Przegląd nowości

Falstaff, czyli opowieści lasku windsordskiego

Opublikowano: czwartek, 21, marzec 2013 20:51

Ostatnia opera Giuseppe Verdiego stanowi przykład wyciągnięcia przez sędziwego kompozytora wniosków z wagnerowskiej reformy tego rodzaju sceniczno-muzycznego i przystosowania ich do włoskich realiów oraz własnego stylu artystycznego. Wyrazem powyższego stało się przede wszystkim usunięcie, poza nielicznymi wyjątkami, zamkniętych numerów solowych i zespołowych i zastąpienie ich przez dialogi, odpowiadające wartko płynącej akcji scenicznej. Dominuje w tym dziele styl konwersacyjny, zanim jeszcze samo to określenie wprowadził Richard Strauss, oparty na parlandzie jako głównej formie śpiewu.

Falstaff 05-64

Poza tym partia orkiestrowa, nie wykraczając w zasadzie poza funkcje akompaniatorskie, podpowiada wręcz konkretne rozwiązania sytuacyjne za sprawą ilustracyjnych motywów melodycznych oraz rozwiązań rytmicznych, organizujących ruch sceniczny. Charakteryzuje ją ponadto zastosowanie „uczonych” technik polifonicznych z finałową fugą Tutto nel mondo é burla na czele, raczej obcych tradycji włoskiej. W muzyce też zawarty jest cały komizm sytuacyjny, wynikający z libretta, opracowanego przez Arriga Boito, poetę z tzw. ugrupowania „rozczochranych” i kompozytora w jednej osobie, wcześniej skądinąd zagorzałego przeciwnika Verdiego jako przedstawiciela, w opinii młodszego pokolenia, przebrzmiałych tendencji artystycznych.


Wrocławska inscenizacja Falstaffa, autorstwa Waldemara Zawodzińskiego, jest najbardziej spójnym przedstawieniem, tak pod względem muzycznym, jak i teatralnym, z zaprezentowanych w ramach Dni Wagnerowsko-Verdiowskich, czyli trwającego od 9 do 20 marca przeglądu twórczości obydwu twórców w związku z dwóchsetleciem ich urodzin. Jedynym może dysonansem, kładącym się pewnym cieniem na ogólnym wrażeniu, jest karykaturalne przerysowanie postaci Meg Page, sprawiającej wrażenie, delikatnie rzecz ujmując, niezrównoważonej psychicznie, o czym świadczyć może nieustannie uniesiony do góry wskazujący palec u prawej ręki, a z czym korespondują równie dziwaczne miny i ruchy.

Falstaff 05-83

Falstaff, to wręcz wymarzona rola dla Bogusława Szynalskiego na obecnym etapie jego artystycznej kariery. Charakterystyczna zarówno pod względem wizerunku scenicznego, jak i środków wyrazu wokalnego, znajduje w jego osobie idealnego wręcz odtwórcę. Wydobywa komizm słowny poprzez odpowiednią artykulację i rozłożenie akcentów, zarówno w odniesieniu do naturalnej prozodii, jak i towarzyszącego ukształtowania melodycznego krótkich dialogów i dłuższych monologów, np. L'onore? Ladri!, w przeważającej mierze przybierających postać recytatywów. A przy tym odznacza się autentyczną siłą komiczną, pozwalającą uwiarygodnić wizerunek sceniczny podstarzałego pieczeniarza, opoja i lowelasa w jednej osobie.

Zrazu mogło się wydawać, że brzmienie i emisja głosu Macieja Krzysztyniaka jako Pana Forda pozostawiają nieco do życzenia, ale w monologu zdradzonego męża E' sogno o realtà? wykazał się ogromną siłą wyrazu, budzącą autentyczne wzruszenie, a zarazem podziw dla umiejętności interpretacyjnych.


Znakomitą Panią Quickly, charakterystyczną, acz nie przerysowaną, również wokalnie, okazała się Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak. W jej ceremonialnych powitaniach Falstaffa za pomocą słowa „Reverenza!” Verdi w parodystyczny sposób nawiązał do arcydzieła włoskiej opery komicznej, a mianowicie Cyrulika sewilskiego i sceny, kiedy Almaviva jako fałszywy nauczyciel muzyki wkrada się w przebraniu do domu Don Bartola, oddając mu w przesadny sposób wyrazy szacunku poprzez natrętne powtarzanie zwrotu: Pace e gioia il ciel vi dia. Skądinąd pamiętać należy, iż Falstaff jest spadkobiercą wcześniejszych tego typu operowych figur buffa, a więc właśnie rossiniowskiego Don Bartola, ale i donizettiowskiego Don Pasquale, budzących śmiech, pomieszany wszakże na przemian z antypatią i współczuciem, kiedy udaremnienie ich machinacji i wykpienie przybiera zbyt okrutny obrót.

Falstaff 05-112

Jolanta Żmurko w pełni odnalazła się w partii pani Ford, choć w przeważającej mierze jest ona wtopiona w większe sceny zespołowe, ale mimo to jej mocny głos przebijał się i można było podziwiać jego giętkość w wokalnych figuracjach w kwartecie Quell'otre, quel tino, a zarazem łatwość podawania tekstu. A przy tym artystka odznacza się znacznym temperamentem i vis comica, którego próbę dała już wcześniej w roli Anusi w weberowskim Wolnym strzelcu.

W postać o tym samym imieniu, ale tym razem w operze Verdiego wcieliła się Marta Brzezińska, z dużym wdziękiem i lekkością wykonując romancę Sul fil d'un soffio etesio. Jej partnerem jako Fenton był Łukasz Gaj, choć odnoszę wrażenie, że opera włoska nie jest jego naturalnym powołaniem, albowiem jego głosowi zdaje się lepiej odpowiadać prozodia niemiecka i rosyjska, a także recytacyjny styl, właściwy dla dramatów muzycznych Wagnera i Musorgskiego. Podkreślić jednak należy, iż para młodych kochanków obsadzona została przez artystów w tym samym mniej więcej wieku, co w operze wcale nie bywa regułą, a co okazało się w tym przypadku posunięciem bardzo ujmującym.

Nad całością w pełni panowała Ewa Michnik, nadając przedstawieniu lekkość, wynikającą z fakturalnej przejrzystości partytury, w tym i orkiestracji, a żywe tempo pozwalało cieszyć się ze skrzącego się humorem biegu wypadków.

                                                                          Lesław Czapliński