Przegląd nowości

Jerzy Katlewicz - Symfonia losu

Opublikowano: wtorek, 08, grudzień 2015 14:26

Kochał Beethovena. Pamiętam, jak wspaniale poprowadził V Symfonię c-moll op. 67 zwaną Symfonią losu w Filharmonii Rzeszowskiej, już ponad 20 lat temu. Mam w pamięci do dziś to wykonanie, pełne żaru, wyrazistości, napięcia. Tak stuka los do naszych bram – mówił o swym dziele sam Beethoven. A mistrz Katlewicz tchnął w to arcydzieło ducha szlachetnej prostoty, bezmiar głębokiego uczucia i dramatycznej wymowy.

Katlewicz

W 2007 roku w Filharmonii Krakowskiej miał miejsce koncert, w którym pod batutą Jerzego Katlewicza zabrzmiała V Symfonia Beethovena. W programie czytaliśmy znamienne słowa mistrza: Zawsze starałem się, aby wartości ducha, jakimi są: prawda, miłość i piękno towarzyszyły mojej pracy artystycznej, jak również w życiu codziennym. Wartości te bezsprzecznie ucieleśnia umiłowana przeze mnie MUZYKA. W ciągu minionych lat służyłem jej wytrwale! W 1951 roku, w gronie dyplomantów klasy dyrygentury prof. Artura Malawskiego w Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Krakowie znalazł się Jerzy Katlewicz, a także pochodzący z naszych rzeszowskich stron Stefan Marczyk, którego karierę, wraz z Walerianem Pawłowskim, mogłem podziwiać wiele lat na deskach Filharmonii Szczecińskiej.


A przecież pamiętam także świetne interpretacje Krzysztofa Missony w Filharmonii Rzeszowskiej czy Andrzeja Cwojdzińskiego w Filharmonii Szczecińskiej. Bo klasa prof. Artura Malawskiego była wymagająca, ale i owocna, dająca solidne podstawy przyszłym mistrzom batuty.

Katlewicz Jerzy 736-959

Z prof. Jerzym Katlewiczem spotkałem się w kwietniu 1992 roku w Filharmonii Rzeszowskiej. Zawsze pogodny, pełen humoru, przyjął mnie bardzo życzliwie i serdecznie. Wspominał Zygmunta Mycielskiego, jego kompozycje, felietony, „Ruch Muzyczny”, który redagował: Na mnie, jako na studencie wyższej uczelni muzycznej w Krakowie, felietony i artykuły Mycielskiego robiły duże wrażenie. Nie tylko głębokością myśli, trafnością sformułowań, ale i tą wielką otwartością na cały, tak dla nas młodych wtedy zamknięty, aż do pamiętnego roku 1956, wielki świat. Jestem wdzięczny losowi, że mogłem zetknąć się w swoim życiu z tak wielką osobowością i znakomitą, renesansową postacią, jaką był Zygmunt Mycielski. Wywiad z Jerzym Katlewiczem ukazał się w „Kamertonie” nr 4 (11), 1992.


Artysta urodził się 2 kwietnia 1927 roku w Bochni, gdzie jego ojciec był organistą w kościele Św. Mikołaja (wcześniej w katedrze lwowskiej). Studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej w Krakowie w latach 1947-1952 w klasie kompozycji i dyrygentury A. Malawskiego ukończył z wyróżnieniem. Potem studia uzupełniające we Włoszech i Austrii, nagroda w konkursie młodych dyrygentów w Besançon w 1955 roku – i wielka kariera stanęła otworem. Co tu wymienić? Kierownictwo artystyczne Filharmonii w Poznaniu, Gdańsku (także Opery Bałtyckiej), Krakowie (także orkiestry i chóru PRiTV), Haarlemie (Holandia), dyrygowanie orkiestrami w Europie, Mongolii, Chinach, Japonii, Australii, Meksyku, Nowej Zelandii, Libanie, Iraku, na Kubie, w Rzymie, Paryżu, Brukseli, Lizbonie, Moskwie, Pradze, Atenach, Bratysławie, Budapeszcie, Bukareszcie, Lubljanie, Rotterdamie...

Katlewicz Jerzy 76-237

Kochał wielkie formy oratoryjno-kantatowe, muzykę współczesną, był czołowym interpretatorem utworów Krzysztofa Pendereckiego, K. Moszumańskiej-Nazar, Adama Walacińskiego, Z. Bujarskiego, H. M. Góreckiego, S. Kisielewskiego, K. Serockiego, M. Stachowskiego, T. Szeligowskiego czy wymienionego już Zygmunta Mycielskiego. Wspomnę o niektórych prawykonaniach pod jego batutą: Jutrznia (Zmartwychwstanie) K. Pendereckiego, Symfonia pieśni żałosnych H. M. Góreckiego, Siwa mgła W. Kilara, Trzy psalmy Z. Mycielskiego.


W PWSM w Krakowie, następnie w Akademii Muzycznej, Jerzy Katlewicz prowadził pracę pedagogiczną w latach 1948-1957, a następnie od 1983 roku jako profesor nadzwyczajny, od 1990 roku zwyczajny. Pełnił także funkcję kierownika katedry dyrygowania. Jego uczniami byli m.in. Rafał Delekta, Paweł Przytocki, Tomasz Tokarczyk, Krzysztof Dziewięcki, Piotr Sułkowski, a także rzeszowianin Tomasz Chmiel,którego wspomnienie o Profesorze Katlewiczu zamieszczam poniżej.

Katlewicz Jerzy 736-955

Było czymś wielkim i niepowtarzalnym doświadczać Jego talentu muzycznego, nieprawdopodobnie intuicyjnego i naturalnego. Profesor po prostu miał w sobie Muzykę, czuł ją i nią się dzielił. Uczył nas, czym jest osobowość dyrygenta, ta artystyczna i ta międzyludzka, te obie sfery miały w życiu Profesora kolosalne znaczenie. – „Bo cała sztuka z ducha ludzkiego pochodzi” – tego uczył. Zaglądał gdzieś w nas. Wystarczyło, że spojrzał w oczy – już wiedział, co w kim drzemie. Dbał o to, abyśmy nikogo nie naśladowali, abyśmy byli sobą – tylko wtedy mogliśmy być autentyczni. Tak naprawdę to trudno określić, jak i czego Profesor mnie uczył – bo uczył wszystkiego, wydobywał talent głęboko schowany. Czułem, jak dotyka mojej osobowości i ją formuje. Jednocześnie uczył bycia właśnie autentycznym, prostolinijnym i naturalnym. Od czasów moich studiów byłem z Profesorem szczególnie związany.


Wiedziałem, co chce mi przekazać, zanim cokolwiek powiedział. On to wyczuwał. Znałem Jego zwyczaje, rozkład codziennego dnia, widywaliśmy się bardzo często. Mój najstarszy syn nosi imię Jerzy, właśnie na cześć Profesora i jest z tego bardzo dumny.

Katlewicz,Chmiel

Mógłbym napisać, że wraz z odejściem Jerzego Katlewicza kończy się pewna epoka w dyrygenturze polskiej. Ale przecież wielka sztuka nie znosi próżni. Dzieło interpretacji muzycznych trwa nadal i jest ciągle nieskończone w swej tajemnicy wzruszenia, oddziaływania na intelekt i wrażliwość słuchacza. I jeszcze jedno. Wielka sztuka dzieje się przez konkretnych artystów, twórców i odtwórców, którzy, połączeni ze sobą na zawsze, dają nam poczucie wielkości i znaczenia tego świata, który, jak pisze Zygmunt Mycielski – w nieśmiertelnym dziele sztuki znajduje sens i wagę swojego istnienia. Podobnie jak wielcy kompozytorzy, tak i wielcy dyrygenci tej miary, co Jerzy Katlewicz, pozwalają nam zbliżyć się do świętego ognia sztuki, zrozumieć jej sens i tajemnicę. Pamięć o wielkim maestro trwa nadal – w wytrwałej pracy jego uczniów, nagraniach płytowych, wspomnieniach bliskich i przyjaciół, którzy ze wzruszeniem w piątek 20 listopada 2015 roku modlili się na nabożeństwie w jego intencji w Bazylice Mariackiej i żegnali go potem na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

Andrzej Szypuła