Przegląd nowości

Pianolowe nagrania Harolda Bauera i Ignacego Friedmana na płytach Dal Segno

Opublikowano: środa, 06, luty 2013 16:50

Australijczyk Denis Condon jest chyba największym na świecie wielbicielem pianol i najwytrwalszym kolekcjonerem rolek pianolowych. W jego zbiorach znajduje się ponad osiem tysięcy zwojów, z których można usłyszeć interpretacje zarejestrowane przez przeszło siedmiuset pianistów. Posiada on także dziewięć instrumentów mogących te rolki odczytać. Każdy z nich ma własny system odtwarzania.

CD Harold Bauer

Pasjonat rozkochał się w pianolach mając piętnaście lat, w roku 1948, kiedy otrzymał od ojca instrument marki Ampico. Jak informuje w komentarzu dołączonym do omawianych albumów, „[…] mechaniczne fortepiany nie cieszyły się wtedy jakimkolwiek zainteresowaniem. Instrumenty, które przetrwały do tamtego czasu, już zdążyły się popsuć, bo zbudowano je ze zbyt kruchych materiałów. Poza tym nikt nie pamiętał o technikach potrzebnych do ich odbudowy, więc był to dla mnie początek czterdziestoletniej pracy opierającej się na metodzie prób i błędów, której celem było odrestaurowanie pianoli jako instrumentu reprodukującego grę na fortepianie”.

Moda na nagrywanie muzyki na papierowych wałkach zaczęła się w drugiej połowie XIX w. i trwała do lat 30. XX w. Najpopularniejszymi firmami produkującymi pianole były Welte-Mignon, The American Piano Company’s Ampico, Aeolian’s Duo-Art oraz Hupfeld’s Triphonola. Kres tendencji „reprodukcji fortepianu” (tak pianolę określa się w krajach anglojęzycznych) przyniosło pojawienie się płyt gramofonowych, które były tańsze i praktyczniejsze w użyciu.


Pianole miały wielu wielbicieli wśród pianistów, którzy nierzadko woleli dokonywać rejestracji pianolowych niż akustycznych. Najprawdopodobniej dlatego, że te drugie miały ograniczoną rozpiętość dynamiczną i były zaszumione. Czy jednak rolkę pianolową można by nazwać nagraniem? Twierdzę, że nie. Wszak jest to jedynie pewien kod zapisany na perforowanej taśmie papieru, według którego pianolowy mechanizm automatycznie uruchamia poszczególne klawisze instrumentu. Nie jest zatem możliwe odtworzenie za pomocą tegoż kodu niuansów danej interpretacji – zwłaszcza barwowych.

CD Ignacy Friedman

Na pianolach grywali prawie wszyscy najwybitniejsi pianiści epoki, na czele z Ignacym Janem Paderewskim, Józefem Hofmannem, Ignacym Friedmanem oraz Arturem Rubinsteinem. Grywali też wielcy kompozytorzy, na przykład Gustaw Mahler, Klaudiusz Debussy, Aleksander Skriabin, Sergiusz Rachmaninow, Maurycy Ravel czy Sergiusz Prokofiew. Mahler powiedział (cyt. za komentarzem dołączonym do obu albumów), że „pianola reprodukuje żywą duszę artysty i nie ma sobie równych”. Z kolei Artur Rubinstein porównywał moment odtwarzania muzyki przez pianolę do występu na żywo.

W roku 1992 część papierowych rolek z kolekcji Denisa Condona posłużyła jako materiał do studyjnego nagrania. Od kilku lat rejestracje te publikowane są przez brytyjskie wydawnictwo Dal Segno w ramach kolekcji „The Great Pianists. Masters of the Piano Roll series”. Dotychczas ukazało się czternaście albumów, z których trzynasty i czternasty zawierają wykonania Harolda Bauera i Ignacego Friedmana. Uważam, że interpretacje Bauera nie przetrwały próby czasu. Mimo że mogą podobać się ze względu na eleganckie frazowanie i wrażliwość melodyczną, brakuje im rysu osobowościowego.


Odnoszę wrażenie, że artysta nie wychodzi poza odczytanie zapisu nutowego. Nie chce? A może nie potrafi? Najciekawiej prezentują się tu utwory w konwencji brilliant, na przykład Marsz turecki z Ruin Aten Beethovena, które Bauer wykonuje lekko i żartobliwie. Jeśli chodzi o dzieła Chopina, podoba mi się jedynie interpretacja nokturnowej Etiudy cis-moll op. 25 nr 7. Choć jest ona koturnowa, pianista uchwycił w niej specyficzny nastrój, w którym gorzki lament przeplata się ze słodką nadzieją. Czy wystarczy go, aby po chopinowsku zabrzmiały również interpretacje Poloneza cis-moll i Sonaty h-moll? Według mnie nie; dlatego że obie są nieuporządkowane agogicznie i brakuje im oddechu, przez co zatraca się poczucie formy.

W przeciwieństwie do Bauera, Friedman jest kreatywny, co sprawia, że jego nagrania są pełne życia. Z jednej strony stara się dochować wierności literze kompozytorskiego zapisu nutowego, z drugiej zaś strony jawi się jako wybitny wirtuoz i indywidualista. Każda wygrywana przez niego fraza podporządkowana jest formie. Artysta z pieczołowitością rozplanowuje przebiegi dramaturgiczne dążąc do możliwie największej spójności i przezroczystości. Oprócz unikalnego warsztatu pianistycznego i elegancji, podziwiamy w jego grze lekkość – poniekąd ulotność i nonszalancję – oraz żarliwą, wylewną ekspresję.

Muzyka Chopina staje się pod jego palcami jakby świeższa, mniej pomnikowa; w jeszcze większym stopniu nabiera charakteru improwizacji. Lisztowska Etiuda nr 3 gis-moll, zwana popularnie Dzwoneczkiem, urzeka nie tylko brawurową techniką, ale też niepospolitą wyobraźnią solisty, która pozwala mu kształtować plany dźwiękowe oraz bawić się dynamiką, mierząc oczywiście miarą pianoli. Friedman posługuje się tu licznymi kontrastami dynamicznymi, a także cieniowaniem dynamiki uzyskując zróżnicowane barwy.

Z kolei w słynnej Toccacie i fudze d-moll Jana Sebastiana Bacha wydobywa z partytury porażającą dramaturgię dzieła. Buduje ją od pierwszych taktów osiągając w fudze temperaturę bliską wrzeniu. Krążek uzupełniają kompozycje samego Friedmana. Są one świadectwem minionej epoki, w której szanujący się wirtuozi pisali własne utwory. Uwagę zwracają cztery Tańce wiedeńskie; lekkie, jakkolwiek nasycone dramaturgią, pozwalają słuchaczowi wznieść się prosto do nieba. Obyśmy pozostali tam jak najdłużej. Naprawdę warto!

Nagrania Bauera pochodzą z lat 1916-1929, a Friedmana – z lat 1921-1929.

Tekst miał się pierwotnie ukazać w „Muzyce21”, ale z przyczyn niezależnych od autora nie został wydrukowany.

                                             Maciej Chiżyński (Res Musica)