Przegląd nowości

Wstrząsająca „Traviata” w Angers Nantes Opéra

Opublikowano: czwartek, 06, czerwiec 2013 19:00

W momencie swojego powstania Traviata była operą na wskroś nowoczesną, w tym sensie, że odważnie zrywała z panującymi w tamtych czasach tradycjami i nawykami publiczności, zachwycającej się głównie podniosłymi tematami i mitologicznymi wątkami poszczególnych librett. Tym razem po raz pierwszy w historii gatunku pokazano utrzymany w intymnym stylu temat współczesny, stanowiący dokładne i pozbawione jakiegokolwiek historycznego czy geograficznego kamuflażu odzwierciedlenie społeczeństwa, w którym owa publiczność na codzień funkcjonowała. Chodziło tu w dodatku o obraz nie tylko wyjątkowo krytyczny, ale także wręcz oskarżycielski, co wprawiło ówczesnych widzów w spore zdumienie i zakłopotanie.

Traviata,Nantes 1

To przecież z tego powodu trzeba było czekać aż parę lat na to, aby Traviata mogła być wystawiona zgodnie ze wskazówkami kompozytora, to znaczy we współczesnych, a nie historycznych strojach. Oczywiście dzisiaj już prawie nic nie jest w stanie nas zaszokować, a powszechnie znana tragedia umierającej w młodym wieku kurtyzany stała się już od dawna elementem zbiorowej świadomości miłośników literatury i opery. W tym miejscu zresztą pojawia się pewien problem, polegający na tym, że od wielu lat zdążyliśmy już sobie wyrobić sentymentalny i mocno w stosunku do oryginału Aleksandra Dumasa zdeformowany wizerunek tej słynnej postaci. Powiedzmy zatem od razu, że nowa produkcja Traviaty w Angers Nantes Opéra chwalebnie odbiega od powierzchownych schematów i banalnych pomysłów inscenizacyjnych, przywracając tytułowej bohaterce jej prawdziwy wymiar w zakresie prawdy psychologicznej i doprawdy zaskakującą uniwersalność. Tym samym oryginalna propozycja kierowanego przez Jean-Paula Davois teatru wyróżnia się pozytywnie wśród licznych realizacji rzeczonego dzieła, jakie z okazji Verdiowskiej rocznicy można obejrzeć na wielu międzynarodowych scenach.


Autorka pokazywanej najpierw w Angers, a obecnie w Nantes inscenizacji (te oba teatry funkcjonują pod tą samą dyrekcją i w ramach tej samej struktury organizacyjnej) jest Emmanuelle Bastet, była asystentka Daniela Mesguisha, Jorge’a Lavelliego i Roberta Carsena. W jej ujęciu Violetta Valéry jest, podobnie jak inne prostytutki, istotą zarazem uwodzącą i grzeszną, niebezpieczną dla mężczyzn, których rujnuje i popycha do złych czynów, ale także równie niebezpieczną dla społeczeństwa, gdyż wydobywa na światło dzienne jego ciemną i przesyconą hipokryzją stronę. Zarazem Bastet zwraca uwagę na fascynującą złożoność osobowości Violetty, rozdartej pomiędzy przepychem i niemalże niewinną czystością, grzechem i cnotą, zepsuciem i szlachetnością serca. Rezygnując ze swego szczęścia zamienia się ona wprawdzie w godną współczucia ofiarę, ale ów czyn pozwala jej jednocześnie podnieść się z moralnego upadku. Reżyserka uwydatnia sprzeczności i paradoksy tej postaci, która z jednej strony dąży do pełnej afirmacji swej niezależności, zaś z drugiej pozostaje we władzy mężczyzn i całego społeczeństwa. Jej niewątpliwie szczera i bezinteresowna miłość do Alfreda jest zarazem motywowana pragnieniem odzyskania powszechnego szacunku i społecznego uznania, czyli również odzyskania kobiecej i po prostu ludzkiej godności.

Traviata,Nantes 3

Tę złożoność psychologicznego profilu Violetty doskonale oddaje wcielająca się w tytułową postać rumuńska sopranistka Mirella Bunoaica, ujmująca piękną barwą po mistrzowsku prowadzonego głosu, lekką i osiąganą bez wysiłku górą, ale także porażająca nacechowaną wrażliwością i delikatnością grą aktorską. W jej kreacji uderza owo rozdarcie bohaterki pomiędzy jej społecznym wizerunkiem i intymnym życiem wewnętrznym, pełną świadomością swego położenia i niemalże dziecinnymi marzeniami, szaleńczym pragnieniem życia i przeczuciem zbliżającego się końca. Jej partnerem w roli Alfredo jest utalentowany, choć nieco zbyt siłowo śpiewający litewski tenor Edgaras Montvidas, imponujący głęboką identyfikacją z kreowaną postacią i zaangażowaniem scenicznym. Prawdziwe wzruszenie wywołuje występ greckiego barytona Tassisa Christoyannisa, który potrafi nasycić partię Giorgio Germonta rzadko spotykanym humanizmem i ukazać autentyczne cierpienie tego odczuwającego wyrzuty sumienia ojca. Poza tym nie zawodzą mezzosopranistka Leah-Marian Jones w roli Flory Bervoix i sopranistka Cécile Galois jako Annina, a także bardzo tutaj eksponowany chór, nad którego przygotowaniem czuwała Sandrine Abello. Pod dynamiczną batutą włoskiego kapelmistrza Roberto Rizzi Brignoliego Orchestre National des Pays de la Loire brzmi soczyście i barwnie, przykuwając uwagę szeroką paletą ekspresji i bezbłędnie prowadzoną dramaturgią dźwiękową.


Wróćmy jednak jeszcze do inscenizacji Emmanuelle Bastet, przygotowanej przy współpracy Barbary de Limburg (dekoracje), Véronique Seymat (kostiumy) i François Thouret (oświetlenie). Godne podziwu jest to, że wymykająca się realizmowi i przyjmująca abstrakcyjny wydźwięk wizja plastyczna staje się w zasadzie odzwierciedleniem przestrzeni mentalnej tragicznej kurtyzany, przywołując zarazem związane z tą historią seksu, pieniędzy, śmierci i dramatu samotności uczucia. Cała akcja rozgrywa się w prawie pustym pomieszczeniu, którego ścianami są umieszczone z trzech stron sceny wielkie zwierciadła. Przypomina ono rodzaj gabloty, w której wystawiona na widok publiczny Violetta zamienia się w luksusowy i kompletnie zdehumanizowany obiekt męskiego pożądania. Mamy tu też do czynienia z ideą narcystycznych skłonności próżnej kobiety, przeglądającej się bezustannie w lustrach i szukającej w nich potwierdzenia własnych wdzięków i atrakcyjności. Zarazem dostrzegane w różnych miejscach odbicia symbolizują świat złudzeń, mylące pozory, a może też psychiczną i moralną przepaść.

Traviata,Nantes 2

Po środku pokoju umieszczone jest łóżko, pełniące kolejno funkcję miejsca cielesnych uciech, odzwajemnionej miłości, ofiarnego ołtarza i wreszcie w finale - żałobnego katafalku. Duże wrażenie wywiera scena, w trakcie której Violetta otwiera szafę wypełnioną niezliczoną ilością par pantofli z zadziwiająco wysokimi obcasami. Owe pantofle symbolizują seksualne fantazmy, ale także tortury, jakich nieraz doznają sprzedające swoje ciało kobiety. Ciekawą rolę odgrywają też w omawianej wizji kwiaty. Otóż ofiarowana na początku przez Violettę zakochanemu w niej Alfredo róża zamienia się następnie w skrywające miłosne wyznania pary kochanków rozarium, a po wymuszeniu przez Giorgio Germonta na Violetcie zrezygnowania z narodzonej dopiero co miłości - w kwietny, ale już kolczasty krzak. Niezapomniane wrażenie wywiera ponadto scena finałowa, kiedy to zbudowane ze zwierciadeł ściany unoszą się w górę odsłaniając pustą i ciemną przestrzeń, w której umierająca kurtyzana musi stawić czoła bezgranicznej samotności, a jednocześnie wyzwalającej ją z cierpień śmierci. Poruszające jest to, że wszystko w tej inscenizacji ma swój precyzyjnie zaplanowany sens i znaczenie: każdy szczegół scenograficzny, każdy przedmiot i sugestywnie prowadzona reżyseria świateł, zmieniające barwy - i ukazujące w ten sposób stopniową ewolucję postaci - stroje, wreszcie każdy gest, postawa i spojrzenie. Nie ma w tej wizji nadmiaru i zbytecznych elementów, nie ma sztuczności i jakichkolwiek przerysowań, ani wyłącznie ozdobnej dekoracyjności. Jest natomiast niezwykle trafny i ekspresyjny ton prowadzenia narracji, jest najwyższej próby teatr i wielka sztuka. To z pewnością jedna z ciekawszych realizacji operowych zbliżającego się do końca sezonu.

                                                                                 Leszek Bernat