Przegląd nowości

Pożegnalna płyta Kwartetu Tokijskiego

Opublikowano: niedziela, 15, wrzesień 2013 11:40

Kwartet Tokijski należy już do historii. Jak informują muzycy zespołu na swojej stronie internetowej, działalność artystyczną zakończył on w lipcu br., czyli po czterdziestu czterech latach istnienia. Jakie były powody tej decyzji? Obaj grający w nim Japończycy – Kikuei Ikeda (drugie skrzypce) i Kazuhide Isomura (altówka, jeden z jego założycieli) – postanowili przejść na emeryturę, pozostawiając otwartą furtkę dwóm młodszym kolegom, Kanadyjczykowi Martinowi Beaverowi (prymariusz) oraz Brytyjczykowi Clive’owi Greensmithowi grającemu na wiolonczeli. W odpowiedzi Martin Beaver napisał następujące słowa: „Uznaliśmy, że najlepszym sposobem, by godnie uczcić długą i znakomitą karierę naszego kwartetu, jest doprowadzenie go do pięknego zakończenia”.

CD Tokyo

Na pożegnalnej płycie Kwartetu Tokijskiego, wydanej przez Harmonię Mundi USA przed wakacjami, usłyszymy dzieła czeskich kompozytorów: XII Kwartet smyczkowy F-dur „Amerykański” op. 96 Antonina Dworzaka oraz I Kwartet smyczkowy e-moll „Z mojego życia” Bedrzicha Smetany. Nagrania zrealizowano w lutym 2006 r. w Nowym Jorku.

Co wyróżnia styl Kwartetu Tokijskiego na tle innych formacji, których płyty recenzowałem w tym roku na łamach Ruchu Muzycznego, czyli Kwartetu Smyczkowego im. Simona Bolivara oraz Kwartetu im. Walentyna Berlińskiego? Myślę, że przede wszystkim jakość brzmienia, które – mimo że stanowi zaletę każdego z tych zespołów – w przypadku „Tokijczyków” jest wyjątkowo szlachetne.


Gdy słucham ich interpretacji, dostrzegam w nich rozmaite obrazy, które muzycy malują dźwiękiem miękkim jak aksamit, rzeźbionym z wyczuciem na odcienie dynamiczne i barwę, oraz w odpowiednio dobranych proporcjach. Jest to w dużej mierze kwestia doświadczenia, ale także instrumentów, bo członkowie Kwartetu Tokijskiego grają na stradivariusach (sporządzonych w latach 1680-1736), które niegdyś należały do Paganiniego, a które w 1995 r. otrzymali z rąk japońskiej Fundacji Muzycznej Nippon.

Zdaje się, że prowadzone przez kameralistów frazy nie są poddane jakiejś ogólnej koncepcji formalnej, jak ma to miejsce w interpretacjach Kwartetu Smyczkowego im. Simona Bolivara i Kwartetu im. Walentyna Berlińskiego. Muzycy koncentrują się natomiast na detalach. Do tego stopnia, że „prześwietlają” partytury na wylot. Co warte podkreślenia, proponowana przez nich narracja okazuje się uporządkowana. Z jednej strony jest wystudiowana, pełna szlifu, ale przy tym dość mało spontaniczna; nie jest jednak blada ani przepracowana, nie brakuje jej energii, choć ta energia nie zawsze jest tak świeża, jak w nagraniach obu młodszych kwartetów.

Z drugiej strony interpretacje Kwartetu Tokijskiego są ekspresywne. W tym kontekście na uwagę zasługuje wykonanie Largo sostenuto z Kwartetu e-moll Smetany – naznaczone cierpieniem, głębokie, wręcz „ciężkie” emocjonalnie, ale jednocześnie wyrafinowane, a to głównie za sprawą precyzyjnie kształtowanej dynamiki, o czym świadczą wielopłaszczyznowe kontrasty między piano i forte.

Z kolei w finale pojawia się dużo radości, którą muzycy intensyfikują poprzez dokładną realizację rytmu, selektywną artykulację – grają krótkimi pociągnięciami smyczka – oraz zmiany natężenia dźwięku i relatywnie szybkiego tempa. Nawet w najtrudniejszych technicznie miejscach intonacja całej czwórki pozostaje bez zarzutu. Podobnie zresztą jak jakość brzmienia, które w epizodzie z tremolami na tle metalicznej barwy flażoletu w partii pierwszych skrzypiec jawi się bardzo nowocześnie. Czy kiedykolwiek ktoś tak to zagrał?

Prymariusz Kwartetu Tokijskiego, Martin Beaver, pięknie śpiewa, choć nie jest tak sugestywny jak Bartłomiej Nizioł z Kwartetu im. Walentyna Berlińskiego; Beaver wydobywa ze swoich skrzypiec dźwięk słodszy w barwie, ale mniej nasycony i nie tak wyrazisty artykulacyjnie. Jego największą zaletą jest jednak to, że doskonale potrafi stworzyć z pozostałymi członkami zespołu jeden organizm wykonawczy, ukierunkowany na „ducha” kameralistyki, jak również wypracować oryginalny styl, którego będzie nam brakowało.

                                                          Maciej Chiżyński (Res Musica)