Przegląd nowości

Kochany Józku …

Opublikowano: poniedziałek, 24, sierpień 2015 13:30

Od wielu lat pozostaję w gronie ludzi, do którego również Ty należysz. Droga nam jest polska sztuka operowa, jej miejsce w światowych dziejach opery, jej bogata przeszłość, a zwłaszcza troska o dzień dzisiejszy i przyszłość polskich scen operowych.

Witając Cię wielokrotnie  w teatrach którymi kierowałem, używałem określeń typu „dziekan polskiej krytyki operowej”, „autor najlepszego przewodnika operowego”, a od niedawna „nestor naszego środowiska” (tak, tak – lata lecą!). Przez całe dotychczasowe  życie ceniłem Twoje profesjonalne opinie. Jeśli były pochlebne, sprawiały mi radość. Jeśli zdarzały się krytyczne, analizowałem je, zapamiętywałem i wyciągałem odpowiednie wnioski.

Toteż pisząc niedawno o ludziach zajmujących się obecnie przeszłością polskiej sztuki operowej, ani mi do głowy nie przyszło mieszać do tego Twego znakomitego, jakże zasłużonego nazwiska. Dla mojego pokolenia stałeś się nestorem pisarzy zajmujących się sztuką operową. A przecież tę dziedzinę uprawia już kilka młodszych od nas pokoleń. Jesteśmy na ogół zgodni, że w sensie muzycznym i wokalnym nasi młodsi koledzy radzą sobie dobrze. Wielu z nich zaistniało w prominentnych międzynarodowych gremiach. Nie wygląda źle współczesna twórczość operowa. Ciągle jednak zbyt mało jest teatrów nią zainteresowanych, a i widzów oczekujących operowych nowości – jak na lekarstwo.

Katastrofą natomiast jest przetaczająca się przez świat fala realizatorów, inscenizatorów, reżyserów i scenografów próbujących zbić artystyczny (i nie tylko!) interes na starej operowej matronie. W naszym kraju mamy ich wprawdzie na muszce, ale mimo to udaje im się spokojnie uprawiać swój bezwstydny proceder. Z nonszalancją i lekceważeniem zmieniają sens librett, przycinają do swych wyimaginowanych potrzeb partytury, dokonują zmian czasu, miejsca, a nawet treści arcydzieł, które poza swą  nieprzemijającą urodą są pomnikami epok i świadectwami historii.


W tych kwestiach od dawna stoimy po tej samej stronie barykady. Ty – trzymając w ręku krytyczne pióro, a w głowie kanony najlepszej tradycji, ja – projektując i realizując sezony operowe, w oparciu o propozycje repertuarowe uwzględniające potrzeby widzów, rozwój artystów i cały dalszy ciąg kryteriów, zapewniających operze sens istnienia i wysokie miejsce we współczesnej kulturze.

W tych trudnych dla sztuki lirycznej czasach ciągle brakuje piór, otwartych  głów i serc, kompetencji, ale również inicjatyw wydawniczych i miejsca w mediach dla problematyki naszej sztuki. Twój ponad czasowy tom „Mistrzowie sceny operowej”, kolejne wydania najlepszego polskiego przewodnika operowego, oraz bogata publicystyka i działalność recenzencka, to już klasyka gatunku.

Wśród młodszych generacji operowych ludzi pióra nie do przecenienia w skali światowej jest wyczyn Piotra Kamińskiego „Tysiąc i jedna opera”. Jeśli chodzi o przeszłość polskiej sztuki operowej, to jedynie zwraca uwagę twórczość Wacława Panka, Małgorzaty Komorowskiej i Adama Czopka. Ale to o wiele za mało. Józefie, Ty już jesteś klasykiem. Nie powinienem Cię wymieniać w jednym ciągu z tamtymi. Zapewniam, że przeczytałem niemal wszystko, o czym od lat piszesz w „Ruchu Muzycznym”, „Trybunie i wydaniach książkowych”.

Osobnym sentymentem jest – o czym wiesz – nasza wspólna tradycja rodzinna. Mianowicie stryj mojej Matki płk. Tomasz Babczyński służył przed wojną pod komendą Twego Ojca w 12 Pułku Ułanów Podolskich. Moja bydgoska ciotka Anna z Babczyńskich Suwińska do dziś wspomina, jak przed wojną w Krzemieńcu z zauroczeniem słuchała gry na fortepianie kilka lat starszego Józia, młodzieńca przystojnego, utalentowanego, ale nie zwracającego uwagi na siedzącą pod fortepianem smarkulę. A szkoda, bo bylibyśmy powinowatymi, nie tylko w operowej rodzinie.

Józku, przyjmij serdeczności, ukłony dla Teresy i grzej herbatę w waszym uroczym domu. Przyjadę, pogadamy…

                                                                   Sławomir Pietras