Przegląd nowości

Krakowski „Trubadur” w drugiej odsłonie

Opublikowano: środa, 12, czerwiec 2013 09:49

Rok Verdiego ogłoszony w związku z obchodami 200 rocznicy urodzin Giuseppe Verdiego zaowocował kilkoma premierami jego dzieł. Jedną z nich jest nowa inscenizacja Trubadura, który w Operze Krakowskiej pojawił się po raz pierwszy w jej historii. I powiedzmy to sobie od razu w bardzo atrakcyjnej inscenizacji i formie.

Trubadur Kopec

 Dawno już nie oglądałem przedstawienia, w którym wszystkie elementy tak harmonijnie się ze sobą łączyły i współgrały zapewniając przedstawieniu nie tylko zwartość dramaturgiczną, ale i kondensację dramatyczną. Twórcą jego scenicznego kształtu jest Laco Adamik, który sprawnie przenosi akcją z miejsca na miejsce, dbając zarazem o wyrazistość kreślenia postaci dramatu i dynamikę scen zbiorowych. W budowaniu klimatu tej inscenizacji istotną rolę odegrała interesująca plastycznie scenografia Barbary Kędzierskiej i oświetlenie nadające każdej ze scen właściwy wymiar.


Ta opera od samego początku swojej historii budzi sprzeczne uczucia. Leo Slezak napisał: „O Trubadurze nie mogę niestety nic bliższego powiedzieć, bo chociaż śpiewałem w tej operze wiele razy, to jednak do dziś nie wiem dobrze o co tam chodzi.” Jeszcze dalej poszli w tym względzie Massimo Mila i Edward Hanslick, z czym już trudno się zgodzić. Pierwszy z panów określił Trubadura jako: najbardziej absurdalny i najbardziej szalony w melodramatów. Drugi napisał, że: „Muzyka Trubadura jest jednocześnie pełnym wyrazem artystycznego nieokrzesania Verdiego, jak i intensywności jego talentu”. Z kolei Temistocle Solera, pierwszy librecista Verdiego napisał wręcz: „Cammarano napisawszy libretto do Trubadura zasłużył sobie na dożywotnie galery”.

Trubadur 325-15

Wszystko to w żaden sposób nie przeszkodziło w zdobywaniu popularności tej opery jednakowo lubianej przez śpiewaków i publiczność. Ci pierwsi cenią sobie partie dające okazję do zaprezentowania wokalnego mistrzostwa i ekspresji. Drudzy kochają Trubadura za pełne dramatycznego wyrazu arie i dynamiczne sceny zbiorowe. Dzisiaj uważa się, że partytura Trubadura jest świetnie zinstrumentowana, a wielokroć powtarzane schematy rytmiczne są podstawowymi środkami budującymi sugestywność, wyrazistość i swoisty koloryt muzyki. Mamy tutaj tradycyjny układ zamkniętych numerów: aria, duet, scena ansamblowa, chór, zbiorowe finały typu concertato. Muzyka zaś została potraktowana jako prosty akompaniament, tyle, że niezwykle melodyjny, barwny i nabierający momentami tanecznych rytmów. Jednak nie pozbawiony bezpośredniej ekspresji i wielkich emocji. Wszystko to nie zmienia faktu, że jeżeli ktoś szuka w operze bogactwa pięknych melodii (pod tym względem już się Verdi nie powtórzy), wielkich emocji, efektownych scen zbiorowych i pięknych arii rozpisanych na piękne głosy to koniecznie powinien się wybrać na Trubadura, którego akcję rozpoczyna krótki orkiestrowy wstęp, doskonale zapowiadający atmosferę dramatu.


Wszystko to odnajdziecie państwo w krakowskim przedstawieniu, które jak już zaznaczyłem wyżej jest atrakcyjne nie tylko scenicznie, ale również pod względem wykonawczym. W przedstawieniu, które oglądałem (niedziela 9 czerwca) prym wiodły panie Ewa Vesin w partii Leonory i Agnieszka Rehlis jako Azucena. Głos pierwszej z pań ma mocne i wyrównane w każdym rejestrze brzmienie.Śpiewaczka operując nim z zadziwiającą swobodą nasyca partię Leonory wieloma odcieniami barw i ekspresji ujmując zarazem znakomitym legato, pięknymi pianami, świetnie wytrzymywaną górą. Jest przy tym bardzo wiarygodna aktorsko. Agnieszka Rehlis imponuje siłą brzmienia swojego pięknego mezzosopranu oraz żywiołową, pełną dramatyzmu i pasji interpretacją.

Trubadur 325-27

 Jej Azucena jest trochę zbyt histeryczna, jakby pogrążona w obłędzie, ale ma w sobie tkliwość matki i nienawiść córki, której matkę okrutnie skrzywdzono. Relis zachwyca przy tym pewnym prowadzeniem frazy i płynnym legato oraz znakomitą techniką belcantową. Dainius Stumbras na początku nieco spięty, jednak z minuty na minutę on nabierał pewności siebie, a jego głos blasku i mocy. W sumie zaśpiewał partię okrutnego hrabiego di Luny bardzo naturalnie ujmując szlachetnym brzmieniem głosu, któremu potrafi nadać ciemną dramatyczną barwę. Pięknie zaprezentował się tak pod względem wokalnym jak i aktorskim Tomasz Kuk pokonujący swobodnie tenorową partię Manrica. Z całej obsady najmniej podobał mi się Jozef Benci w roli Fernanda, brakowało mu nie tylko potęgi brzmienia, ale też swobody w prowadzeniu frazy.

Wiele uznania mam tym razem dla Tomasza Tokarczyka, który nie tylko dobrze przygotował orkiestrę, ale również prowadził cały spektakl precyzyjnie i dynamicznie, ale nie szarżując w tempach i pozwalając przy tym śpiewakom na swobodne prowadzenie frazy. Tokarczyk dyryguje z wielką pasją wydobywając z partytury całe jej brzmieniowe i rytmiczne bogactwo. Muzyka pod jego batutą pulsuje namiętnościami stając się prawdziwym dramatem uczuć.

                                                                   Adam Czopek