Przegląd nowości

Jeszcze o wrocławskiej „Madama Butterfly”

Opublikowano: środa, 16, marzec 2016 10:39

Przepraszam, że dopiero teraz piszę o premierze z grudnia 2015 roku. Tylko, że będąc na emeryturze, nic nie muszę. Ale skoro moja ukochana Opera Wrocławska mnie stale zaprasza na swoje premiery, to czuję się zobowiązany, żeby coś napisać, nawet gdybym miał źle pisać. Na szczęście o nowej premierze mogę pisać tylko dobrze.

Madama Butterfy 538-11

Giancarlo del Monaco, syn słynnego tenora Mario del Monaco, którego głos towarzyszy mi z radia i płyt, jeszcze winylowych, od dzieciństwa, jest jednym z najlepszych współczesnych reżyserów operowych. Pozyskanie go dla Opery Wrocławskiej to już sukces. No i udowodnił swoją najwyższą klasę. Oczywiście można się spierać co do koncepcji inscenizacyjnej, ale w dzisiejszym teatrze operowym właśnie o to chodzi. Gdyby wszyscy zgadzali się ze wszystkim, byłoby nudno.


Giancarlo del Monaco pokazał operę Pucciniego w czasach o pół wieku póżniejszych niż w oryginale, a więc tuż po klęsce Japonii w II wojnie światowej. Na scenie mamy brutalność do najwyższej potęgi. Yamadori nie jest księciem z baśni, który oferuje Butterfly alternatywę lepszego życia w zgodzie z tradycją, w której się wychowała, lecz szefem gangu, który porywa na końcu opery jej synka. Po co? Niech odpowie papież Franciszek.

Madama Butterfy 538-106

Wokalnie było to dobre przedstawienie. Można nie lubić barwy głosu – ostrej i świdrującej - Anny Lichorowicz (mnie ten głos drażni), ale zaśpiewała Butterfly znakomicie i w paru miejscach naprawdę się wzruszyłem. Budziła skojarzenie z Bułgarką Rainą Kabaivanską.

Madama Butterfy 538-129

James Valenti ma mocny i ciemny głos tenorowy, nietypowy dla partii stricte lirycznej, jaką jest Pinkerton, ale tradycja pozwala na taką obsadę (Richard Tucker, James King, Placido Domingo i ostatnio Jonas Kaufmann). Śpiewał świetnie i w dodatku był bardzo seksowny. Reszta obsady była bardzo dobra.


Ja lubię sposób dyrygowania Ewy Michnik. Wszystko jest uporządkowane na najwyższym poziomie profesjonalizmu. A w tej właśnie operze Pucciniego, gdzie emocje grają rolę najważniejszą, Ewa Michnik dała popis równowagi między tym, co jest w nutach i tym czymś nieuchwytnym, co potrafią nam pokazać tylko najwięksi artyści.

Madama Butterfy 538-167

Gdy wróciłem do domu, wysłuchałem kolejno siedem spośród około sześćdziesięciu nagrań „Buterfly”, które stoją u mnie na półce. Dwa nagrania Karajana, potem Serafin, Sinopoli, Gavazzeni, Barbirolli, Maazel. Każde jest inne. Wszystkie świetne.

Madama Butterfy 538-239

Ewa Michnik dała mi nie mniej radości niż tamci mistrzowie. Chyba więcej, bo to było jednak na żywo. I cieszę się, że tam byłem. I że mogłem sporo razy w moim długim życiu uścisnąć rękę Ewy Michnik.

                                                                                 Piotr Nędzyński