. W tym roku już dwa koncerty odbyły się w Łodzi, jeden na Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, a na październik w Czeladzi, mieście, w którym się urodziłem i jestem jego honorowym obywatelem, zapowiedziano czwarty.

Festiwal Jamroz 625-268

W Busku, w Alei Gwiazd, odsłonił Pan swoje „Słoneczko”.

– To była dla mnie prawdziwa niespodzianka. Kolejną sprawił mi Jasiu Wojdak, który przyjechał do Buska na kilka godzin, żeby być świadkiem tej chwili.


Niespodzianka była tym większa, że podobną zrobił mi w 2012 roku, kiedy odsłaniałem swoją gwiazdę w łódzkiej Alei Sławy na ulicy Piotrkowskiej. Na tę uroczystość przyjechała też grupa przyjaciół, która podarowała mi... trąbkę.

Festiwal Jamroz 625-275

Jako młody chłopak miałem małpią zdolność grania na wszystkim i próbowałem wtedy grać na trąbce. Wziąłem więc tę trąbkę do ręki, dmucham i nic. Myślałem przez chwilę, że to atrapa, ale muzyk z orkiestry wziął ją ode mnie i zagrał mi na niej „Sto lat”. W Busku niespodziankę zrobił mi także burmistrz Czeladzi Zbigniew Szaleniec, który pojawił się żoną na uroczystościach, mimo że zawiadomiłem go niemal w ostatniej chwili. 


Koncertem w Łodzi i Busku dyrygował Janusz Powolny...  

– Można powiedzieć, że Janusz specjalizuje się w mojej muzyce, bo dyryguje nią od dziesięciu lat. Cieszę się też, że w Busku pojawił się młody aktor Wojtek Stolorz, który ma w repertuarze moje piosenki od kilku lat.

Festiwal Jamroz 625-286

Co Pan dziś sądzi o festiwalu w Busku-Zdroju, któremu patronuje nieżyjąca od trzydziestu lat wielka dama polskiej opery, Krystyny Jamroz, prywatnie pana teściowa?

– Dla mnie i mojej żony Krystyny, to jest szok. Ze skromnej imprezki, która 22 lata temu odbywała się w sali koncertowej sanatorium „Marconi” i parkowej kaplicy (nie było wtedy w Busku porządnego instrumentu), a artyści i festiwalowi goście mieszkali w internacie szkoły budowlanej, powstała impreza, którą możemy się pochwalić w Europie. 


Kiedy sobie pomyślę, że jako dziecko w czasie II wojny światowej trafiłem do rodziny mojej mamy w Stopnicy, niedaleko Buska, biedny i głodny, a dziś jestem tu osobą znaną i szanowaną, to ogarnia mnie wzruszenie. Dziś trudno się opowiada wnukom o tym, że kiedy Stopnica znalazła się na linii frontu, schroniliśmy się w klasztorze a potem przez trzy miesiące mieszkaliśmy w ziemiance, bo dom był w ruinie.

Festiwal Jamroz 625-303

W Stopnicy ukończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej i często wracałem tutaj na wakacje jako dziecko. A wracając do festiwalu... Dziś na festiwalowe koncerty przyjeżdżają do Buska światowej sławy artyści, dla których sprowadza się fortepiany. 


W tym roku mieliśmy przyjemność posłuchać kilku naprawdę znakomitych koncertów: amerykańskiego pianisty Erica Lu, skrzypka Maxima Vengerova i pianistki Poliny Osetyńskiej, gali operowej przygotowanej przez Adama Czopka z udziałem świetnych, młodych śpiewaków i – powiem nieskromnie – bardzo podobał mi się koncert mojej muzyki w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej Państwowej Filharmonii w Koszycach.

Festiwal Jamroz 625-653

Artur Jaroń, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu im. Krystyny Jamroz w Busku-Zdroju, namawia Pana na skomponowanie utworu na jego XXV edycję...

– Już raz napisałem na prośbę Artura „Suitę Kazimierz Wielki w Stopnicy”, której fragment wykorzystywany jest jako festiwalowa fanfara. Ale nie wykluczam, że jeszcze coś napiszę.

                                                                                    Dziękuję za rozmowę.

                                                                                       Lidia Zawistowska