Przegląd nowości

„Człowiek z La Manchy” Leigha w Opéra d’Avignon

Opublikowano: sobota, 05, grudzień 2015 14:00

Powieść „Don Kichot z La Manchy” Miguela de Cervantesa należy do tekstów zwiastujących już współczesność i to niezależnie od tego, że została napisana na początku siedemnastego wieku. Postać komicznego, ale i wzruszającego szlachcica, który pod wpływem romansów rycerskich wpada w obłęd i wyrusza w świat jako błędny rycerz, aby pomagać ludziom i bronić najsłabszych, wciąż jeszcze nas fascynuje.

Cz owiek z Lamanczy 1

Praktycznie już od czasu powstania rzeczona powieść była wielokrotnie wykorzystywana do dokonywania różnorakich adaptacji muzycznych, wszakże to dopiero w dwudziestym wieku powstała na jej bazie pełnowartościowa komedia muzyczna (a właściwie w swojej wymowie: tragikomedia), do czego przyczyniła się owocna współpraca trzech osób. Pierwsza z nich to Dale Wasserman, amerykański scenarzysta teatralny i filmowy, znany między innymi z doskonałej teatralnej adaptacji książki Kena Keseya „Lot nad kukułczym gniazdem”. Otóż w czasie pobytu w Madrycie Wasserman odkrył „Don Kichota z La Manchy”, co z kolei wywołało u niego pełne pasji zainteresowanie Cervantesem.


Dostrzegając zaskakujące zbieżności pomiędzy tarapatami, w jakie popadają postaci z powieści, z perypetiami wypełnionego przygodami życia samego autora, postanowił napisać sztukę teatralną „Ja, Don Kichot”, która za sprawą realizacji telewizyjnej odniosła ogromny sukces.

Cz owiek z Lamanczy 2

I to właśnie reżyserujący ją Albert Marre namówił Wassermana do stworzenia na jej podstawie komedii muzycznej, co stało się możliwe dzięki współpracy tekściarza Joe Dariona i przede wszystkim muzyka jazzowego i kompozytora Mitcha Leigha (zmarł on w zeszłym roku w wieku osiemdziesięciu sześciu lat na nowojorskim Manhattanie).

Cz owiek z Lamanczy 3

Pisząc tę partyturę Leigh czerpał pomysły i klimat z muzyki hiszpańskiej siedemnastego wieku, a zarazem nadał swemu językowi dźwiękowemu jak najbardziej współczesny charakter, szczególnie starając się porywającymi i wzbogaconymi o akcenty flamenco rytmami towarzyszyć dynamicznej akcji i skutecznie nadać dramaturgii odpowiednie wsparcie muzyczne. Premiera „The Man of La Mancha” („Człowiek z La Manchy”) miała miejsce w czerwcu 1964 roku w Googspeed Opera House w East Haddam, zaś rok później na nowojorskim Broadwayu, a o odniesionym sukcesie świadczy fakt, iż do roku 1971 roku wystawiono tę pozycję ponad dwa tysiące razy.


W roku 1967 na jednym z przedstawień w słynnej Carnegie Hall pojawił się francuski kompozytor, aktor i piosenkarz Jacques Brel, który zareagował na dzieło Leigha niezwykle entuzjastycznie i od razu postarał się o zezwolenie na jego francuską adaptację. Pracował bardzo szybko dokonując samodzielnie tłumaczenia i przerabiając nowe libretto, a w dodatku przypisał samemu sobie rolę Don Kichota – Cervantesa. I tak oto już w październiku następnego roku w brukselskim Théâtre Royal de la Monnaie została wykreowana francuska wersja rzeczonej komedii, równie triumfalnie przyjęta przez zachwyconą publiczność. To właśnie tę wersję zaprezentowała teraz Opera w Awinionie, w przygotowanej w koprodukcji z Théâtre du Capitole w Tuluzie i Operą w Monte Carlo inscenizacji Jean-Louisa Grindy. 

Cz owiek z Lamanczy 4

Oczywiście można zarzucić partyturze Leigha brak oryginalności i uciekanie się do komercjalnych i przypisanych broadwayowskim zasadom receptur muzycznych. Wszak trudno też zaprzeczyć, że emanująca z niej troska o staranne poszukiwanie subtelnych efektów scenicznych i o zachowanie hiszpańskiego kolorytu skutecznie działają na odbiorcę.


Stojący na czele Orchestre régional Avignon-Provence Didier Benetti nadaje całemu wykonaniu odpowiednią dynamikę i porywającą motorykę, nie zapominając o eksponowaniu czarujących melodii o lirycznym lub heroicznym charakterze.

Cz owiek z Lamanczy 5

Jego zasługa jest tym większa, że zgodnie z wolą kompozytora dysponuje on zespołem ograniczonym głównie do instrumentów dętych, wzmocnionym zaledwie kotłami, perkusją, gitarą i jednym kontrabasem.

Cz owiek z Lamanczy 6

W atrakcyjnej z plastycznego punktu widzenia i skutecznej dramaturgicznie wizji Jean-Louisa Grindy libretto „Człowieka z La Manchy” ujawnia swe walory zarówno pod względem strukturalnym, jak i treściowym. Oto bowiem osadzony w więzieniu (za przejęcie dóbr klasztoru odmawiającego płacenia podatków) Miguel de Cervantes oczekuje wraz ze swym giermkiem Sancho Pansą na stanięcie przed trybunałem Inkwizycji. W tym czasie staje się on jednak podmiotem sfingowanego procesu prowadzonego przez innych więźniów – dosadnie mówiąc: zwykłą hołotę – którzy przy tej okazji zabierają mu jego zawierającą rekwizyty teatralne i manuskrypt walizkę.


Aby przygotować swą obronę Cervantes opowiada im przygody „Rycerza Smętnego Oblicza”, które na tyle wciągają jego prostackich współtowarzyszy niedoli, że zaczynają odgrywać poszczególne role w tej opowiadanej historii. Ów sprytny zabieg pozwala Cervantesowi odzyskać z rąk złoczyńw cenny manuskrypt i tym samym uratować go od zniszczenia.

Cz owiek z Lamanczy 7

Powiedzmy od razu, że subtelnie prowadzona przez Jean-Louisa Grindę dramaturgia dzieła, wspomagana scenografią Bruno De Lavandère’a, kreującym zmienne nastroje oświetleniem Jacques’a Chateleta i pomysłowo skrojonymi kostiumami Davida Belugou, bezbłędnie oddaje oniryczny klimat tej słynnej narracji. Cała scena zabudowana jest półkolistymi, funkcjonalnymi i ulegającymi sprytnym przekształceniom dekoracjami, które sugestywnie ewokują więzienną rzeczywistość. Ważną funkcję spełniają tutaj wyświetlane na specjalnie skonstruowanej i przezroczystej kurtynie projekcje, przywołujące wiatrak lub obóz Maurów.


Reżyser potrafi wydobyć bogactwo zawartych w rzeczonym dziele wątków, ukazując jego wymiar inicjacyjny, odkupieńczy, symboliczny i przede wszystkim poruszająco humanistyczny. Don Kichot, rycerz-poeta, stara się uciec od podłego, nikczemnego i brzydkiego świata realnego za pomocą niezwykłego daru kreowania innej rzeczywistości. Poruszamy się tutaj w sferze marz, halucynacji czy nawet szaleństwa, które przecież może być formą podjęcia próby zmiany świata, który - jak napisał sam Cervantes - manifestuje powszechną niechęć do wszelkich form sztuki, jedynej dziedziny zdolnej do wyrwania człowieka z przerażającej samotności i autystycznego zamknięcia w sobie. Mamy tu zatem do czynienia z komedią, w której śmiech podszyty jest głęboką refleksją na temat ludzkiej kondycji.

Cz owiek z Lamanczy 8

Aby to mocne przesłanie dotarło do widza, niezbędnym jest dobranie obsady dysponującej nie tylko specyficznymi walorami wokalnymi, ale także wysokiej próby aktorstwem. Szczególnie dużym problemem jest radzenie sobie z nieustającym oscylowaniem pomiędzy śpiewem, a niekiedy także nuceniem, oraz recytacją. Otóż w Awinionie cały zespół wykonawczy wyszedł z tego trudnego sprawdzianu imponująco zwycięsko. Filarem spektaklu jest brawurowo kreujący rolę tytułową baryton Nicolas Cavallier, wzruszający szlachetną naiwnością, powściągliwą elegancją i romantycznym ujęciem ucieleśnianej postaci błędnego rycerza. U jego boku Rodolphe Briand w roli Sancho Pansy ujmuje finezyjną vis comica, doskonałą dykcją i przekonującą osobowością sceniczną. Uznanie publiczności zyskują też między innymi Frank T’Hezan (gubernator/oberżysta), Jean-François Vinciguerra (hrabia/doktor Carrasco) czy Philippe Ermelier (cyrulik/poganiacz mułów). Dynamiczny rytm przedstawienia jest ponadto zasługą kreacji kobiecych, wśród których uwagę utrzymują w ciagłym napięciu Amaya Dominguez (Aldonza/Dulcynea), Ludivine Gombert (Antonia), Christine Solhosse (guwernantka) i Estelle Danière (Maria/ Fermina). Wszyscy oni zostali nagrodzeni przez oczarowaną publiczność gromkimi owacjami.

                                                                           Leszek Bernat