Przegląd nowości

„Tosca” w Białymstoku

Opublikowano: poniedziałek, 15, grudzień 2014 12:47

Istnieją powody, dla których można wykonać dzieło operowe koncertowo. Może robić to zespół filharmoniczny, angażując solistów i chór, wykonując operę tak jak oratorium, czyli statycznie, z nutami w rękach i z dyrygentem przy pulpicie.

Czasami czyni to zespół operowy, rezygnując z kanału orkiestrowego, dekoracji, kostiumów, grając i śpiewając na scenie, tak jak w filharmonii. Nie ukrywajmy, że w teatrze operowym gra się tak najczęściej ze względów finansowych.

Ale nie tylko. Przed laty w Łodzi i Poznaniu w ten sposób prezentowaliśmy opery, które później doczekały się wszakże wykonań scenicznych. Każdorazowa przedpremierowa wersja koncertowa miała charakter swoistej promocji przyszłej premiery, a perfekcyjne muzyczne wyćwiczenie dzieła, znacznie podnosiło poziom późniejszego wykonania scenicznego.

Tak postąpiono w Białymstoku, gdzie tymczasem nie ma dyrektora, ale wszystko zdaje się toczyć swoim torem,  co dobrze świadczy o poziomie pracy przejściowo osieroconego zespołu. Miejmy nadzieje, że tylko tymczasowo nie ma pieniędzy na nowe inscenizacje. Toteż Toscę wykonano koncertowo pod doświadczoną batutą nestora polskich dyrygentów operowych Mieczysława Dondajewskiego.

Jest to zadanie dla dyrygenta, a zwłaszcza orkiestry filharmonicznej szczególnie trudne, nie tylko ze względu na poziom skomplikowania partytury arcydzieła Giacomo Pucciniego. Wielkie emocje tkwiące w tej pięknej muzyce, bez ich scenicznego odzwierciedlenia wymagają od wykonawców szczególnego mistrzostwa, umiejętności i dyspozycji. Wykazał się nimi zarówno Maestro, profesorowie orkiestry, jak i zaproszeni na tą okazję protagoniści.

Gdyby to ode mnie zależało, zrezygnowałbym z jakichkolwiek elementów gry aktorskiej na estradzie. Bez stosownego sztafażu teatralnego, zamiast skupiać uwagę odbiorców na stronie muzycznej i wokalnej, rozpraszają percepcję na surogaty akcji scenicznej, co momentami może wydawać się śmieszne. 


Do znudzenia będę powtarzał, że mamy w Polsce na europejskim poziomie młody sopran spinto  o pięknym brzmieniu, wybitnym talencie aktorskim, urodzie amerykańskiej gwiazdy i szczytowej formie wokalnej. Nazywa się Ewa Vesin. Wprawdzie dała tu i tam próbkę swych możliwości, ale ciągle nie dostrzegają tego artystyczni „kreatorzy” oper polskich z Warszawą i Poznaniem na czele. Wydają się zbyt zajęci własnymi nieszczęsnymi pomysłami, trwonieniem kasy na często marnych śpiewaków z zagranicy, no i swoich – nie małych przecież – dochodach.

Inaczej jest w Białymstoku. Do najmłodszego u nas zespołu operowego nie dotarła jeszcze ta swoista korupcja, cynizm i tupet. Oby wybudowany tam niedawno wspaniały obiekt teatralny, z fachowo skompletowaną ekipą techniczną i organizacyjną nie wpadł w niepowołane ręce. Zbyt często prowadzą do tego kuriozalne werdykty ogłaszanych ciągle konkursów. Najczęściej stają do nich poszukiwacze zarobków i posad, a nie utalentowani i zdeterminowani kreatorzy sztuki lirycznej, będący fachowcami, gwarantującymi profesjonalny poziom prowadzenia teatru.

Czy w ogóle tacy jeszcze są? Oczywiście! Należy tylko wyruszyć na ich poszukiwania, a nie czekać na podania konkursowych debiutantów, nierealnych marzycieli, lub zwykłych nieudaczników.

To tyle z operowego Białegostoku, gdzie komentowałem z estrady przebieg Tosci, podziwiłem wspaniałą formę wokalną Sylwestra Kosteckiego, najlepszego polskiego Cavaradossiego i mistrzostwo wokalne Jerzego Mechlińskiego, który wystąpił jako baron Scarpia. Zachwytów nad Toscą Ewy Vesin nie będę powielał radząc jej, aby nie znalazłszy należytego zainteresowania w Ojczyźnie stanęła do przesłuchań zagranicznych. Kontrakty i dobre propozycje posypią się, jak z rogu obfitości.

Ze zdumieniem oglądałem nowy gmach Opery i podziwiałem tłumy publiczności od rana (dzieci i młodzież) do wieczora (eleganccy, świetnie reagujący melomani) oblegający swój luksusowy przybytek wszelkich muzycznych gatunków teatralnych. Obiecałem przyjechać tu na zapowiedzianą premierę Czarodziejskiego fletu, w przekonaniu że należy szczególnie pilnie strzec artystycznej cnoty najmłodszej córy polskiej sztuki operowej.

                                                                                      Sławomir Pietras