Przegląd nowości

„Przygody Lisiczki Chytruski” w Opéra national du Rhin w Strasburgu

Opublikowano: poniedziałek, 18, luty 2013 16:03

Opéra national du Rhin w Strasburgu, w której kierownictwo artystyczne sprawuje Marc Clémeur, kontynuuje rozpoczęty w 2010 roku i „pilotowany” przez reżysera Roberta Carsena cykl oper Leosza Janaczka. Do tej pory mogliśmy już tutaj oglądać realizacje Jenufy, Sprawy Makropulosa i Katii Kabanowej, teraz zaś przyszła kolej na bardzo nietypową w całej twórczości czeskiego kompozytora pozycję: Przygody Lisiczki Chytruski - zresztą nietypową pod wieloma względami.

Lisiczka 2

Po pierwsze mamy tu do czynienia z jedynym dziełem, do którego Janaczek sam napisał libretto. Zainspirowała go historyjka Rudolfa Tešnohlidka z ilustracjami Stanislava Lolka, drukowana w odcinkach w brneńskich „Lidovych Nowinach” w roku 1920, a bezpośrednim impulsem do zabrania się do pracy były podobno wybuchy śmiechu czytającej ją służącej kompozytora.

Lisiczka 3

Po drugie, nawet jeśli nie chodzi w tym przypadku o jego ostatnią operę, to słusznie uważa się ją za rodzaj muzycznego i filozoficznego testamentu Janaczka, ze względu na bogactwo zawartych w niej idei i ukazanie przenikniętej głębokim humanizmem wizji ludzkiego losu. Jest coś wzruszającego w tym, że pod koniec życia twórca decyduje się na opowiedzenie wypełnionej zwierzętami, ptakami i insektami historii, która przecież nie jest zwykłą bajką dla dzieci, lecz właśnie sposobem na przekazanie własnego rozumienia świata. Nie ma w niej właściwie żadnego przesłania moralnego, chociaż obecność zwierząt i ludzi, którzy - niezależnie od dzielących ich różnic i prowadzonej nieraz walki - muszą znaleźć jakieś rozwiązania w celu harmonijnego współistnienia, nadaje całej treści głębsze znaczenie.


Oba te gatunki żyją bowiem w tej samej przestrzeni: tzn. naturze, w symbiozie z jej pięknem i tajemnicami, z jej powtarzającymi się co roku zmianami pór roku. Za pewną sympatyczną naiwnością i humorem rzeczonej opery kryje się zatem tematyka podstawowego sensu istnienia i - jako się rzekło - filozoficzna refleksja.

Lisiczka 4

Liczne tutaj zabawne epizody rozgrywane w lesie przeplatają się ze scenami usytuowanymi w oberży, podczas których nostalgicznie nastawieni ludzie rozpaczają nad swoim losem, niespełnionymi pragnieniami i utraconymi złudzeniami. Ich niepokój wynika ze świadomości upływającego czasu i perspektywy czekającej każdego z nas śmierci, która zresztą jest przeznaczeniem zarówno człowieka, jak i zwierząt.

Lisiczka 5

Finał Przygód Lisiczki Chytruski posiada jednak wydźwięk zdecydowanie optymistyczny. Otóż zmęczony Leśniczy, który uprzednio przypadkowo zastrzelił Lisiczkę, zasypia w lesie wypełniającym się stopniowo młodymi zwierzątkami, wśród których znajduje się dziecko tytułowej bohaterki, niesamowicie podobne do swojej mamy. Oznacza to, że wszystko to co umiera odżywa w innej formie dzięki odwiecznemu cyklowi natury. U Janaczka to właśnie zwierzęta pokazują człowiekowi to nieustające odnawianie się życia i w tym sensie dają nam odpowiedź na dręczące nas rozterki. Wbrew tytułowi tej oryginalnej opery, jej głównym bohaterem jest zatem szeroko rozumiana natura - to w kontakcie z nią ludzie odnajdują spontaniczność, pocieszenie i szczęście.

 


Przygody Lisiczki Chytruski nie posiadają właściwie linearnej narracji dramaturgicznej, lecz są zbudowane w oparciu o pozornie niezależne sceny, tak jakby kompozytor chciał nadać każdemu z epizodów odmienną i tylko jemu właściwą atmosferę. W podobnym stylu skomponowana jest inscenizacja Roberta Carsena, osadzona w pomysłowej i niezwykle funkcjonalnej scenografii Gideona Daveya. Całą przestrzeń wypełnia ewokująca falisto-pagórkowatą scenerię leśną perspektywa, zmieniająca swój wygląd w zależności od pór roku.

Lisiczka 7

Pozostajemy pod wielkim wrażeniem jesieni, świetnie oddanej za pomocą opadających ze sznurowni liści, przywołanego szeroko rozciągniętą tkaniną krajobrazu zimowego i pomysłowo pokazanych, powolnym owej tkaniny ściąganiem, wiosennych roztopów, wreszcie - wyczarowaną na scenie soczystą zielenią świeżej trawy.

Lisiczka 6

Carsen słynie z niebywałych umiejętności prowadzenia od razu rozpoznawalnej, bo jemu tylko właściwej, i w najmniejszym szczególe przemyślanej reżyserii świateł. Także i w tym przypadku bajkowe i magiczne - na ogół rzucane w poziomie - projekcje świetlnych wiązek od razu jakby wciągają widza w sam środek natury, której przecież omawiana opera jest hymnem pochwalnym. Zaś o ludzkiej obecności przypomina okazjonalnie przez Carsena pokazywane podwórko domu Leśniczego i oberża. Szczególne znaczenie mają niezwykle atrakcyjne z plastycznego punktu widzenia i doskonale imitujące poszczególne zwierzęta stroje (autorzy spektaklu zrezygnowali jednak z masek), które również wymyślił wspomniany Gideon Davey. Widok podekscytowanych i poruszających skrzydłami kur czy fruwających w przestworzach Puszczyka, Dzięcioła i Sójki nie tylko szczerze bawi publiczność, ale także sugestywnie wprowadza nas w leśną rzeczywistość.


Ponadto dużą wiernością w stosunku do wskazówek libretta odznacza się realistycznie prowadzona gra aktorska, aż do złudzenia naśladująca zachowania różnych zwierząt, nie stroniąca nawet od precyzyjnego odtwarzania ich fizjologicznych, czyli naturalnych, odruchów i czynności (na przykład Lisiczka robiąca siusiu na Borsuka, żeby go przepędzić z nory, czy zbiorowe sceny wesołego kopulowania). Nie sposób nie zachwycić się tym mistrzowskim przeplataniem epizodów „ludzkich” i „zwierzęcych” oraz podtrzymywaniem właściwego rytmu spotkań i intereakcji zachodzących pomiędzy wykonawcami wcielającymi się w te dwie kategorie współżyjących ze sobą istot.

Lisiczka 1

Pod względem wokalnym przedstawienie w Strasburgu sprawia wiele satysfakcji, przede wszystkim dlatego, że wszystkie, nawet te drugorzędne role zostały obsadzone wyjątkowo starannie i celnie. Wiarygodną, porywającą fizyczną sprawnością i przednim aktorstwem Lisiczką jest angielska sopranistka Rosemary Joshua, młodzieńczo-czarująca, błyskotliwa pod każdym względem artystka. Zaangażowaniem nie ustępuje jej śpiewająca partię śmiertelnie zakochanego Lisa - nieustannie walczącego o wolność względem ludzkich istot - czeska mezzosopranistka Hannah Esther Minutillo. Również z Czech pochodzi ucieleśniający buszującego po lesie kłusownika Harăste Martin Bárta, a obok niego pełną sympatię widzów zyskuje amerykański baryton Scott Hendricks (znany Polakom z kreacji roli Króla Rogera na Festiwalu w Bregenz i w Barcelonie) wcielający się w ważną tutaj postać Leśniczego.


W charakterystycznych rolach Nauczyciela, Proboszcza i Żony Leśniczego (a zarazem Puszczyka) prezentują się przekonująco belgijski tenor Gijs Van Der Linden, włosko-hiszpański baryton Enric Martinez-Castignani i holenderska mezzosopranistka Corinne Romijn. Oprócz członków miejscowego chóru, jak zawsze niezawodnie przygotowanego przez Michela Chaperona, hasającymi radośnie po lesie zwierzątkami są uczniowie z pracującego na codzień pod kierunkiem Philippe’a Utarda zespołu dziecięcego.

Lisiczka 8

Nad realizacją trudnej dla wykonawców partytury Janaczka (zmienne rytmy, szaleńcze przyśpieszenia czy problemy synchronizacji pomiędzy wszystkimi grupami instrumentalnymi) czuwa prowadzący wprawną ręką Orkiestrę Symfoniczą z Miluzy Friedemann Layer. I choć gra tego zespołu nie jest wolna od różnych mankamentów, to przecież trzeba przyznać, że doświadczonemu dyrygentowi udaje się zgodnie z zamierzeniem kompozytora nadać całej interpretacji kameralny charakter i doprowadzić do indywidualnego traktowania każdego z instrumentów. Layer wyraźnie pokazuje, że muzyka Janaczka nie posiada intencji imitacyjnych czy opisowych, tylko że jej celem jest przede wszystkim kreowanie klimatów, a za ich pomocą przywoływanie danego miejsca i znaczenia sceny, która się w nim rozgrywa.

Lisiczka 9

Na zakończenie chciałbym z dużą radością poinformować, iż Przygody Lisiczki Chytruski nie kończą cyklu oper Janaczka w Operze Strasburga, albowiem na rozpoczęcie przyszłego sezonu dyrektor Marc Clémeur zapowiada już kolejną nową, również powierzoną Robertowi Carsenowi, inscenizację: Z martwego domu, która już teraz jest oczekiwana jako ważne wydarzenie artystyczne. I słusznie.

                                                                         Leszek Bernat